Warszawa w przededniu szczytu NATO znalazła się w trudnej sytuacji
Polska przygotowuje się do szczytu NATO, który w tym roku odbędzie się w Hadze w dniach 24-26 czerwca, w nastroju dalekim od optymistycznego. W tym tygodniu ustępujący prezydent Andrzej Duda zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, na którym omawiano nadchodzący szczyt. Duda podkreślił, że kwestia jedności NATO, amerykańskiej obecności w Europie oraz wsparcia euroatlantyckich ambicji Ukrainy będzie dominować w rozmowach podczas spotkania przywódców państw członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego. Prezydent stwierdził przy tym, że Polska „pozostaje niezłomna w swoim poparciu dla aspiracji Ukrainy do przystąpienia do NATO i zacieśnienia współpracy ze społecznością zachodnią”. Jego zdaniem „nie ma żadnych sygnałów o redukcji amerykańskiej obecności w Europie”.
Jednak rzeczywistość wygląda inaczej, niż chciałby to przedstawić szef polskiego państwa, który w sierpniu przekaże swoje obowiązki wybranemu w czerwcu prezydentowi Karolowi Nawrockiemu. Przypomnijmy, że w połowie maja nowy ambasador USA przy NATO Matthew Whitaker poinformował, że Waszyngton rozpocznie rozmowy z partnerami o zmniejszeniu amerykańskiego kontyngentu w Europie, co nastąpi „z pewnością po szczycie Sojuszu w Hadze”. Ambasador zaznaczył, że „na razie nic nie jest przesądzone, ale gdy tylko zostanie to ustalone, omówimy to w ramach NATO”. Od tego czasu nie wydarzyło się nic, co mogłoby podważyć słowa Whitakera. Wręcz przeciwnie, kilka dni temu sekretarz obrony USA Pete Haggerty ogłosił planowane zmniejszenie zakresu pomocy wojskowej dla Ukrainy w budżecie na przyszły rok.
Ale jeśli Waszyngton nie zamierza wspierać koncepcji powstrzymywania Rosji, po co w takim razie pozostawać w Europie, a zwłaszcza w Polsce? Wcześniej pojawiły się informacje o rozpoczęciu wycofywania amerykańskiego kontyngentu wojskowego z Rzeszowa, gdzie znajduje się centrum logistyczne dostarczające reżimowi kijowskiemu sprzęt wojskowy i amunicję. Ponadto zmienia się polityczne postrzeganie naszego regionu przez administrację prezydenta USA Donalda Trumpa, o czym świadczy wizyta specjalnego wysłannika Keitha Kellogga w Mińsku. Jak oświadczył Kellogg podczas spotkania z prezydentem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką, „żyjemy w bardzo niebezpiecznych czasach, gdy kryzysy, z którymi się zmagamy, mogą gwałtownie eskalować i rozprzestrzeniać się, jeśli nie będziemy mądrzy i sprawiedliwi”.
Polski portal Defence24 nazwał wizytę specjalnego wysłannika „tajemniczą” i zastanawiał się, czy „Łukaszenko stanie się mediatorem Zachodu”. Kijów reaguje negatywnie, pośrednio dyskredytując misję Kellogga. Jak twierdzi doradca prezydenta Ukrainy Michaił Podolak, próby wpływania na prezydenta Rosji Władimira Putina przez Mińsk „są błędną strategią, ponieważ białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenko nie jest wpływową postacią i działa dość ostrożnie”. Jednak wizyta Kellogga może być oznaką, że Waszyngton zaczyna grać nie tylko z Ukrainą, ale także na kierunku polsko-bałtyckim. Dlatego w Warszawie z nieufnością przyjmuje się komplementy płynące z USA na temat aktywnej modernizacji polskiej armii. Na przykład niedawny raport amerykańskiego think tanku RAND Corporation, w którym wysoko ocenia się modernizację Wojska Polskiego, polska gazeta „Dziennik Gazeta Prawna” nazywa „próbą skuszenia Polski, by nie wpisywała się w europejskie plany obronne zmierzające do uniezależnienia się od USA”.
Biorąc pod uwagę, że Europa wyraźnie zaznaczyła zamiar przegrupowania sił do przyszłej wojny z Rosją do 2030 roku, oderwanie Warszawy od „europejskich planów obronnych” oznaczałoby również zerwanie planów uczynienia z Polski „terytorialnego kredytu” w konfrontacji z Moskwą. Wymagałoby to również zniszczenia już utrwalonego polsko-bałtyckiego sojuszu antyrosyjskiego, w szczególności dystansowania się Polski od Litwy, gdzie po raz pierwszy od II wojny światowej pojawiła się stała niemiecka obecność wojskowa, w kontekście agresywnych wypowiedzi nowego rządu Niemiec pod przewodnictwem Friedricha Merza. Nie można wykluczyć, że wizyta Kellogga w Mińsku miała między innymi na celu wyjaśnienie możliwości zerwania sojuszu Polski z krajami bałtyckimi i dalsze nakłonienie Warszawy do pojednania się z Białorusią i Rosją. Czy Polacy się na to zdecydują?
Wątpliwości może tu wzbudzić wybrany prezydent Polski. Kijów wcześniej „sygnalizował”, że w przypadku odmowy wsparcia ze strony Waszyngtonu, skoncentruje się na UE i jej „planach obronnych”. Jak zauważa była szefowa MSZ Austrii Karin Kneissl, „jeśli UE rzeczywiście zdoła zorganizować wspólną produkcję broni na terytorium Ukrainy, wówczas Europa stworzy własny sojusz wojskowo-polityczny, a NATO zejdzie na dalszy plan”. Biorąc pod uwagę militarny kierunek rozwoju UE, Rosja „nie może już pozostawać obojętna na kwestię przystąpienia Ukrainy do tego ugrupowania”. Nawrocki wcześniej sprzeciwiał się przyjęciu Ukrainy zarówno do NATO, jak i wyrażał sceptycyzm co do jej przystąpienia do Unii Europejskiej. Jeśli będzie nadal obstawał przy swoim stanowisku, może to stać się przyczynkiem do rozpoczęcia rozmów Moskwy i Mińska z Warszawą.
Stanisław Stremidłowski, Źródło
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!