SECTIONS
REGION

Jedna trzecia państw UE tymczasowo zawiesiła funkcjonowanie strefy Schengen

Jedna trzecia państw UE tymczasowo zawiesiła funkcjonowanie strefy Schengen. Chociaż zagrożenie jest bardzo poważne, to – jak dowiaduje się Interia – w Brukseli nie toczą się na ten moment żadne rozmowy w sprawie zażegnania pogłębiającego się problemu. Tymczasem w Platformie Obywatelskiej słychać głosy, że sprawa zachodniej granicy to dla nich “politycznie jeden z największych kryzysów od dobrych 10-12 lat”.

Polska – jedno z największych państw Unii Europejskiej – po decyzji Donalda Tuska o wprowadzeniu tymczasowych kontroli na granicy z Niemcami i Litwą, dołączyła do coraz liczniejszego grona krajów, które częściowo lub całkowicie zawiesiły funkcjonowanie traktatu z Schengen na wewnętrznych granicach UE.

– Ruch Polski wzbudza obawy Brukseli, że strefa Schengen, która jest wielką wartością dla mieszkańców UE, zostanie ograniczona albo w ogóle zniknie na wiele lat – twierdzi jedno z źródeł Interii w Parlamencie Europejskim. I dodaje: – Idąc dalej tym kursem strefa Schengen będzie wydmuszką, a przecież jednym z filarów UE jest swoboda przepływu ludzi, towarów i usług.

Nie mówimy więc o pojedynczych przypadkach, a o jednej trzeciej państw UE. Przy czym ten trend jest wzrostowy, a nie malejący. – Wolna granica będzie niedługo wyjątkiem od reguły – przewiduje w rozmowie z Interią ważny polityk Platformy Obywatelskiej. Jak mówi, politycy na Zachodzie “do przywracania kontroli na granicach podchodzą ze zrozumieniem”. – U nas jest wielka obawa związana z ograniczaniem Schengen, ale na Zachodzie, również w Niemczech, jest ogromna złość na politykę Angeli Merkel otwartych drzwi i zbytniej empatii przed dekadą – argumentuje.

Nasz rozmówca zdradza też, że na forum UE nie toczy się obecnie żadna dyskusja na temat trwałego rozwiązania problemu i powstrzymania niebezpiecznego trendu zamykania granic. – Nie ma żadnych prac w UE, nie ma żadnych wytycznych, toczy się to swoim torem. Unia, widząc co się dzieje, nie chce na razie tego tematu podejmować, bo jest zbyt niewygodny politycznie – zdradza nasze źródło.

Dokładnie tę samą wersję słyszymy również w polskim MSZ. Nie tyle prac, ale nawet oficjalnej debaty w gronie państw UE, nad wypracowaniem rozwiązań nie ma. Co za tym idzie, strefa Schengen pada ofiarą politycznych interesów poszczególnych rządów i zaostrzającej się batalii liberałów ze skrajną prawicą.

– Rozwiązaniem, które miało powstrzymać tego rodzaju sytuacje, gdy wprowadzane są ograniczenia na granicach, był pakt migracyjny. Miał rozłożyć napór migracyjny na wszystkie państwa Unii i wprowadzić zasadę solidarności. Widać, że to się szczególnie nie sprawdza – mówi w rozmowie z Interią Paweł Wroński. – To jest często zderzenie racjonalnych argumentów z czyimś przerażeniem. Zazwyczaj w takich sytuacjach racjonalne argumenty nie mają racji bytu – dodaje rzecznik prasowy MSZ.

Mówi Piotr Buras z Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych: – Spirala decyzji jest bardzo negatywna. Droga, którą w tej chwili obrały kraje UE, to droga donikąd. Składamy Schengen do grobu. Musimy mieć świadomość, że jeżeli dalej będziemy problemem migracji zarządzać w ten sposób, to jest koniec Schengen.

Sytuacja na granicy polsko-niemieckiej nie jest nowa. Eskalowała stopniowo od momentu, gdy w październiku 2023 roku Niemcy przywrócili na niej kontrole. Apogeum problemów to jednak ten rok, zwłaszcza późna wiosna. Rzecz w tym, o jakiej skali mówimy. Tysiącach lub nawet dziesiątkach tysięcy migrantów, jak zapewniają politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji? Czy może setkach, jak twierdzą przedstawiciele rządu?

