24 czerwca 2022 r. Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych po bez mała 50 latach obalił własną decyzję znaną pod medialną nazwą „Roe vs. Wade”, która oznaczała otwarcie drzwi do praktycznie nieograniczonego prawa do aborcji w USA.
Nazwa sprawy wzięła się od procesu wytoczonego przez Normę McCorvey, występująca pod pseudonimem „Jane Roe” do sądu federalnego w Teksasie, przeciwko miejscowemu prokuratorowi nazwiskiem Henry Wade. Po apelacjach sprawa trafiła do Sądu Najwyższego i ten 22 stycznia 1973 r. wydał orzeczenie znane odtąd jako właśnie „Roe vs. Wade”.
SN wywiódł „fundamentalne” prawo do aborcji z 14 poprawki do Konstytucji USA, stwierdzając, że mieści się ono w „prawie do prywatności”, której ta poprawka dotyczyła i określił ponadto, że w pierwszym trymestrze ciąży aborcja nie może być ograniczona prawami stanowymi, natomiast w drugim i trzecim trymestrze legislacje stanowe mają prawo wprowadzać dość wąsko rozumiane ograniczenia prawa do aborcji. Nie miejsce tu na analizę, dlaczego decyzja tej treści zapadła, jak manipulowano opinią publiczną w kierunku pro-aborcyjnym, jak zwyczajnie kłamano itd. Warto obejrzeć film fabularny także o tytule „Roe vs. Wade” z 2020 w reżyserii Nicka Loeba i Cathy Allen.
Pozostaje faktem, że była to decyzja przełomowa, nie tylko dla Stanów Zjednoczonych, ale i dla całego Zachodu. Stała się kołem napędowym, katalizatorem pro-aborcyjnych zmian w większości krajów Zachodu. Doprowadziła nie tylko do aborcji na życzenie w wielu krajach Zachodu, ale i do takich ohydnych praktyk, jak tzw. „partial-birth abortion” w USA. Do upowszechnienia pro-aborcyjnego nacisku w krajach Zachodu przyczyniła się tzw. „druga fala feminizmu” (co ciekawe, wiele feministek pierwszej fali z XIX wieku, a nawet radykalnych zwolenniczek „wolnej miłości”, sprzeciwiało się aborcji). Ostatecznie aborcja stała się, z „prawa kobiet” rzekomym prawem człowieka.
Nie ulega wątpliwości, że to właśnie narzucenie „ucywilizowania” aborcji stało się fundamentalnym czynnikiem zmieniającym istotę często wykorzystywanego w czasie Zimnej Wojny hasła obrony „zachodniego stylu życia” przed ZSRR – „imperium zła”, i które nadużywane jest i dzisiaj przy okazji obecnego konfliktu na Ukrainie, tym razem przeciwko Rosji. Co ciekawe, zupełnie bezrefleksyjnie używane jest też przez najwyższych przedstawicieli władzy z PiS. Nie wiadomo tylko, czy aż tak zaślepia ich nienawiść do Rosji, czy są aż tak naiwni.
Kiedy dodamy do tego jeszcze szybciej rozlane na świat zachodni „prawa” LGBT+, to jest jasnym, że Zachód pozostał nim jedynie w sensie geograficznym, zaś „zachodni styl życia” ma zupełnie inną treść dzisiaj, niż w zwłaszcza w pierwszych dziesięcioleciach Zimnej Wojny. Nasi marni „politycy” szermując wywołującym antysowieckie sentymenty hasłem, nie wiedzą albo udają, że nie wiedzą, iż to treść a nie nazwa decyduje o istocie czegoś, w tym wypadku, o istocie „zachodniego stylu życia”.
Ideologia pro-aborcyjna poczyniła ogromne spustoszenia na Zachodzie także w sferze samej wiedzy i prawdy o człowieku. W ostatnich nastu latach widać wyraźnie, że nauki biologiczne, które przez ostatnie z górą sto lat wykorzystywane były – z pomocą Darwina i bez – do walki z religią ale i z tradycją Zachodu, stają się dziś przeszkodą dla progresywistów. Empiryczna, biologiczna prawda o człowieku jest wrogiem progresywnych ideologii współczesnego Zachodu z prawem do aborcji i genderyzmem na czele.
