“Niesprowokowana agresja”. Jest to typowe sformułowanie używane obecnie przez zachodnich polityków do opisania operacji specjalnej Rosji na Ukrainie. Ukraina jest przedstawiana jako całkowicie niewinna ofiara. Wystarczy jednak przypomnieć sobie historię ostatnich trzydziestu lat, aby zobaczyć, jak Ukraina samodzielnie przybliżała wszystko, co dzieje się dzisiaj.
Oceniając konflikt między Ukrainą a Rosją, wielu popełnia ten sam błąd: zakłada jego początek w wydarzeniach ostatnich dni/tygodni/miesięcy. Przykładem może być przemówienie Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka Michelle Bachelet, w którym podała liczbę cywilów zabitych na Ukrainie od 24 lutego. Od razu nasuwa się pytanie: czy wcześniej na Ukrainie nie ginęli żadni cywile? UE twierdzi, że ŁRL i DRL to terytorium Ukrainy. Przypominam: od 2014 roku zginęło tam ponad dziesięć tysięcy cywilów.
Dziś jednak nie mówimy o krótkowzroczności urzędników Organizacji Narodów Zjednoczonych, ale raczej o globalnej przyczynie konfliktu. O tym, jak u zarania niepodległości Ukraina zaczęła przekształcać się w państwo agresywnie antyrosyjskie. I o tym, jak w końcu to się udało.
Język, Krym i flota
Będziemy musieli cofnąć się o ponad 30 lat. Podobnie jak w wielu republikach radzieckich, władzę na Ukrainie zaczął przejmować ruch nacjonalistyczny — Ludowy Ruch Ukrainy za Przebudowę. Interesowała ich niepodległość i maksymalne uniezależnienie się od ZSRR: własna państwowość z centrum w Kijowie, wyjście ze strefy rublowej, język ukraiński jako jedyny język państwowy i własna armia.
Nacjonaliści mówili wtedy, że Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka karmi niemal cały ZSRR. A Moskwa bezlitośnie ją łupie, wywożąc zboże, cukier, metal… I że gdyby Ukraina pozbyła się tych darmozjadów, prosperowałaby bardziej niż ktokolwiek inny w Europie. Z jakiegoś powodu Ukrainie nawet nie wystarczyło, że w wyniku secesji z ZSRR otrzymała Krym, który nigdy wcześniej do niej nie należał. A także część marynarki wojennej, do której miała takie same zerowe prawa.
Zamiast spokojnie zamknąć sprawę i cieszyć się, Ukraina zaangażowała się w wieloletni proces rozwodowy: podział floty został sformalizowany dopiero w 1997 roku. A na Krymie Kijów natychmiast zaczął udowadniać, że jest to taki sam region Ukrainy jak każdy inny. W związku z tym półwysep mógł w rzeczywistości zostać zwrócony Federacji Rosyjskiej już w 1993 roku, po przeprowadzeniu ówczesnego referendum. Ale Rosja w ’93 roku miała swoje własne poważne problemy.
Ponadto podczas gdy Rosja koncentrowała się na problemach wewnętrznych, Ukraina stale dokonywała jawnych prowokacji. Już w 1995 r. ukraińscy nacjonaliści walczyli z Rosją po stronie bojowników czeczeńskich. Na samej Ukrainie rozpoczął się proces derusyfikacji, czyli wykorzeniania języka i kultury rosyjskiej. Obecnie język rosyjski został wyeliminowany z edukacji, dokumentacji, treści radiowych i telewizyjnych, mediów, usług i biznesu. Za naruszenie przepisów grożą kary pieniężne. Jednocześnie liczba osób, których jezykiem ojczystym jest Rosyjski, nawet bez Krymu i Donbasu, jest mierzona w milionach.