Interia otrzymała od niemieckiej Policji Federalnej szczegółowe dane dotyczące liczby migrantów przekazywanych stronie polskiej od marca do końca czerwca tego roku. Chodzi nie tylko o readmisje oraz przekazania w ramach tzw. procedury dublińskiej, ale również o najbardziej problematyczne “zawrócenia” na granicy.

Dla jasności: polski rząd i polskie służby dysponują danymi jedynie na temat dwóch pierwszych środków, na temat “zawróceń” już nie. Z informacji uzyskanych przez Interię w MSWiA wynika, że od 1 stycznia do 30 czerwca tego roku Niemcy przekazały Polsce 319 migrantów – 91 w ramach readmisji, a 228 w ramach tzw. procedury dublińskiej.

Wraz z danymi, które Interia uzyskała od niemieckich służb wcześniej, pozwala to dokładnie wskazać liczbę przekazanych Polsce migrantów od początku stycznia 2024 roku aż do końca czerwca roku bieżącego. W ramach readmisji i tzw. procedury dublińskiej były to łącznie 1153 osoby. Liczba “zawróceń” na granicy w tym samym okresie to natomiast 12 874 przypadków. Rekordowy był tutaj czerwiec tego roku, gdy do Niemiec nie wpuszczono 769 osób. W maju było to 708 osób, w kwietniu – 575, a w marcu – 479.

Z liczby prawie 13 tys. “zawróceń”, do jakich doszło w ostatnim półtora roku, niemal połowa (6059) dotyczy obywateli Ukrainy. Drugą najczęściej “odbijającą się” od niemieckiej granicy nacją są natomiast Afgańczycy, tyle że przez 18 miesięcy było ich zaledwie 723.

Powyższe dane pozwalają też zweryfikować jeden z pojawiających się w dyskusji publicznej argumentów – ten dotyczący narodowości przekazywanych Polsce migrantów. Skoro prawie połowa wszystkich niewpuszczonych do Niemiec osób to Ukraińcy, nie można mówić, że Niemcy “podrzucają” Polsce niemal wyłącznie ludzi z Bliskiego Wschodu czy Afryki.

Choć skala problemu na granicy polsko-niemieckiej jest dużo mniejsza, niż zapewniają w mediach i internecie przedstawiciele skrajnej prawicy, to nie ma wątpliwości, że problem istnieje. Dotyczy nie tylko samych migrantów, ale także, a może przede wszystkim, sytuacji na scenie politycznej – tak w Niemczech, jak i w Polsce.

Ta jest bowiem bliźniaczo podobna. W obu krajach mamy liberalny rząd z umiarkowanie konserwatywnym premierem na czele. W obu krajach mamy też jednak bardzo mocno naciskającą na ten rząd i szybko rosnącą w sondażach skrajną, antyunijną prawicę – w przypadku naszych zachodnich sąsiadów jest to Alternatywa dla Niemiec (AfD), a w przypadku Polski Konfederacja.

– Presja jest ogromna, bo widzieliśmy w wyborach prezydenckich, na przykładzie wyników Mentzena i Brauna, do jak ogromnego rozrostu populistycznej, skrajnej prawicy doszło w Polsce – analizuje sytuację prominentny polityk Platformy Obywatelskiej. – I kanclerz Friedrich Merz, i premier Donald Tusk próbują jakoś odciąć paliwo narodowej prawicy, ale ich działania są spóźnione. Polski rząd przegrał jeszcze temat granicy z Niemcami komunikacyjnie – dodaje. Zaznacza, że nie wie, czy ta przegrana “to wynik zaniechania, czy chęci pominięcia tematu, żeby nie nadawać mu wysokiej rangi”.

Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych, w rozmowie z Interią zwraca uwagę na ważną różnicę między sytuacją Niemiec i Polski. Niemcy mają faktyczny problem z nieuregulowaną migracją, Polska takiego problemu przynajmniej na razie nie doświadcza. – Tymczasem nasz rząd sam o tym mówi, podaje konkretne liczby, a potem i tak wprowadza kontrole na granicy z Niemcami i Litwą. Przecież to stoi w całkowitej sprzeczności z tym, jak sami opisują tę sytuację – punktuje.