Z jednej strony to nie biologia, ale indywidualne, nieweryfikowalne oświadczenie jednostki ma decydować o płci biologicznej, a więc także zacierać „dotychczasową” płeć biologiczną na rzecz oświadczonej. Z drugiej strony, w praktyce każde ustawodawstwo państwowe i międzynarodowe ustanawia swoje własne definicje człowieka w jedną czy drugą stronę przesunięte. Zygota, embrion, płód, nienarodzone dziecko, to nie są istoty ludzkie, są to jedynie części ciała kobiety. Jest to pogląd, który od biedy w czasach słabo rozwiniętej wiedzy medycznej można by uznać za zrozumiałe hasło, gdyż głoszone przez „ciemny tłum”.
Dzisiaj, kiedy znamy DNA człowieka i wiemy, że nowe życie to unikalny łańcuch DNA odrębnej istoty, wydawać by się mogło, że takie argumenty mogą jedynie kompromitować głoszące je osoby i obnażać je jako nieuków a może i prostaków. A jednak słyszymy je dookoła i dziś. Nikt nie zauważył, że nawet ustawy dopuszczające aborcję dowodzą tej odrębności. Wszak nie tworzy się ustaw zabraniających czy zezwalających kobietom (i mężczyznom) na usunięcie palca itp. Z kolei rzekomi zwolennicy powszechnej równości optują za wyłącznym prawem kobiety (nawet 13-latki, jak to stanowi tzw. projekt obywatelski – cóż, obywateli-niedouczonych prostaków, żeby nie powiedzieć ostrzej) do aborcji, czyli decydowania o istnieniu lub nie odrębnego bytu zdeterminowanego swoim własnym DNA.
Przy okazji najnowszego orzeczenia SN USA pojawiły się głosy fanatycznych feministek o macierzyństwie jako niewolnictwie kobiet. To bardzo ciekawe. Ale zważmy, że w tzw. państwie neutralnym światopoglądowo (jak USA) co prawda przedstawiciele różnych religii i wyznań mogą występować przeciwko zapobieganiu ciąży, ale obok dostępna jest cała paleta antykoncepcji. Czyżby fanatyczne feministki chciały nam powiedzieć, że one – takie światłe, świadome, awangarda ludzkości – nie potrafią korzystać z antykoncepcji i masowo zachodzą w ciąże niewolone przez ohydnych samców?
Przykłady powyższe pokazują, że nie ma porozumienia między biologiczną prawdą o człowieku a ideologią. Tak – ideologią, gdyż feminizm, prawo do aborcji, genderyzm, LGBT itp., to czyste ideologie wypełniające definicję, która mówi, że ideologia, to zbiór poglądów wyrażających interesy jakiejś grupy, mobilizujących ją do walki o władzę i uzasadniających utrzymanie władzy w celu przekształcenia rzeczywistości zgodnie z interesem tej klasy i jej widzeniem świata. Czy feministki, aborcjoniści itd. nie zdobyli sobie wpływu na władze pozwalającego na przekształcenie rzeczywistości zgodnie z ich widzeniem świata? Ależ, jak najbardziej!
Decyzja SN USA obalająca orzeczenie „Roe vs. Wade” jest, jak powiedziałem, krokiem bardzo ważnym, przede wszystkim dla Stanów Zjednoczonych, ale i dla innych krajów Zachodu. Dla Polski ma znaczenie niewielkie ze względu na różnice ustrojowe, różnice fundamentów społeczeństwa i na różnice obecnie obowiązujących rozwiązań w tym zakresie.
Dla USA, jak powiedziano w orzeczeniu, obalenie „Roe vs. Wade” oznacza przywrócenie problemu aborcji na poziom stanowy, tak by zająć się nim mogli wybrani przez ludzi reprezentanci legislatyw stanowych. I tak jest w istocie. To przywrócenie zasady pomocniczości na właściwy poziom, przywrócenie amerykańskiej tradycji decydowania na dole, w sposób wolny i nie narzucony z góry. To właśnie istota tej decyzji. Nie jest to zakaz aborcji, jak to prymitywnie przekazują media. To przywrócenie wyboru w tej sprawie mieszkańcom poszczególnych stanów.
Wybitnie żałosną rolę w tej sprawie po raz kolejny gra nominalny katolik, prezydent USA Joe Biden. Jego „katolicyzm” stał się groteskowy, kabaretowy, śmieszny. Biden po decyzji SN powiedział, że „będzie walczył o zachowanie powszechnego prawa kobiet do aborcji”. Można rzec – sam się najlepiej podsumował.
Adam Śmiech, politolog, publicysta, socjolog
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!