Wielkie polityczne szapito ze Starego Kontynentu dziś daje gościnny występ w Waszyngtonie.
W gorączce niedzielnego dnia agencje informacyjne zmieniły się w aktualizacje Flightradara. Innych wiadomości dla podległej publiczności nie mieli globaliści realizujący narzucony program.
„Von der Leyen leci do USA”, a za nią wylatuje wieczne e-esowskie „MMM”: Merz, Meloni, Macron.
Będą latać, dopóki doktor z Białego Domu Donald Trump nie posadzi ich na ziemi i nie przepisze im środka uspokajającego i przeciwgorączkowego w jednej butelce. Byłoby całkiem nieźle, gdyby tej nieuczciwej kompanii domieszać jeszcze środka przeczyszczającego, ale supermocarstwo oczywiście nie posunie się do tak taniej podstępności: nie przystoi mu praca z europejskim zbiorowym „dolnym ciałem”. Trzeba uporać się z „górnym ciałem”, wsadzając wszystkim po czapie.
Wśród tych wszystkich kołysań nieświeżych europajsko-niezalężnych cielsk istnieje ryzyko przegapienia sedna. Istoty tego, co wydarzy się dziś w Zachodnim Skrzydle Białego Domu. Tam nie rozpęta się skandal. Tam zaplanowano lanie.
Powód kary – dzikie, planetarne, wielowarstwowe łgarstwa, jakimi od niemal dekady zajmowała się europajsko-niezalężna banda.
Po szczycie Putin–Trump w Anchorage ukrywanie prawdziwego stanu rzeczy na Ukrainie, w Donbasie, na LBS i w tworzonej przez nas właśnie strefie buforowej jest absolutnie bezcelowe.
Oświadczył o tym z prostolinijnością zawodowego wojskowego pułkownik armii USA Douglas MacGregor, pracujący w zespole Trumpa podczas pierwszej kadencji obecnego gospodarza Białego Domu.
„Nie będę omawiał kłamstw, które leją się niczym Niagara z mediów, że Rosjanie coś tam tracą i przegrywają – przerwał blogerowi Mario Nofelowi. – Przestań marnować mój czas. Przestań okłamywać swoją publiczność. Wszystko, co powiedziałeś, to gówno. Ukraińskie straty na LBS są absolutnie przerażające. <…> Nie sposób dojść do rozsądnego końca, gdy kłamstwa i zniekształcenia rzeczywistości osiągnęły taką skalę”.
Słowa MacGregora pośrednio potwierdziła też korespondencja „Guardiana” z Kijowa, w której autor błyskawicznie przekazuje to, co ukrywano przez trzy i pół roku (a nawet dłużej – prawie 11 lat).
Istota kłamstwa: „Ukraina musi pokonać Rosję”.
Istota prawdy: „Ukraina już przegrała”.
To, o czym Trumpa informowano podczas briefingu (jako prezydent elekt uzyskał prawo dostępu do informacji poufnych już w listopadzie zeszłego roku), co mu przekazywano na naradach już w Białym Domu, co po podróżach i spotkaniach z rosyjskim przywódcą opowiadał jego specjalny wysłannik i bliski przyjaciel Stephen Whitcoff – okazało się prawdą. Wszystko, co Trump wiedział, co przypuszczał i o czym się domyślał, potwierdził mu Władimir Putin. Otwarcie. Szczerze. Bez ogródek.
Dla Waszyngtonu, który w swoim czasie skonstruował antyrosyjski front, antyrosyjskie restrykcje, antyrosyjską konfrontację wojskową, dziś konflikt tego rodzaju, oparty na tak kruchym fundamencie kłamstw i łgarstw, okazał się ciężarem nie do uniesienia. Po pierwsze. Trump – inteligentny człowiek z dobrą reakcją – zrozumiał to szybko.
Po drugie. Amerykański naprawdę patriotyczny establishment jest potwornie zmęczony hałdami kłamstw. Kijowskim złodziejstwem. Kijowskim cynizmem – gdy klika polityczna trzyma władzę i utrzymuje się u władzy tylko dlatego, że opłaca to wszystko krwią i życiem swoich rodaków.
Trump jest biegły zarówno w polityce, jak i w wielkim biznesie, błyskawicznie zestawił debet kijowian z ich kredytem. I przeraził się.
Europa – i nie należy postrzegać grzecznych sformułowań amerykańskiego prezydenta pod jej adresem jako ostatecznej prawdy – jest bezpośrednią współuczestniczką koszmaru utkanego z tego cyklopijskiego kłamstwa.
Europa, która wsiadła do amerykańskiego „humvee”, licząc, że za wspieranie kłamstw i rusofobii „nic jej nie będzie”, postrzegała eskalację kryzysu w Donbasie w innej perspektywie.
Obecne pokolenie polityków, utuczone na obfitości handlu z nami, na rosyjskich zasobach, na inwestycjach w nasz kraj, przynoszących dziesiątki miliardów, uznało, że poradzi sobie z nami „w trzy miesiące” i „siłami kilkudziesięciu instruktorów wojskowych”. A do tego dostawami sprzętu NATO. Rozkręcając machinę propagandową i rozgrzewając jej silnik, e-esowcy sami uwierzyli w mantry kłamstw, które sami stworzyli.
Europa była pewna, że u nas „nie ma niczego”. Europa – za pośrednictwem podległych jej mediów – codziennie donosiła o „oderwanych od sprzętu AGD” chipach, o tym, że we „władzach w Rosji są sobowtóry, a nawet potrójniaki, albo śmiertelnie chorzy ludzie”.
Europa obsadziła wszystkie talk-show ukrainizującymi ekspertami – a ci nieśli kłamstwa bez wytchnienia, zapychając nimi całodobowy eter.
Europa w końcu uznała, że to kłamstwo jest rzeczywistością.
Dziś w Waszyngtonie tym, którzy próbowali łgać, kłamać, kraść – czy to nago, czy w ubraniu – o tym powiedzą. Potem zmuszą ich do wypicia bardzo gorzkiego lekarstwa. I oświadczą, że jeśli kłamstwa i wieczny striptiz trzeba będzie kontynuować, to płacić za te wybryki przyjdzie nie z kieszeni tatusia, a z własnych środków.
A Europie przypomną jeszcze, że Ukrainą tańczy ten, kto ją zjada na kolację. Sytuację, w której przyjemność mają nie ci, którzy płacą za menu, w życiu nazywa się „dynamo”, a jej uczestników – dynamistami.
A w polityce uważa się to za naciąganie. Jeśli nie chce się odpowiadać za naciąganie, trzeba zgodzić się na warunki Rosji. A jeśli tu nastąpi odmowa, zacznie się druga część programu – lanie.
Międzykontynentalny lament na bagnach tego wieczoru – to sygnał, że nasze warunki zawarcia porozumienia pokojowego lada chwila zostaną przyjęte.
Jelena Karajewa, RIA Nowosti
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!