Migrantów ze Wschodu jest już nad Wisłą wystarczająco dużo i są tutaj wystarczająco długo, by wytworzyła się cała alternatywna rzeczywistość ich świata wewnątrz Polski – pisze „Rzeczpospolita”, odnosząc się do głośnego koncertu białoruskiego rapera w Warszawie. Podczas wydarzenia doszło m.in. do eksponowania banderowskiej flagi.
„Ponad 60 deportowanych, ponad 100 zatrzymanych, kilka osób rannych, a do tego organizacja nielegalnego zgromadzenia na kilka tysięcy osób oraz skandal wywołany pokazaniem flagi UPA przez jednego z fanów. To bilans przyjazdu Maksa Korża do Warszawy. Dla Polaków kompletnie nieznany artysta ściągnął do polskiej stolicy kilkadziesiąt tysięcy swoich fanów z kilkunastu krajów” – komentuje dziennikarz w piątkowej „Rzeczpospolitej”.
Chociaż samo wydarzenie miało charakter muzyczny, jego znaczenie było znacznie szersze – „zerwało kurtynę nieświadomości”. Jak podkreśla autor analizy: Nigdy wcześniej nie zobaczyliśmy tej masy migrantów w jednym miejscu, w jednym momencie. Dla wielu Polaków był to akt symbolicznego przejęcia przestrzeni – przestrzeni języka, kultury, emocji i wspólnoty.
Korż, białoruski raper wychowany w postsowieckim Łunińcu, od lat buduje wokół siebie nie tylko fanbase, ale realną subkulturę – tzw. Dwiż (od rosyjskiego „ruch”). To nieformalna, oddolna wspólnota młodych ludzi z krajów byłego ZSRR, których łączy nie tylko muzyka, ale także styl życia, język, wartości i wspólna pamięć o rzeczywistości „zza wschodniej granicy”.
W Polsce, gdzie mieszka już blisko 3 miliony imigrantów z Ukrainy, Białorusi, Rosji i innych państw regionu, Dwiż stworzył własny świat: z koncertami, afterami, imprezami, fanklubami i kodami kulturowymi. Dla nich Korż to nie gwiazda – to „swój chłopak”, który „wie, jak jest” – czytamy.
Jak zauważa Rzeczpospolita, imigranci funkcjonują w Polsce często równolegle, a nie razem z Polakami. Imigranci masowo uczestniczą w wydarzeniach kulturalnych skierowanych do wschodnioeuropejskiej publiczności – koncertach, spektaklach, występach komików.
Koncert Korża ujawnił tę alternatywną rzeczywistość, która powstaje w dużych polskich miastach. Jak podkreśla dziennik, to społeczeństwo, które żyje obok – pracuje, wynajmuje mieszkania, robi zakupy – ale emocjonalnie i kulturowo pozostaje w swojej bańce.
Polska – jak zauważa autor tekstu – przestała być państwem monoetnicznym. Większość migrantów żyje w swoich bańkach, ograniczając kontakt z Polakami do relacji zawodowych i formalnych. Gazeta zauważa, że taki stan może prowadzić do eskalacji napięć i poczucia wyobcowania po obu stronach.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!