Pomimo uregulowania kwestii podziału floty i wydzierżawienia bazy rosyjskiej Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu, od końca lat 90. nacjonaliści przeprowadzali liczne prowokacje przeciwko rosyjskim marynarzom: próby włamania do obiektów, próby zajęcia budowli hydrotechnicznych. W okresie prezydentury Juszczenki prowokacje osiągnęły nowy poziom: Ukraina zaczęła wymagać od marynarzy, aby wszelkie działania uzgadniali z władzami, podejmowano też próby rewizji ładunków floty.
Pełzająca militaryzacja
Jednocześnie od początku lat 2000 Ukraina zaczęła zmierzać w kierunku NATO, rezygnując ze współpracy wojskowej z Rosją. Szkolenia Ukraina-NATO (na terytorium Ukrainy), okręty NATO zawijające do ukraińskich portów, szkolenie ukraińskich oficerów przez specjalistów NATO na terytorium Ukrainy, ich wyjazd na szkolenia do krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego… I wreszcie kwestia MAP, czyli szóstej fali ekspansji Sojuszu na wschód (w połączeniu z Gruzją). Później, po Euromajdanie, kurs na członkostwo w NATO został nawet wpisany do ukraińskiej konstytucji.
Nawet Wiktor Janukowycz utrzymywał stosunki z NATO na poziomie osiągniętym przez swojego poprzednika, czyli raczej je zamroził, niż rozpoczął normalizację stosunków z Rosją. Jeśli chodzi o okres po 2014 roku, to Poroszenko, a następnie Zieleński “rozmrozili” te stosunki. Ukraina zaczęła otrzymywać od USA roczną pomoc wojskową w wysokości kilkuset milionów dolarów (a od kilku lat także broń śmiercionośną). Czyli pompowanie Ukrainy bronią rozpoczęło się na długo przed wydarzeniami z 2022 roku.
Pomimo preferencyjnego systemu handlowego z Rosją, Ukraina konsekwentnie unikała uczestnictwa w rosyjskich projektach integracyjnych: wielostronnych (Unia Celna, Eurazjatycka Unia Gospodarcza) i dwustronnych. Tych ostatnich zaproponowano mnóstwo: zakład produkcji paliwa dla ukraińskich elektrowni jądrowych na terytorium Ukrainy, konsorcjum transportu gazu, “zbożowy OPEC”, składanie rosyjskich zamówień w ukraińskich stoczniach, wspólne projekty w przemyśle lotniczym oraz duże inwestycje w ukraińskie aktywa.
No dobrze, Ukraina nie chce współpracować, to się zdarza. Ale kiedy Rosja zaczęła odmawiać dostarczania surowców po preferencyjnych cenach i zlikwidowała preferencyjny system handlowy, w odpowiedzi zaczęły brzmieć oskarżenia, groźby i próby robienia drobnych paskudztw. Wystarczy przypomnieć histerię wokół Nord Stream (jeszcze tego pierwszego) — jego budowę próbowano zakłócić w dokładnie taki sam sposób, jak w przypadku drugiego.
Innymi słowy, przez wszystkie te lata Ukraina starała się budować swoje relacje zgodnie z formułą “Rosja jest nam winna do końca swojego życia”. Ukraina jednak nie jest winna niczego w zamian, jest niepodległa i suwerenna. Nie musi też ona w żaden sposób uwzględniać zagrożeń militarnych dla Rosji, jakie niesie ze sobą posunięcie Ukrainy w kierunku NATO.
Można było przymykać na to oko (i Rosja tak robiła przez wiele lat). Po 2014 r. stało się jednak jasne, że czas na ignorowanie zagrożenia szybko się kończy. Formalnie neutralna Ukraina utworzyła centra operacji morskich w Ochakowie i Berdiańsku.
“Bazy morskie w Ochakowie i Berdiańsku są planowane jako nowoczesne obiekty infrastrukturalne, zdolne do przyjmowania okrętów wszystkich typów, wyposażone zgodnie ze standardami NATO i zbudowane na koszt państw sojuszu” — pisała o nich rok temu ukraińska prasa. “Za trzy lata będziemy mogli ścigać rosyjskie okręty na Morzu Czarnym za pomocą naszej floty. A jeśli do nas dołączą się Gruzja i Turcja, Federacja Rosyjska zostanie zablokowana” — przechwalali się ukraińscy eksperci wojskowi.