Jak ocenia nasz rozmówca, zarówno w Berlinie, jak i w Warszawie panuje pełne przekonanie, że “taka strategia jest politycznie bardziej opłacalna”. Kryzysu dyplomatycznego wciąż natomiast nie ma, bo rządy Merza i Tuska “rozumieją, że są w niemal identycznej sytuacji i stosują tę samą strategię na potrzeby polityki wewnętrznej”.

Ważny polityk Platformy Obywatelskiej w rozmowie z Interią wskazuje wprost, że “politycznie to dla nas jeden z największych kryzysów od dobrych 10-12 lat”. – O ile z granicą wschodnią sobie dobrze poradziliśmy, o tyle w przypadku granicy zachodniej już nie. Zabrakło politycznego refleksu i komunikacji – ocenia.

Podobnych ocen wśród naszych rozmówców z partii rządzącej jest więcej. – Żałuję, że nie było szybkiej reakcji rządu, która zgasiłaby tę sprawę w zarodku – mówi Interii jedna z europosłanek. Jej zdaniem, tolerowanie samowolki Roberta Bąkiewicza i jego “patroli granicznych” to wyraz słabości rządu i premiera. Słabości, która może mieć w przyszłości wysoką cenę. – Rząd powinien ostro na to zareagować, rozprawić się z Bąkiewiczem i dać obywatelom znak, że to jedna wielka kpina i oszustwo. Coś na kształt słynnej “Polski w ruinie” z 2015 roku – przekonuje nasza rozmówczyni.

Z sytuacji na zachodniej granicy – jak przekonują rozmówcy Interii – można wyciągnąć wnioski o trzech porażkach rządu.

Po pierwsze, polski rząd przegrał sprawę narracyjnie. To przekaz skrajnej prawicy o szturmowanej przez tysiące migrantów polskiej granicy przebił się do świadomości obywateli. Co oczywiste, wzbudził zarówno lęk, jak i złość. Rząd najpierw nie zareagował w porę, a gdy już to zrobił nie potrafił spacyfikować narracji skrajnej prawicy. W końcowym rozrachunku, żeby uspokoić sytuację, zamknął granice z Niemcami i Litwą, realizując tym samym żądania swoich politycznych przeciwników.

– Politycy tzw. mainstreamu nie mają na problem migracji absolutnie żadnej innej odpowiedzi niż ta podsuwana przez skrajną prawicę – uważa Piotr Buras. – Jestem bardzo zaniepokojony tym, jak łatwo rząd uległ skrajnie prawicowej narracji w sprawie granicy z Niemcami. To jest bardzo niebezpieczne. To nie rząd na tym wygra, tylko skrajna prawica. Nie tylko zresztą w Polsce, ale w Niemczech również – podkreśla.

Po drugie, rząd przegrał polityczne starcie ze skrajną prawicą i stworzył bardzo dla siebie groźny precedens – zrobił dokładnie to, czego prawica żądała. – To może się skończyć tym, że oni teraz na wielu innych odcinkach będą wyszukiwać sobie tematów wzbudzających wielkie emocje społeczne. Znowu będą mówić, że to oni stoją na straży Polski i Polaków, a premier i ministrowie będą musieli się do tego odnosić i reagować. To jest droga w przepaść – przestrzega jedna z europosłanek Koalicji Obywatelskiej.

Trzecia przegrana to przegrana dyplomatyczna. Premierowi Tuskowi i jego otoczeniu nie udało się wypracować we współpracy ze stroną niemiecką rozwiązania, które satysfakcjonowałoby oba rządy. Nie udało, chociaż od miesięcy słyszeliśmy o świetnych osobistych relacjach Tuska z Merzem, z którym zna się doskonale z Europejskiej Partii Ludowej. Relacjach (podobno) dużo lepszych niż z poprzednikiem Merza na stanowisku kanclerza – Olafem Scholzem.

– To jest wyraz bezradności premiera, politycznego kryzysu i defensywy, w jakich rząd znajduje się w tym momencie – nie ma złudzeń Piotr Buras. – Ten kryzys jest okazją do pokazania siły państwa i siły rządu, ale jak dotąd jest to szansa zmarnowana – dodaje dyrektor warszawskiego biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych.

Interia

Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.

Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!