SECTIONS
REGION

Demilitaryzacja poprzez wojnę czy sprawdzenie Hegemona

şaban yaban (@sabanyaban) / Twitter

Analiza polityczna i rozchwiane stany emocjonalne nie idą za sobą w parze, dlatego o powstrzymanie się od dalszej lektury proszone są osoby, które nie umieją wyjść poza wykrzykniki i wołacze w rodzaju „wojna to szaleństwa!” oraz „jak tak można strzelać do ludzi!”. Wojny i strzelanie do bliźnich są naturalnymi stanami i zachowaniami ludzkości czy to lubimy, czy nie – po dawnemu zatem zostaje nam ustalanie faktów i szukanie ich wyjaśnień. Także w odniesieniu do wojny na Ukrainie.

Fakty zaś, w oparciu o informacje obu stron walczących, są takie: według stanu na 1. marca rosyjski plan wojskowy wydaje się być konsekwentnie realizowany. Wygląda na to, że głównym celem jest likwidacja większych zgrupowań ukraińskich na wschodnie i na południu – czyli pozbawienie władz kijowskich możliwości kontynuowania walki.

Największe miasta nie są szturmowane, a okrążane i blokowane, zapewne dla uniknięcia strat wśród ludności cywilnej i zniszczeń (a więc i strat wizerunkowych dla zdobywających). Rosjanie w dalszym ciągu panują w powietrzu. Nie znamy jeszcze kierunku dalszego uderzenia z południa – czy zostanie wyprowadzone na północ, czy na wschód, celem zajęcia Odessy, co może mieć wymiar polityczny raczej niż militarny.

Moskwa nigdy nie twierdziła, że wybiera się na szybką wojnę, z całą pewnością jednak nie angażuje w nią większych sił. Ba, to, co widzimy na powyższej mapie – zostało uzyskane przy udziale ilości wojsk rosyjskich MNIEJSZEJ niż skierowane przeciw nim siły ukraińskie. A zatem możemy domniemywać, że Rosja nie tyle Ukrainę podbija, co dość radykalny sposób… demilitaryzuje.

W tym zaś możemy się domyśleć zamiaru rozstrzygnięcia politycznego po likwidacji zorganizowanego oporu zbrojnego. Czy i jak zostanie to osiągnięte – zależy już jednak od czynników pozawojskowych. Można też jednak zakładać, że zakończenie wojny wcale nie musi odpowiadać propagandowym celom założonym w Kijowie.

Nie znamy również aktualnego rozkładu wpływów ni interesów poszczególnych grup oligarchicznych współdecydujących o polityce ukraińskiej, oczywiście obok czy w przeplocie z poleceniami zachodnimi. I to, co powinno nas interesować najbardziej – póki co walki toczą się poza obszarami zwartego zamieszkania mniejszości polskiej oraz nie obejmują ośrodków polskiej kultury materialnej na Kresach.

Tyle wiemy, teraz wnioski. Przede wszystkim – krytycy zarzucają Rosji dwie rzeczy. Po pierwsze – że w tej fazie konfliktu strzeliła jako pierwsza, co jest zarzutem tyleż wątpliwym, co infantylnym. Po drugie – że prowadzi wojnę zbyt… humanitarnie. Wszak gdyby na miejscu Rosjan byli Amerykanie – Kijów i Lwów byłyby już zrównane z ziemią bombardowaniami, a armia inwazyjna do wtóru oklasków wolnego świata wkraczałaby zaprowadzać liberalizm i demokrację na ruinach. Tymczasem Rosjanie próbują prowadzić wojnę bez wojennych konsekwencji, niewielkimi siłami i ograniczoną w miarę możliwości do celów czysto wojskowych, co przedłuża rozstrzygnięcie konfliktu.

Faktycznie więc rozhisteryzowany FB domaga się od Rosjan by albo sami zostali ofiarami, albo żeby rzucili się na ukraińskich cywilów. Na szczęście jednak Władymir Putin, jak wiadomo pasjonujący się polskimi internetowymi komentarzami – ma także nieco rozsądniejszych doradców. W istocie zresztą pokój nie może być celem. Pokój jest tylko stanem, w którym uprawia się inne niż wojna metody polityki. Czy prezydent Rosji miał zatem daremnie powtórzyć 1.164 apel o powrót do porozumień mińskich?

Wzięcie spraw w swoje ręce i rozpoczęcie operacji, będącej w istocie atakiem wyprzedzającym – było przecież próbą uniknięcia błędu Stalina, który pozwolił się zaatakować Hitlerowi, zamiast uderzyć jako pierwszy. Łatwo dziś mówić i pisać, że zachodniego ataku ukraińskimi rękoma by nie było – na szczęście jednak ani Rosjanie, ani mieszkańcy Donbasu nie musieli sprawdzać kosztów pomyłki i powstrzymania się od działania, gdy było już ono konieczne.

Rosyjskie „sprawdzam”

Inni z kolei uważają, że w wyniku wojny „Rosja staje się zależna od Chin” Cóż, przede wszystkim nie tyle zależna – co współzależna. Taka właśnie będzie rzeczywistość świata wielobiegunowego: wielopłaszczyznowe zależności samodzielnych aktorów, a nie wieczne oczekiwanie na uśmiech hegemona. Hegemona, który właśnie się skończył.

Rosja powiedziała Stanom “sprawdzam”. Sama jeszcze na tym nie wygrała, ale gdybyśmy otarli polskie zapłakane oczka i wysmarkali noski – zauważylibyśmy, że amerykańskie zakazy, nakazy i deklaracje niczego już nie znaczą. Rosja może wygra szybko, może ugrzęźnie na długie tygodnie – to już bez znaczenia.

Okazuje się, że naprawdę można Waszyngtonu i Londynu nie słuchać – i nie dzieje się dokładnie NIC ważnego. I to jest z dotychczasowego przebiegu wojny obserwacja najważniejsza. Także dla Polski.

Konrad Stanisław Rękas, dziennikarz, polityk, ekonomista, analityk geopolityczny, samorządowiec, były radny i przewodniczący sejmiku lubelskiego

Źródło

Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.

Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!