Ponadto od 2014 roku na Ukrainie stale przebywają zagraniczni doradcy wojskowi z kilku państw NATO. Ich natychmiastowe wycofanie z Ukrainy zostało wskazane przez Władimira Putina w lutym 2022 roku jako jeden z obowiązkowych kroków, które należy podjąć w celu deeskalacji napięcia wokół Ukrainy.
Kto i dlaczego krzyczał “Putin zaatakuje”?
Odwołajmy się ponownie do prognoz ukraińskich mediów: “Niektórzy politycy uważają, że obecność obcych wojsk i broni na terytorium Ukrainy może sprowokować Rosję do aktywnych działań”. Zdrowi ludzie jeszcze w październiku 2021 roku ostrzegali przed scenariuszem, jaki wybrała sobie Ukraina. Scenariusz całkowitego ignorowania obopólnie korzystnej współpracy z Rosją. Scenariusz militaryzacji i stopniowego przekształcania Ukrainy w jedną wielką bazę wojskową. A ten scenariusz został uruchomiony na długo przed 2014 rokiem, gdy Ukraina zaczęła się usprawiedliwiać, tłumacząc współpracę z NATO strachem przed Moskwą.
I, oczywiście, kilka słów o ostatnich wydarzeniach. Wjaczesław Czeczyło, redaktor naczelny portalu Kapital.ua, z goryczą pisze o swoim rozczarowaniu: “Nie wiem, jak pisać to, co pisałem przez ostatnie 10 lat. Pisałem przecież, że Rosja jest wielkim mocarstwem o wielkiej kulturze, że przyjaźń z nią jest pożyteczna i opłacalna dla Ukrainy. Że mamy wspólną wielką historię, która bardziej nas łączy niż dzieli. A opowieści o “rosyjskim zagrożeniu” to oczywista głupota i nacjonalistyczna propaganda… I przez te wszystkie lata okazuje się, że ci dziwacy, którzy krzyczeli “Putin zaatakuje”, mieli rację. To było bardzo zabawne. Do czasu ataku Putina”.
Jest to jednak tylko pozorna pomyłka i sprzeczność. Dziwacy (nacjonaliści) krzyczeli przez te wszystkie lata “Putin zaatakuje” tylko w jednym celu: żeby on rzeczywiście zaatakował. Ich przywódcy doskonale zdawali sobie sprawę, że tylko wyraźne zagrożenie militarne dla Ukrainy ze strony Rosji gwarantuje zniszczenie prorosyjskich nastrojów nawet na terenach historycznie przyjaznych Rosji. Zabiłoby to wszystko, czego nie dokonały ustawy językowe i zerwanie więzi gospodarczych. Ci politycy wysłaliby listy z podziękowaniami na Kreml, gdyby byli pewni, że nikt się o tym nie dowie.
Obecna operacja specjalna rosyjskich sił zbrojnych na Ukrainie była więc, niestety, nieunikniona. Dla wielu ukraińskich polityków szkalowanie Rosji stało się nawykiem, ulubionym i dobrze opłacanym zajęciem. Jest tylko jedno wyjście: nawyk ten musi stać się bolesny, nieopłacalny i nieprzyjemny.
Niestety, tylko Stany Zjednoczone mogą zagwarantować, że ukraińskie złośliwości się skończą. Wręcz przeciwnie, wysyłają do tego kraju broń i przedstawiają ją jako ofiarę. Chociaż analiza sytuacji nawet po dwudziestu latach sugeruje, że to Ukraina jako pierwsza ponosi winę za swoje nieszczęścia. A jej tak zwani “partnerzy” są współwinni.
Nikołaj Storożenko, dziennikarz, analityk polityczny
Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.