To nie jest dobry tydzień dla PiS. Zaczęło się od problemów wizerunkowych wiceministra Mejzy, który nie zaniechał niczego by stać się Czarnym Ludem. Łukasz Mejza jako członek obozu „odnowy moralnej” jest nie do obrony. I najprawdopodobniej nie byłby broniony gdyby nie prosty fakt: jest niezbędny do utrzymania sejmowej większości.
Wobec powyższego kwestie estetyczne muszą ustąpić pragmatyzmowi. Jednak w tym przypadku nawet aparatczycy PiS odczuwają pewien absmak. Równie, albo i bardziej zdegustowani czują się wyborcy. Wobec powyższego, święte dla polityków słupki poparcia, zaczęły się lekko chwiać. To jednak był dopiero początek. Potem potoczyło się niczym w filmie Hitchcocka.
Pamiętacie Państwo jak pięć lat temu doszło do zderzenia limuzyny ówczesnej premier Beaty Szydło z fiatem seicento? Okazało się, że prominentni politycy PiS od początku mataczyli w tej sprawie. W swoje matactwa wciągnęli także oficerów BOR-u, którzy potwierdzali nieprawdziwą wersję wydarzeń. Przez pięć lat Bogu ducha winny facet był ciągany po sądach, bo ktoś nie miał jaj żeby przyznać się do błędu. To się nie spodobało wyborcom. Słupki drgnęły w dół.
W czwartek jeden z polskich żołnierzy zdezerterował i zwiał na Białoruś. Tam poprosił o azyl. To samo w sobie było już wizerunkowo kłopotliwe. Jednak to nie koniec. Chłopak na miejscu zaczął opowiadać różne historie. Na pierwszy rzut oka wyssane z palca i nie trzymające się kupy. Tak czy inaczej ludzie zaczęli zadawać niewygodne pytania, na przykład o porządki w wojsku. Albo o zabezpieczanie kontrwywiadowcze tegoż. Tymczasem narracja o obronie granic, na której PiS budował od miesięcy swoje poparcie zyskała kilka niesympatycznych rys.
W piątek Polacy zostali poinformowani o tym, że w przyszłym roku zapłacą po kilkaset złotych więcej za prąd i za gaz. Nikt nie lubi takich niespodzianek. Najbardziej nie lubią ich co bystrzejsi z nas, którzy natychmiast połączyli podwyżkę cen mediów z nieuchronnym wzrostem inflacji. I tak rekordowej od dziesięcioleci. Czyli będzie drożej, znacznie drożej. A my będziemy biedniejsi i coraz bardziej sfrustrowani. To nie poprawi notowań partii rządzącej.
Jak by złych wiadomości było mało od kilkunastu dni mamy codziennie 500-600 covidowych zgonów. Tych nadmiarowych, pozacovidowych zapewne podobnie. To raczej nie nastraja optymistycznie. I nie poprawia słupków poparcia.
W tej sytuacji można postąpić dwojako. Plan pierwszy, że wyrażę się poznanym przeze mnie w czasach zamierzchłych językiem budowlańców, przestać „odwalać paterakę”. To oczywiście wymagałoby gruntownego przemodelowania sposobu działania. Efekt byłby odłożony w czasie i wysoce niepewny. Do tego oderwane od możliwości radosnej konsumpcji zaplecze partyjnych kadr zaczęłoby się burzyć. Dlatego ten plan nie zostanie zrealizowany.
Plan drugi jest znacznie prostszy. Odwrócić uwagę, doczekać do świąt i… jakoś to będzie. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Tak się składa, że dyżurny temat aborcji chwilowo się wypalił, „uchodźcy” zwiali przed mrozem spod granicy a inne tematy już nikogo nie wzruszają. Pozostało więc odgrzać mocno przeterminowany kotlet lex TVN.
Politycy PiS-u kalkulują pozornie niegłupio. Jak się uda, to dobrze bo zmonopolizujemy przekaz i będziemy mogli swobodnie sączyć Polakom własną propagandę. Jak się nie uda, też dobrze bo przynajmniej zadyma przykryje na chwile bigosik, który przygotowaliśmy naszym rodakom. Pozornie czysty zysk. Pozornie gdyż kalkulacja nie uwzględnia reakcji administracji amerykańskiej. A ta się bezsprzecznie rozsierdzi, nawet jeśli prezydent inkryminowaną ustawę zawetuje.
Jeśli jednak wbrew oczekiwaniom lex TVN wejdzie w życie wściekłość Wielkiego Brata nie będzie znała granic. W takiej sytuacji politycy PiS-u szybciutko przypomną sobie dzięki komu w roku 2015 wygrali wybory. Oraz czyj parasol chroni ich przed konsekwencjami zachowań godnych słonia wpuszczonego do sklepu pełnego porcelanowych precjozów.
Tak czy inaczej nie jest to perspektywa dla nas, maluczkich, korzystna. Głównie dlatego, że wobec jakości rodzimej opozycji, szanse by zmiana u steru władzy była zmianą na lepsze, są porównywalne z perspektywą wygranej na loterii. Czyli umiarkowana. Tymczasem cieszmy się zbliżającymi świętami. Póki jest się z czego cieszyć.
Przemysław Piasta, polski polityk, historyk, przedsiębiorca, prezydent Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego
Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.