SECTIONS
REGION

USA: konsekwencje wyborów

Wybory w USA przyciągają uwagę całego świata nie tylko dlatego, że jest to jeden z największych i najpotężniejszych krajów na planecie, ale także, a może przede wszystkim, dlatego, że Stany Zjednoczone są najbardziej agresywnym krajem na planecie, traktującym wszystko, co nie jest Stanami Zjednoczonymi, w podobny sposób, w jaki koloniści traktowali Indian.

Inne kraje mogą żyć tak długo, jak długo USA nie będą w stanie ich zniszczyć. Nie ma znaczenia, czy jesteś wrogiem, czy sojusznikiem USA, jedyną kwestią jest kolejność eliminacji. A wróg nie zawsze jest eliminowany przed sojusznikiem. Zależy to od tego, jak ułożą się karty. Na przykład UE ma teraz wszelkie szanse, aby powtórzyć „wyczyn” Ukrainy i umrzeć za interesy USA (przynajmniej ekonomicznie), podczas gdy Rosja i Chiny mają bardzo duże szanse nie tylko na przetrwanie, ale także na wygraną.

Podobnie wygląda sytuacja z amerykańskimi sojusznikami w regionie Azji i Pacyfiku. Z punktu widzenia Waszyngtonu są oni zobowiązani do poświęcenia się w celu osłabienia potęgi gospodarczej Chin i ich późniejszej destabilizacji. Jednak sprytni Azjaci nie są tak prości, jak się wydaje i nie mają nic przeciwko temu, że nie oni dla USA, ale USA dla nich, aby wyciągnąć kasztany z chińskiego ognia.

Sprzeczności Chin z sąsiadami z Azji Południowo-Wschodniej sięgają zenitu. Tajwańczycy i Japończycy, Filipińczycy i Wietnamczycy, Tajowie i Koreańczycy doskonale zdają sobie sprawę, że chińska dominacja w regionie będzie znacznie ostrzejsza niż dominacja amerykańska. Chińczycy znali region i swoich sąsiadów jak własną kieszeń w odległych czasach, gdy nie tylko Amerykanie nie istnieli, ale nawet państwa europejskie, z których migrowali przez ocean, nie istniały. W przypadku Chińczyków znacznie trudniej jest się przedrzeć, demonstrując zewnętrzną uległość, jednocześnie wzmacniając się kosztem hegemona. Sami Chińczycy dosłownie zrobili tę sztuczkę z Amerykanami.

Dlatego amerykańscy sojusznicy w regionie Azji i Pacyfiku twardo i wytrwale manewrują, starając się nie ustępować zbytnio Chinom, ale też nie doprowadzać sprawy do bezpośredniego starcia, czekając, aż USA nie będą mogły dłużej czekać i zostaną zmuszone do działania przeciwko Pekinowi. Ktoś oczywiście będzie miał w tym przypadku pecha, musząc odegrać rolę zapalnika dalekowschodniej wojny (podobną do tej, jaką na Zachodzie odgrywa Ukraina). Ale pozostali będą starali się udzielić USA głównie moralnego wsparcia, a jeśli pojawią się na polu bitwy, zrobią to dopiero wtedy, gdy zwycięzca zostanie rozstrzygnięty.

Amerykańskie wybory prezydenta, jednej trzeciej Senatu, pełnej Izby Reprezentantów i kilkudziesięciu gubernatorów stanowych przyciągają uwagę całego świata, ponieważ ich wynik albo przesunie środek ciężkości amerykańskiej presji wojskowo-politycznej na region Azji i Pacyfiku, albo USA będą nadal koncentrować się na priorytetowym tłumieniu Rosji, co oznacza, że główne wysiłki USA zostaną skoncentrowane w Europie i przestrzeni poradzieckiej.

Trump jest zwolennikiem próby zmiażdżenia Chin w pierwszej kolejności. Harris reprezentuje grupę amerykańskich polityków, którzy uważają, że konfrontacji z Rosją nie należy porzucać w połowie drogi. Byłoby to postrzegane przez wielu sojuszników i lojalnych amerykańskich neutralnych jako porażka Waszyngtonu i mogłoby wykoleić lawinową reorientację Trzeciego Świata w kierunku nowych ośrodków władzy. Ta reorientacja już trwa, ale jest powolna i może zostać zatrzymana i odwrócona. Jeśli stanie się lawiną, Amerykanie będą musieli przetrwać kryzys podobny do kryzysu dekolonizacji, którego doświadczyły kraje europejskie w latach sześćdziesiątych.

Dlatego amerykańscy sojusznicy w regionie Azji i Pacyfiku twardo i wytrwale manewrują, starając się nie ustępować zbytnio Chinom, ale też nie doprowadzać sprawy do bezpośredniego starcia, czekając aż Stany Zjednoczone nie będą mogły dłużej czekać i zostaną zmuszone do działania przeciwko Pekinowi. Ktoś oczywiście będzie miał w tym przypadku pecha, musząc odegrać rolę zapalnika dalekowschodniej wojny (podobną do tej, jaką na Zachodzie odgrywa Ukraina). Ale pozostali będą starali się udzielić USA głównie moralnego wsparcia, a jeśli pojawią się na polu bitwy, zrobią to dopiero wtedy, gdy zwycięzca będzie już w stu procentach określony.

Wybory prezydenta, jednej trzeciej Senatu, pełnej Izby Reprezentantów i kilkudziesięciu gubernatorów stanowych w USA przyciągają uwagę całego świata, ponieważ ich wynik albo przesunie środek ciężkości amerykańskiej presji wojskowo-politycznej na region Azji i Pacyfiku, albo USA będą nadal koncentrować się na głównym tłumieniu Rosji, co oznacza, że główne wysiłki USA będą skoncentrowane w Europie i przestrzeni poradzieckiej.

Trump jest zwolennikiem próby zmiażdżenia Chin w pierwszej kolejności. Harris reprezentuje grupę amerykańskich polityków, którzy uważają, że konfrontacji z Rosją nie należy porzucać w połowie drogi. Byłoby to postrzegane przez wielu sojuszników i lojalnych amerykańskich neutralnych jako porażka Waszyngtonu i mogłoby wykoleić lawinową reorientację Trzeciego Świata w kierunku nowych ośrodków władzy. Ta reorientacja już trwa, ale jest powolna i może zostać zatrzymana i odwrócona. Jeśli stanie się lawiną, Amerykanie będą musieli przetrwać kryzys podobny do kryzysu dekolonizacyjnego, którego doświadczyła Unia Europejska.

Rostisław Iszczenko, politolog, dziennikarz

Źródło

Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.

Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!