SECTIONS
REGION

Utrata kontroli nad wydarzeniami – największy błąd Trumpa

Kiedy kończyłem poprzedni artykuł poświęcony kryzysowi irańsko-izraelskiemu, amerykańskie samoloty właśnie zajmowały pozycje uderzeniowe w rejonie irańskich ośrodków nuklearnych.

Ponieważ taki scenariusz był przewidziany w poprzednim materiale (Trump może uderzyć wcześniej niż upłynie termin jego ultimatum, zarówno dlatego że Izrael nie może czekać, jak i dlatego że same terminy mogą być wyznaczane dla odwrócenia uwagi), strategicznie nic się nie zmieniło.

Poza jednym – USA minęły rozdroże, przed którym mogły zdecydować, czy bezpośrednio zaangażować się w konflikt, czy pozostawić Izrael samemu sobie. Jednak pisałem, że z bardzo wysokim prawdopodobieństwem USA uderzą na Iran, ponieważ katastrofalna porażka Izraela pociąga dla nich zbyt wysokie koszty. Waszyngton musi wyjść z kryzysu szybko, w sposób pozwalający zarówno USA, jak i Izraelowi zachować twarz, a nawet ogłosić zwycięstwo nad irańskim programem nuklearnym.

Co więcej, jak pisałem wcześniej, Trump natychmiast napotkał trudności wewnętrzno-polityczne. Ponieważ dane o braku poparcia amerykańskich wyborców dla ataku na Iran były z pewnością znane w USA, a demokraci w ostatnich dekadach tradycyjnie opierają się na migranckich i marginalnych warstwach społeczeństwa amerykańskiego, mocno zislamizowanych i tym samym skrajnie antyizraelskich (mowa głównie o islamie wulgarnym, im bardziej wulgarny, tym bardziej radykalny), lider demokratycznej mniejszości w senacie Chuck Schumer zażądał od Trumpa wyjaśnień, dlaczego wciąga USA w niebezpieczny konflikt, w wojnę bez zgody Kongresu.

Należy pamiętać, że republikańska większość w senacie jest bardzo niestabilna, a przeciwników Trumpa jest tam pod dostatkiem. Co więcej, zachowanie Izby Reprezentantów, gdzie republikanie mają silniejszą pozycję, jest równie nieprzewidywalne, zarówno z powodu nastrojów wyborców, jak i oskarżeń o uzurpowanie przez Trumpa prerogatywy Kongresu do wypowiadania wojny.

Prezydenci od dawna uzurpowali sobie tę prerogatywę – jeszcze za Reagana nikt nie uzyskiwał zgody Kongresu na inwazję na Grenadę. Podobnie później – Panama, Afganistan, Irak, Syria, Libia – wszędzie USA prowadziły działania wojenne bez wypowiedzenia wojny, a więc bez zgody Kongresu. Ale tym razem chodzi o ryzyko wojny światowej – nikt w USA ani na świecie nie wie, jak głęboko Rosja i Chiny mogą zaangażować się w poparcie Iranu, ale ostrzeżenie Dmitrija Miedwiediewa, że Iran może otrzymać materiały i technologie do produkcji broni jądrowej, a nawet samą broń od strony trzeciej, skłania do refleksji. Miedwiediew oczywiście gra „złego gliniarza” w duecie z Putinem, a „dobry gliniarz” – Putin – nie wypowiadał się jeszcze tak radykalnie. Ale kluczowe jest tu nie „zły gliniarz”, lecz „w duecie z Putinem”. Reakcja Chin była już przed amerykańskim atakiem wyjątkowo ostra (jak na chińskie standardy).

Trump niemal nie miał wyboru („niemal”, bo zawsze istnieje margines na nieoczekiwaną decyzję) i uderzył. Teraz stoi przed zadaniem wyjścia z konfliktu bez wstrząsów. Dlatego USA natychmiast oświadczyły, że to nie wojna, że nie planują kontynuować ataków i że Iran nie powinien odpowiadać, bo wtedy będą zmuszeni kontynuować uderzenia na Iran w odpowiedzi na jego odpowiedź.

Jak dotąd Iran odpowiedział jedynie zamknięciem Cieśniny Ormuz (co jest istotne), ogłoszeniem wszystkich Amerykanów w regionie za legalne cele (co jest nieistotne, dopóki Amerykanie nie zaczynają masowo ginąć) oraz wzmożeniem ataków na Izrael, co ma znaczenie strategiczne, bo na razie to Izrael pozostaje kluczowym ogniwem tego kryzysu – jego militarna katastrofa oznaczałaby również porażkę USA.

