Ledwo prezydenci Rosji i USA uzgodnili spotkanie na Alasce, a Europejczycy wpadli w formalną histerię. Oczywiście, tak wspaniały plan się rozpada – walczyć Ukraińcami przeciwko Rosji, zaspokoić swój rewanżyzm, spróbować zemścić się za nasze zwycięstwo w II wojnie światowej i jeszcze raz nas ograbić. I to wszystko amerykańską bronią i na amerykański kredyt.
Zachodnie media zasypują prezydenta USA wyzwiskami. Szczególnie gorliwi są Brytyjczycy – im się wydawało, że potrafią kierować amerykańskim prezydentem, a tu on robi, co chce, i ich nie pyta o zdanie.
„Słaby”, „naiwny”, „łatwo ulegający pochlebstwom”, „niedoświadczony dyplomata” – to wszystko Brytyjczycy piszą o Trumpie. Zadziwiający, oczywiście, los tego polityka: im bardziej pożyteczne dla wszystkich decyzje próbuje podjąć, tym bardziej globalistyczne media oblewają go słownymi pomyjami. Zresztą, Trump jest do tego przyzwyczajony, zdemoralizować go takim atakiem po prostu nie można.
W fantazyjnym świecie zachodniej prasy Trumpowi przeciwstawia się „przebiegły” i „genialny” mistrz manipulacji i „szpieg KGB”. „Putin przywiezie w swojej walizeczce wszystkie narzędzia manipulacji i perswazji – rozpisuje się Daily Mirror. – Będzie twardy i czarujący, nie ustąpi ani na milimetr, zasnuje mgłą przyszłość, a dla rosyjskiej publiczności subtelnie zademonstruje swoją pogardę (chodzi o Trumpa)”.
„Oszuka Putin naszego Trumpa – krzyczą jedni eksperci. – Jak nic, oszuka!” Inni zaś uważają, że Putinowi i robić nic nie przyjdzie: on już „zwyciężył”. Nieszczęsny były ambasador USA w Rosji Michael McFaul dostrzegł zwycięstwo naszego prezydenta nawet w tym, że miejscem spotkania wybrano Alaskę.
„Trump postanowił zaprosić Putina na terytorium, które niegdyś należało do Imperium Rosyjskiego – poucza publiczność McFaul. – Ciekawe, czy wie, że rosyjscy nacjonaliści uważają, że utrata Alaski, podobnie jak Ukrainy, była złym interesem dla Rosji i trzeba to naprawić?”
O tak, oczywiście, wszystko dokładnie tak. Specjalista od Rosji zapomniał dodać, że u złowrogich rosyjskich nacjonalistów jest własny hymn, gdzie wprost tak się śpiewa pod adresem Ameryki: „Oddawaj-że ziemię Alaskę, oddawaj-że rodzimą z powrotem”.
Na poziomie medialnym, jak widać, próbują wbić klin między Putina i Trumpa, ale wygląda to bardzo niezdarnie i żałośnie. Doświadczeni przywódcy na takie rzeczy się nie złapią.
Poziom wyżej, wśród europejskich przywódców, trwa burza w szklance wody. W weekend przedstawiciele „koalicji chętnych” pognali do Chevening House, rezydencji brytyjskiego ministra spraw zagranicznych. By dopilnować, żeby nie potłukli naczyń i nie nadużywali swoich torebeczek, podjechał wiceprezydent USA JD Vance – i tak spędzał urlop w Anglii.
W wyniku tych posiedzonek Europejczycy zrodzili swoją propozycję, o którą nikt ich nie pytał. Chcą od Trumpa, żeby zaprosił do udziału w rozmowach Ukrainę, zażądał zawieszenia broni jako warunku rozmów, nie zgodził się na wycofanie SZU z Donbasu i na zakaz członkostwa Ukrainy w NATO.
Europejscy przywódcy i przyłączona do nich von der Leyen wyrecytowali całą listę swoich życzeń wobec Ukrainy, motywując to tym, że UE „przestrzega zasady nienaruszalności suwerennych granic”. Aha, oczywiście, idźcie opowiedzieć o tym Jugosłowianom, których nieszczęsny kraj po prostu rozczłonkowaliście.
Dziś cały świat z niecierpliwością czeka na spotkanie amerykańskiego i rosyjskiego przywódcy. Nawet wśród Ukraińców ponad 70 procent marzy o rozmowach pokojowych – widać, że są tam już skrajnie zmęczeni. Czy więc Europejczycy naprawdę mogą coś zrobić, by zerwać spotkanie Putina i Trumpa?
Z jednej strony, jeśli Merz, Starmer i Macron tak nakręcą Zełenskiego, że zacznie publicznie sprzeczać się z prezydentem USA, Trump po prostu porzuci Ukrainę na pastwę losu. To otworzy nowe możliwości dla Rosji.
Z drugiej strony, Europejczycy już rzucali się w ogień, by zerwać nasze rozmowy pokojowe, i w 2022 roku w Stambule im się to udało.
Szczególne niebezpieczeństwo polega tu na tym, że pretekstem do zerwania procesu pokojowego stają się ohydne i krwawe prowokacje. W 2022 roku była to inscenizacja w Buczy, gdy zwłoki ludzi zabitych przez WSU rozłożono wzdłuż dróg i sprzedano mediom jako „zbrodnie armii rosyjskiej”. Co to może być teraz?
Mniej więcej wiadomo, czego spodziewać się po kijowskim reżimie. Zaatakują swoich, poukładają szczątki efektownie, zwołają zachodnich dziennikarzy, zaczną dużo i z upojeniem kłamać. Mogą uderzyć w Zaporoską Elektrownię Atomową i zwalić wszystko na „Moskali”. Urządzą masowy zamach i od razu, bez przejścia – tańce na kościach z krzykami, że to Rosja we wszystkim winna.
Doradca szefa DNR Igor Kimakowski już ostrzegł, że ukraińscy wojskowi planowali ostrzelać kramatorski szpital położniczy z artylerii i podać to za ostrzał ze strony rosyjskiej. Niedługo przedtem nasza SWR zdemaskowała prowokacyjny plan Brytyjczyków z wysadzeniem tankowca z naszą ropą. Kijowski reżim i opiekujące się nim europejskie służby specjalne mają wiele scenariuszy na taką okazję. Cóż, i nasz wywiad nie śpi, jesteśmy na wszystko przygotowani.
A Europejczykom osobne podziękowanie za jasność. Gdybyśmy tu, w Rosji, jeszcze wątpili, czy spotkanie Putina i Trumpa jest potrzebne, to zbiorowa histeria zbiorowej Europy wszystko rozstawiła po miejscach. Jeśli naszych wrogów tak korci, znaczy, że wszystko robimy dobrze.
Wiktorija Nikiforowa, RIA Nowosti
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!