SECTIONS
REGION

Energetyka Ukrainy: terapia szokowa czy zabójstwo?

Ukraina przechodzi energetyczną terapię szokową, wprowadzaną przez Zachód, a pogłębianą przez chorą strukturę władzy. W efekcie traci atuty geograficzne, ponosi ogromne koszty gospodarcze i obciąża zubożałą ludność wysokimi kosztami.

Nasz wschodni sąsiad jest obiektem energetycznej operacji, której być może i nie przeżyje. Ukraina po 2014 r., gdy Zachód przejął kontrolę nad państwem, została poddana przemianom, które bardzo drogo ją kosztują, a przed każdą zimą, gdy energia i ciepło są wręcz sprawą życia i śmierci, trwa walka o przetrwanie tego okresu bez większych awarii. Na ten dramatyczny stan złożyło się wiele przyczyn.

Pierwszą jest geopolityka. Kijów w swoim dążeniu do integracji atlantyckiej stał się narzędziem gazowego nacisku na Rosję. W 90-tych latach całość rosyjskiego eksportu do Europy szła tranzytem przez Ukrainę. Wiele lat wojen gazowych doprowadziło do stanu, gdy Ukraina musi szantażować swoich zachodnich sojuszników, żeby ci zmusili Gazprom do tranzytu przez ukraińskie rurociągi.

Położenie tranzytowe i ogromne korzyści, płynące z niego (do 3 procent PKB opłat za przesył) – zostały zaprzepaszczone. Odcięto się od źródła surowca, zaspokajającego 1/3 potrzeb energetycznych kraju. Dzisiaj ukraińscy politycy na dodatek odcinają się od energii elektrycznej z Rosji, a nawet z Białorusi, zakazując ustawowo importu.

Drugą jest strategia unijna, od dawna zmuszająca Kijów do podwyższania cen energii, a po 2014 r. już wprowadzana w życie. Nieważny jest lokalny popyt czy podaż (prawie 20 miliardów m3 własnego wydobycia – tyle, ile zużywa Polska), ważne, by gaz był tak samo drogi na Ukrainie, jak w Europie.

Nie zważa się na ubogą ludność i archaiczny ciężki i bardzo energochłonny przemysł, dla którego to ruch zabójczy, gdyż konkurencyjność zawdzięczał niezwykle niskim cenom energii, teraz drożyzna niszczy ją do szczętu. Pod naciskiem z Brukseli zaimplementowano na Ukrainie system cenowy całkowicie oderwany od lokalnych realiów. Otóż gaz wycenia się tam wg formuły „Rotterdam Plus” – równie absurdalnej dla Ukrainy, jak i szalejące ceny gazu na giełdzie londyńskiej – dla Polski.

Trzecim niszczącym czynnikiem jest oligarchiczny system władzy, gdzie to lokalni potentaci, którzy przejęli całe gałęzie postsowieckiej gospodarki, są realnymi decydentami politycznymi, a demokratycznie wybrani prezydenci, premierzy czy parlamentarzyści – ich ludźmi w państwie. To owocuje zwykłym rabunkiem – jak w gazie, gdzie odbierany realnie rosyjski gaz z tranzytowej rury, kosztuje 20-25% drożej niż na giełdach zachodnich. Dziwne „schiemy” po drodze i kupa pośredników… chory model państwa kosztuje.

I czwarty, choć nie ostatni, czynnik to intensywna promocja (raczej wmuszanie na siłę) energii odnawialnej. Ukraińskie władze wprowadziły na żądanie Unii prawo, które wymaga budowy instalacji energii słonecznej czy wiatrowej. A lobbyści wychodzili tak wysokie taryfy, które państwo zobowiązało się płacić za nową energię, że inwestycje ruszyły jak huragan. I rzeczywiście uderzyły w skorodowany ukraiński system energetyczny, który musi dźwigać jeszcze ciężar przerywanej, niesterownej i niszczącej sieci dystrybucyjne „zielonej” energii.

Dlaczego tak się dzieje? Zachód ma wiele narzędzi, żeby wymusić na Kijowie posłuszeństwo. Po pierwsze są to umowy, które Ukraina podpisała w dążeniu do integracji z Zachodem. Tam zawarte są wymagania, które są dla naszych wschodnich sąsiadów wyjątkowo bolesne we wprowadzeniu, a także kosztowne. Te trudne, bo wbrew interesom kraju, decyzje wymuszane są szantażem finansowym.

Tak Unia Europejska czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy wystawiają przy kolejnych pożyczkach długą listę żądań. Sprawy energetyczne są tam na wysokich pozycjach. Dlatego Kijów, jeśli nie chce zbankrutować, po prostu musi wykonać te żądania.

Ukraina od kilku lat tkwi w energetycznym chaosie, czyli oficjalnie… transformacji energetycznej, dostosowującej ją do reguł Unii. Pytanie, czy spowoduje to poważny kryzys, czy jedynie powolną degradację tego sektora, która pociągnie za sobą przemysł? Doprawdy nie znam odpowiedzi.

Andrzej Szczęśniak, specjalista ds. energetyki, zwłaszcza bezpieczeństwa energetycznego, ekonomista, publicysta polityczny i naukowo-popularny

Źródło

Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.