Premier Mateusz Morawiecki i jego zwierzchnik, wicepremier Jarosław Kaczyński zapragnęli pokazać światu swą odwagę. A przy okazji, oblekłszy się w wojenną glorię, zyskać kilka bezcennych punkcików w sondażach. W tym celu udali się dziś do Kijowa na spotkanie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zieleńskim i premierem Denysem Szmyhalem.
Wycieczka odbyła się pod szyldem Rady Europejskiej i poza naszymi orłami dołączyli do niej premierzy Czech i Słowenii. „Celem wizyty jest potwierdzenie jednoznacznego poparcia całej Unii Europejskiej dla suwerenności i niepodległości Ukrainy oraz przedstawienie szerokiego pakietu wsparcia dla państwa i społeczeństwa ukraińskiego” – poinformowało Centrum Informacyjne Rządu. A zatem celu nie ma.
Tradycyjnie jedziemy pomachać szabelką, za wolność naszą i waszą, pokazać, że Polska wciąż jest Chrystusem narodów i tak dalej, i tak dalej. Zresztą to nie pierwszy taki numer, analogia do Gruzji w roku 2008 jest oczywista. Przypominam wówczas Lech Kaczyński podjął pierwsze, nieudane podejście do zdobycia palmy męczeństwa.
Rzecz jasna pisowski lud w ekstazie. „Ryzykują, bo chcą zatrzymać zbrodniarza i ludobójcę Putina oraz jego chory naród. Na mój gust to chwalebne.” – czytamy w internetowych komentarzach. Słowo ODWAGA odmieniane jest na wszystkie możliwe sposoby. Ale czy to na pewno jest odwaga?
Przyjrzyjmy się sprawie na chłodno. Najpierw odpowiedzmy sobie jakie są potencjalne korzyści z owej eskapady. Społeczność międzynarodowa (tfu) jak nic nie zrobiła tak nadal nic nie zrobi w tej sprawie. Zatem cała ta bombastyczna delegacja jedzie na miejsce, żeby poklepać po plecach prezydenta Zelenskiego i zrobić sobie z nim kilka fajnych fotek. Może jeszcze wygłosić jakąś wzruszającą mowę, całkiem jak Lech Kaczyński w Tbilisi. Innego celu wycieczki nie ma.
Ciekawszy jest natomiast rejestr ryzyk, które w związku z rzeczoną eskapadą się otwierają. Przypominam, że na Ukrainie trwa regularna wojna. I to raczej w stylu drugiej światowej niż nowoczesnego konfliktu. A na wojnie może zdarzyć się wszystko. Zwłaszcza, że strona ukraińska jest coraz bardziej dociskana do muru i wiele może poświecić dla rozciągnięcia konfliktu na inne kraje. I choć wybór środka komunikacji sugeruje przynajmniej szczątkowy instynkt samozachowawczy naszych decydentów, powiedzmy sobie otwarcie: może wydarzyć się wszystko.
Np. scenariusz, że nasza bohaterska delegacja utkwi w obleganym Kijowie, uważam za wysoce prawdopodobny. W takiej sytuacji implikacje dla sytuacji politycznej i gospodarczej Polski byłby opłakane. A zatem powiedzmy sobie to wprost: to głupota, nie odwaga.
Od polityków wymagamy odwagi zupełnie innego rodzaju. Odwagi podejmowania trudnych decyzji. Odwagi mówienia prawdy, nawet niepopularnej. Odwagi wyciągania ręki, nawet do przeciwników, jeśli wymaga tego dobro ojczyzny. Odwagi bycia odpowiedzialnym.
Właśnie odpowiedzialność, nie osobisty heroizm, jest cnotą, którą powinien pokazać dziś premier Morawiecki. Zamiast do Kijowa powinien lecieć do Berlina, Brukseli i Paryża by rozmawiać z europejskimi przywódcami o narastającym kryzysie uchodźczym. Zamiast machać szabelką powinien twardo domagać się europejskiej solidarności w obliczu tego ogromnego wyzwania. Reasumując: zamiast toczyć cudze wojny, winien dbać o nasze interesy. Tego oczekuję od Premiera Rzeczpospolitej.
Przemysław Piasta, polski polityk, historyk, przedsiębiorca, prezydent Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego
Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!