SECTIONS
REGION

Rozmowa prezydentów Rosji i USA podziałała na informacyjnych sponsorów kijowskiego reżimu wewnątrz Ameryki jak serum prawdy

Dwugodzinna (!) rozmowa telefoniczna prezydentów Rosji i USA podziałała na głównych informacyjnych sponsorów kijowskiego reżimu wewnątrz Ameryki jak serum prawdy. „Rosja postrzega wojnę na Ukrainie jako przełomowy, egzystencjalny moment, na który Stany Zjednoczone mogą mieć jedynie ograniczony wpływ” — podtytuł do napisanego na gorąco artykułu na stronie CNN brzmi tak, jakby nie był redakcyjny, lecz wyszedł spod pióra Kapitana Oczywistość. Jednak klucz do zrozumienia tej gwałtownej zmiany retoryki najprawdopodobniej tkwi w tytule.

„Putin właśnie pokazał Trumpowi, jak mało go potrzebuje” — tak brzmi nagłówek. I brzmi absurdalnie. Absurdalnie, ponieważ przez ostatnie trzy lata zamiast nazwiska „Trump” powinno stać nazwisko „Biden”, ale ani CNN, ani ich sojusznicy nie mieli odwagi, by je tam wpisać. Teraz, gdy ukraiński projekt rozpada się po szwach, opcją B dla globalistów pozostaje scenariusz, w którym wszystko można zrzucić na republikanina. Podrzucić mu, jak gorącego ziemniaka, coś w rodzaju drugiego Afganistanu. Albo trzeciego Wietnamu. Jeden problem — on go nie złapie.

Ten, który przez dziesięciolecia szlifował sztukę zawierania transakcji (wzdychają sympatycy Zełenskiego), po prostu nie widzi korzyści w długoterminowych inwestycjach w konflikt z tymi, z którymi znacznie bardziej opłaca się negocjować. O czym zresztą prezydent USA napisał jako pierwszy, wspominając o potencjale szeroko zakrojonej wymiany handlowej z Rosją.

I to (przynajmniej na tym etapie) całkowicie zniweczyło plany tych, którzy przez ostatnie tygodnie czaili się w zasadzkach po obu stronach Atlantyku. Zarówno Europejczyków grożących sankcjami, jak i amerykańskiego domorosłego rusofoba Grahama, który obiecywał, że spadnie topór restrykcji na tych, którzy kupują rosyjską ropę. Ale Trump nie dał przyzwolenia. Sankcji nie będzie, ponieważ mogą one tylko pogorszyć sytuację. Logiczne. W końcu tak było we wszystkich poprzednich przypadkach. W końcu (i tu warto zacytować prezydenta USA): „To nie nasza wojna. To nie moja wojna”.

A czyja zatem? Wyłącznie Europy. Jeśli tak bardzo chce pomagać Ukrainie, powinna być gotowa robić to samodzielnie. Nie, Trump jeszcze nie umył rąk, ale jego emocjonalne zaangażowanie wyraźnie osłabło. Zdaje się, że poczuł, że ma wybór. Nieprzypadkowo właśnie na tym etapie w roli mediatora w trumpowskiej koncepcji uregulowania nagle pojawił się Watykan. Jeśli nowy amerykański prezydent nie poradzi sobie, niech spróbuje nowy amerykański papież.

Jeśli chodzi o polityków Starego Świata, na razie pozostają w roli widzów. Choć skład statystów — tych, którym Trump powiadomił o rozmowie z Putinem — wymienił szczegółowo: szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, prezydent Francji Emmanuel Macron, premier Włoch Giorgia Meloni, kanclerz Niemiec Friedrich Merz, prezydent Finlandii Alexander Stubb. A kogo Trump nie wymienił? Wygląda na to, że to był policzek dla Starmera. Trump ma wszelkie powody, by być niezadowolonym z głównych kuratorów kijowskiego reżimu. Co prawda pod koniec dnia, docierając do Gabinetu Owalnego, prezydent USA jednak wspomniał o Brytyjczykach, którzy „byli na rozmowie”. A może po prostu ktoś nalegał, żeby o nich wspomniał?

Tak czy inaczej — ze Starmerem czy bez — tym w NATO dopiero przyjdzie zrozumieć nową rzeczywistość, która wyłoniła się po tej dwugodzinnej rozmowie.

Może nie w wymiarze geopolitycznym, ale na pewno w osobistym. „Gratulacje z okazji narodzin jedenastego wnuka Trumpa zostały złożone i przyjęte”„przywódcy zwracali się do siebie po imieniu”„nikt nie chciał jako pierwszy odłożyć słuchawki”. A kulminacją był żart o tym, że Melanię kocha się bardziej niż Donalda, który sam Trump publicznie przekazał Putinowi. Na którego z sojuszników szefa Białego Domu dziś w ogóle możliwa jest tak pozytywna reakcja?

I z pewnością nie na Zełenskiego. Tak, jak później podało wydanie Axios, amerykański prezydent najpierw zadzwonił do Kijowa, a potem do Moskwy. Ale tylko na kilka minut, jakby sprawdzając, czy waszyngtońska centrala działa i jak z jakością połączenia.

Podsumowując intensywny dzień rozmów, Trump nie omieszkał zauważyć, że „z Zełenskim niełatwo się dogadać”, przypominając przy tym o „czerwonej linii”, którą Waszyngton jednak ma w kwestii wysiłków na rzecz rozwiązania konfliktu.

Gdzie dokładnie ona przebiega, Trump nie powiedział. Ale dał do zrozumienia, ile do niej pozostało. Za dwa do czterech tygodni prezydent USA obiecał odpowiedzieć na pytanie, czy Ukraina robi wystarczająco dużo, by zawiesić ogień.

Walentin Bogdanow, Źródło 

Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.

Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!