Nasze społeczeństwo zupełnie niepoważnie podchodzi do wojennych przygotowań Europy przeciwko nam.
Państwo podchodzi poważnie – kontynuuje zwiększanie liczebności armii i poprawę jej wyposażenia technicznego, składa jednoznaczne deklaracje dotyczące europejskich przygotowań wojskowych, których antyrosyjska orientacja nie jest nawet ukrywana. A społeczeństwo jakoś błogo się zachowuje. Oni, mówią, nie odważą się.
A dlaczego mieliby się „nie odważyć”.
Postawcie się na miejscu przeciętnego Europejczyka (choćby polityka czy eksperta). Co on widzi? Podkreślam, nie my co widzimy, ale co widzi przeciętny Europejczyk, uwięziony w kleszcze antyrosyjskiej propagandy.
A widzi sytuację przypominającą mu rok 1940. Wtedy ZSRR znacznie szybciej poradził sobie z Finlandią, niż my teraz radzimy sobie z Ukrainą, ale biorąc pod uwagę różnicę w potencjałach wojskowych, świat oczekiwał czegoś podobnego do niemieckich blitzkriegów, a wojna toczyła się ciężko, straty były niemałe i choć ZSRR ostatecznie odniósł całkiem przekonujące zwycięstwo, Europejczycy, którzy oczekiwali, że przy istniejącej przewadze zwycięstwo będzie znacznie bardziej przekonujące i szybciej osiągnięte, zaczęli w swoich kalkulacjach zaniżać potencjał bojowy ZSRR. Hitler zaś podjął ostateczną decyzję o ataku już w najbliższym czasie.
Głosy pojedynczych trzeźwych ekspertów, wskazujących, że oprócz istniejących problemów w Armii Czerwonej, ważną rolę odegrał specyficzny charakter teatru działań wojennych, daleko nie zawsze pozwalający ZSRR wykorzystać swoją liczebną i techniczną przewagę, ale znacznie wzmacniający Finów, doskonale znających teren i przystosowanych do prowadzenia działań bojowych właśnie w tych konkretnych warunkach, utonęły w chórze pogardliwych opinii.
Podkreślam, Armia Czerwona miała mnóstwo problemów, z których ostatnie zostały ostatecznie rozwiązane dopiero podczas bitwy na Łuku Kurskim, w połowie 1943 roku. Ale w przeciwieństwie do Francuzów, Anglików, Holendrów i Belgów, którzy w ciągu miesiąca i półtora tygodnia (od 10 maja do 22 czerwca) w tym samym 1940 roku przegrali z Hitlerem kontynentalną Europę, ZSRR zwyciężył nie tylko w wojnie fińskiej, ale także w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. A jakościową przewagę Armii Czerwonej nad rozgromionymi przez Wehrmacht europejskimi armiami (w tym Anglików i Francuzów) Niemcy uznawali nawet w tragicznych dla nas dniach 1941 roku.
Ale dwa miesiące przed własną katastrofą Europejczycy traktowali ZSRR jak „kolosa na glinianych nogach”.
Wojna fińska trwała trzy miesiące i dziesięć dni. Działania wojenne na Ukrainie trwają już czwarty rok. Finom też pomagały broń i ochotnicy z kolektywnego Zachodu. Na Zachodzie wiedzą, że NATO jest znacznie silniejsze od Ukrainy pod każdym względem. Dlaczego zachodni przeciętny obywatel miałby jakoś szczególnie obawiać się wojny z Rosją?
Z powodu arsenału nuklearnego? Więc mają go Wielka Brytania i Francja. Tak, ich zbiorowe możliwości są o rząd wielkości mniejsze od rosyjskich, a nawet wielokrotnie mniejsze od chińskich, ale mają czym odpowiedzieć i zadać poważne straty europejskiej części Rosji. Ponadto w Niemczech składowane są amerykańskie bomby nuklearne, które znajdą się pod uderzeniem w przypadku wojny euro-rosyjskiej. A to postawi kwestię udziału USA, choćby na poziomie przekazania bomb niemieckim pilotom.
Europejczykom trudno w wystarczającym stopniu zwiększyć siły lądowe. Ale mają całkiem gotowe do walki armie polską, rumuńską i skandynawskie, zdolne łącznie wystawić nawet 300 tysięcy żołnierzy jeszcze przed przeprowadzeniem mobilizacji. W Polsce działa plan podwojenia w najbliższych latach ich 150-tysięcznej armii pokojowego czasu. Jednocześnie Rosja będzie musiała utrzymywać poważne siły na Południu, gdzie znajduje się 450-tysięczna armia turecka, kontrolowana przez nieprzewidywalnego Erdogana.