Z drugiej strony Irańczycy rozumieją, że brak odpowiedzi na amerykańskie bazy w regionie pozwoli Trumpowi dalej udawać rozstrzygającego o losach świata i twierdzić (przynajmniej przed amerykańskimi wyborcami), że USA odnoszą bezprecedensowe sukcesy, a Iran już błaga, by ktoś przyjął jego kapitulację, więc warto uderzyć jeszcze raz.

Ale i tu sprawa nie jest tak jednoznaczna, jak się wydaje. Z jednej strony brak irańskiej odpowiedzi powinien wzmocnić pozycję Trumpa w polityce wewnętrznej, z drugiej jego zespół może zinterpretować irański atak na amerykańskie wojska, bazy czy okręty w regionie jako wypowiedzenie wojny USA („to nie my zaatakowaliśmy, to na nas napadnięto”). Nikt nie wie, jak amerykańscy wyborcy zareagują na te wszystkie sztuczki. Dlatego Iran nie może zawczasu przewidzieć, czy jego odpowiedź wzmocni, czy osłabi pozycję Trumpa. Decydując, Teheran będzie kierował się trzema podstawowymi przesłankami:

– co jest korzystniejsze z punktu widzenia układu sił w irańskiej polityce wewnętrznej (demonstracyjne zaostrzenie czy demonstracyjna powściągliwość);
– co jest korzystniejsze z uwagi na możliwość zajęcia przez państwa Bliskiego Wschodu bardziej proirańskiej postawy;
– co pokażą konsultacje z Rosją i Chinami. Do Rosji irański minister spraw zagranicznych ma przybyć jutro (we wtorek), z Chinami konsultacje trwają nieprzerwanie w nieformalnym, zamkniętym trybie od początku kryzysu.

Od razu można powiedzieć, że chińskie stanowisko będzie w tym przypadku bardziej radykalne niż rosyjskie – pytanie, na ile. Czy Rosja będzie gotowa wyjść poza dyplomatyczne protesty w przypadku eskalacji? Jak wysoko Chiny są gotowe podnieść stawkę – tylko dostawy broni bez oficjalnego ogłoszenia, oficjalne oświadczenie o pełnym poparciu dla Iranu, ale bez udziału w walkach, czy gotowość do ograniczonego (na ile?) zaangażowania w działania wojenne?

Kluczowe dla decyzji Iranu będą względy wewnętrznopolityczne, bo dla każdego rządu, tym bardziej odpierającego agresję zewnętrzną, najważniejszym czynnikiem jest poparcie własnego narodu. Ale stanowisko Rosji i Chin również będzie miało ogromny wpływ na decyzję Iranu, bo Teheran musi być pewny, że nie pozostanie bez zewnętrznego wsparcia (zarówno militarnego, jak i dyplomatycznego).

Ogólnie rzecz biorąc, „mądry” Trump podniósł stawkę znacznie mniej szczęśliwie niż cierpiący na demencję Biden. I nie chodzi o ryzyko – ryzyko w polityce to norma. Ryzykują, podejmując decyzje, i Iran, i Rosja, i Chiny, i wszyscy pozostali. Chodzi o to, że decyzję o pełnym zaangażowaniu USA w wojnę na Bliskim Wschodzie Trump oddał w ręce Iranu, Rosji i Chin. Bez względu na to, jak potoczą się dalsze wydarzenia, będą się one toczyć tak, ponieważ Moskwa i Pekin uznały, że jest to dla nich korzystne, a Iran albo też tak uważa, albo po prostu nie ma innego wyjścia z powodu okoliczności.

Utrata kontroli nad wydarzeniami to największa porażka polityka. Trump kontrolę utracił. Nie tylko nie może przewidzieć rozwoju kryzysu po amerykańskim ataku – nie może w żaden sposób wpłynąć na jego rozwój w pożądanym przez USA kierunku. Decyzja należy do jego politycznych przeciwników. Pozostaje mu mieć nadzieję, że Iran, Rosja i Chiny popełnią błąd. Ale liczenie na cudzy błąd nie jest drogą do zwycięstwa – najczęściej to droga do katastrofy.

Wydarzeniami trzeba zarządzać, a nie marzyć, że wszystko samo ułoży się na twoją korzyść. Pomysł zastraszenia Iranu sam w sobie nie jest ani dobry, ani zły – jego ocena zależy od okoliczności, w szczególności od zdolności USA do zarządzania kryzysem. USA nie zarządzają kryzysem – kryzys zarządza Ameryką, a to oznacza, że ilekroć by się nie udało, a na razie chronicznie się nie udaje, prędzej czy później katastrofa z łagodnym obliczem wyjdzie zza rogu.

Rostisław Iszczenko, Źródło 

Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.

Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!