Istnieje dość powszechne przekonanie, że Polska jest nieświadoma i nieekologiczna, a Skandynawia – świadoma i ekologiczna. A tak naprawdę to wcale nie. Może to was zaskoczy, ale zasadniczo jest wręcz odwrotnie. A wszystko, jak zwykle, nie zależy od świadomości, lecz od tego, ile kto ma pieniędzy.
Pracuję w Szwecji przy przeprowadzkach i czasem dostajemy zlecenie wywiezienia śmieci od klienta. Firma ma co najmniej kilka takich akcji w tygodniu. I powinienem raczej napisać „śmieci”, bo zazwyczaj są to dobre, acz już tej osobie niepotrzebne rzeczy, które ciężarówką zabieramy na wysypisko. Ostatnio dwa dni zajęło nam zabranie takiego transportu ze sporej willi, której właściciele przy okazji przeprowadzki pozbyli się 3,5 tony (!!!) głównie dobrych rzeczy.
Oczywiście nic na tym nie zarabiając, a nam za to płacąc. Buty, ubrania, szafy, komody, łóżka, meble z domu i ogrodu, narzędzia z garażu, talerze i sztućce, elektronika itp. Co się dało, tośmy sobie wzięli, ale przecież nie każdy co miesiąc jest w stanie przygarnąć do domu skórzaną sofę, komodę czy zestaw siekier. A nie mamy czasu, by się tym zająć inaczej niż tylko wywożąc na składowisko. Nieraz, dosłownie, łza mi się w oku kręci.
Myślę o tym, ilu ludzi marzy o takich sprzętach, a ich na to nie stać, nawet tu w Szwecji, a już na pewno w Polsce, nie mówiąc o biedniejszych krajach. Oraz ile energii i zasobów marnuje się na moich oczach. Potłuczone szkło, które może wyślą do Chin, by tam je w hucie przetapiać i wysłać znowu do Europy, połamane meble, które pewnie się spali, tekstylia, z którymi nie wiadomo co począć, wyroby ze skóry zabitych zwierząt, procesory z metalami rzadkimi, za które ludzie giną w Afryce. A wszystko to dalej wieźć, tworzyć dalsze emisje dwutlenku węgla, na kolejny transport, przetwarzanie albo po prostu bezsensowne składowanie.
Jednocześnie nie wyobrażam sobie czegoś takiego w Polsce. Jeszcze. Króluje u nas sprzedaż na OLX czy Allegro, bo za biedni jesteśmy, żeby wyrzucać dobre rzeczy, za bardzo to się nam jeszcze nie mieści w systemie wartości. Stare meble nieraz stoją latami w piwnicy, ale wyrzucić żal. I tak, mamy w kraju więcej energii z węgla niż z wiatraków i więcej torebek foliowych zamiast papierowych, ale w skali makro to w Polsce marnuje się mniej rzeczy. Dużo mniej.
To nie tylko mojej subiektywne obserwacje. Według Eurostatu Polak wyrzuca rocznie 336 kg odpadów komunalnych – prawie najmniej w Unii. Choć i wewnątrz kraju są różnice zależne od województw. Co ciekawe, tam, gdzie wyższa średnia płaca, tam zazwyczaj śmieci więcej. Za danymi GUS, na bogatszym Dolnym Śląsku, to aż 400 kg rocznie, na biedniejszym Podkarpaciu tylko 236 – mniej niż w jakimkolwiek państwie UE. Tymczasem Szwed wyrzuca średnio 449 kg, a Duńczyk 844! Norweg też ponad 800, Fin 566. Tak, Szwedzi wypadają tu bardzo dobrze na tle sąsiadów. Jest to w końcu kraj światowej awangardy ekologicznej. A jednak w tym wypadku znajduje się za Polską pod względem dobrych postaw. Gdy mieszkańca Szwecji stać na więcej, to i śmieci więcej. Mimo wielkich starań systemu.
Podobny, choć jeszcze chyba bardziej zaskakujący efekt mamy w kwestii śladu węglowego. Polska ze swoją energetyką węglową i Szwecja z niemal najbardziej zieloną energetyką w Europie, czyli atomem, wiatrem i wodą. A ślad węglowy, uwzględniający dwutlenek węgla wyemitowany zagranica na potrzeby konsumpcji krajowej, jest dla przeciętnej Szwedki i tak wyższy niż w przypadku Polki. Znów: więcej pieniędzy => większa konsumpcja => więcej zużytych surowców.
Skoro pensja jest tu średnio 300-400% wyższa niż w Polsce, ale ubrania, meble, sprzęty domowe kosztują może 50% więcej, a czasem tyle samo, to jest co i na co wydawać. Częściej kupowane nowe ubrania, częstsze remonty i zmiany mebli czy większe i nowsze samochody. Bo przecież, wbrew pozorom, ekologiczny samochód to nie ten nowszy, ale ten, którym jeździmy jak najdłużej się da, aby nie trzeba produkować kolejnego.
I w tym kontekście wysoka świadomość przestaje mieć przeważające znaczenie. Komfort wygrywa z troską o dobro bezosobowej planety czy obcych ludzi w krajach Południa. A byłoby to widać tym bardziej, gdyby wziąć pod uwagę podział według zarobków w danym społeczeństwie. Przecież stosunkowo biedny Szwed czy Polak nie wyrzuci tego, co zamożny. Nie poleci też 10 razy do roku samolotem, bo ani go na to nie stać, ani nie ma czasu. Tak wiele konsumują bogatsze warstwy społeczeństwa.
Pytanie, czy nas też to czeka? Czy to nieuniknione, że bogacenie się oznacza, iż będziemy śmiecić jeszcze więcej? I wciąż emitować za dużo dwutlenku węgla? To jest trudne filozoficzne zagadnienie. Czy nam się już nie należy? Czy tym biedniejszym od nas też nie? Dlaczego, skoro Szwedom lub Norwegom się należało? To trudne pytania, na które jednak możemy odpowiadać z pozycji niekoniecznie tych najbardziej winnych i największych czarnych owiec rozwiniętego świata. Bo choć zmiany przed nami i dużo systemowej roboty do zrobienia, to wcale tacy najgorsi jeszcze nie jesteśmy. I może nigdy nie będziemy.
Maciej Zaboronek, publicysta, działacz społeczny, członek związku zawodowego SAC Syndykalisterna, historyk
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.