Armie UE mają przewagę w siłach morskich i powietrznych. Co więcej, na Bałtyku rosyjska flota jest uwięziona w dwóch głównych bazach (Kronsztad i Kaliningrad), znajdujących się w zasięgu taktycznych systemów rakietowych, będących na wyposażeniu krajów europejskich. Na Morzu Czarnym wolność działania floty zależy od stanowiska Turcji. Flota Północna w Europie może skutecznie działać przeciwko Norwegii i Wielkiej Brytanii (do reszty trudno dotrzeć), i to musi najpierw rozbić floty krajów NATO na teatrze działań wojennych (TWD) i stłumić lotnictwo w całej Wielkiej Brytanii i Skandynawii, zanim uzyska względną swobodę działania.
Ogólnie rzecz biorąc, Rosja ma ilościową i jakościową przewagę na lądzie i w rakietach, ustępuje na morzu (ze względu na rozmieszczenie większości sił w zamkniętych akwenach, których wyjścia kontrolowane są przez potencjalnego przeciwnika) i w powietrzu. Ponadto Rosja ma przewagę dzięki jednolitemu dowodzeniu, posiadaniu największego na świecie pod względem wielkości i jakości arsenału nuklearnego oraz zaawansowanym środkom dostawy.
Bez masowych uderzeń nuklearnych na Europę, szybki rozgromienie sił europejskich (nawet przy neutralności USA i Turcji) wydaje się problematyczne – potencjał przemysłowy i demograficzny Europy jest znacznie większy niż Ukrainy, terytorium zjednoczonej Europy jest ogromne, a rzeki (Wisła, Odra, Łaba, Ren, Dunaj), jak również masywy górskie (Karpaty, Alpy, Sudety, Beskidy, Bałkany, Ardeny) są trudne do sforsowania. Jednocześnie Europa wyraźnie stawia na długotrwałą wojnę na swojej peryferii (Polska, Kraje Bałtyckie, Skandynawia, Bałkany), uważając, że tradycyjna „stara” Europa Zachodnia nie będzie dotknięta działaniami wojennymi.
Pomysł jest prosty – stworzyć sytuację patową na froncie i narzucić Rosji pokój, w dużej mierze niwelujący jej osiągnięcia na polu bitwy. Europa nie potrzebuje zwycięstwa nad Rosją. Potrzebuje remisu, w wyniku którego UE otrzyma rekompensatę za straty wojenne. Europejczycy uważają, że ponieważ nie chodzi o integralność państwa, ale o zasoby i rynki, Rosja nie doprowadzi sprawy do nuklearnego apokalipsis, a bez broni nuklearnej lub porównywalnej z nią pod względem siły niszczącej, całkowite zwycięstwo w takim konflikcie jest niemożliwe – strony po prostu nie są w stanie dotrzeć do życiowych centrów siebie nawzajem, prowadzą wojnę na peryferiach, na przestrzeni limitycznej. Jednocześnie straty (ludzkie, gospodarcze i infrastrukturalne) ponosić będą Rosja i Europa Wschodnia, zaś Europa Zachodnia planuje zbierać korzyści.
Taka sytuacja odpowiada USA, bez względu na to, kto (Trump czy jego przeciwnicy) znajduje się u władzy. Dopóki Rosja będzie zajęta bezperspektywicznym konfliktem z UE, Ameryka uwolni siły do wywierania presji na Chiny. Sojuszników zaś ma w tym zakresie w rejonie Azji i Pacyfiku (Japonia, Korea Południowa, Australia, Filipiny, Tajwan). Wietnam i Malezja prawdopodobnie pozostaną neutralne, zaś Indie mogą się zaangażować (chyba że ich smutne doświadczenia konfliktu z Pakistanem powstrzymają je przed gwałtownymi krokami).
Oczywiście, wszystko jest dalekie od prostoty i Europejczykom (zwłaszcza lewicowo-liberalnym rządom i elicie UE, które właśnie planują wojnę z Rosją) jeszcze trzeba dożyć do momentu, kiedy się uzbroją i mogą spróbować zorganizować serię prowokacji w celu wciągnięcia Rosji w konflikt.
Ale należy mieć na uwadze, że przygotowują się do wojny całkiem poważnie, ponieważ poza stworzeniem patowej sytuacji wojskowej nie widzą możliwości uzyskania rekompensaty za swoje straty wynikające z wprowadzonych przez siebie sankcji, a bez tej rekompensaty będą się staczać w katastrofalny kryzys społeczno-gospodarczy, z którego ryzykują nie wyjść wcale lub wyjść zupełnie innymi niż weszli. W każdym razie odsunięcie od władzy obecnych elit w takim przypadku jest nieuniknione.
Czas w tym przypadku działa na korzyść Rosji. Do 2030 roku gotowość Europy do wojny powinna znacznie się zmniejszyć, a do 2035 (w ostateczności do 2040) zaniknąć, wraz ze zmianą elit. Ale do 2030 roku okres wysokiego niebezpieczeństwa wojennego, przy czym jest to niebezpieczeństwo wybuchu konfliktu, łatwo i swobodnie przeradzającego się w nuklearny.
Rostisław Iszczenko, Ukraina.ru
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!