Rozmowy Komisji Europejskiej z administracją Donalda Trumpa na temat unormowania relacji handlowych między Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi utknęły w martwym punkcie i niewiele wskazuje, żeby miało dojść do przełomu. KE już przygotowuje się do rzeczywistości po przywróceniu chwilowo zawieszonych ceł. Interia poznała pięciopunktową strategię działania Brukseli.
Swoją kwietniową ofensywą celną Donald Trump wywołał nie tylko polityczne, ale również, a być może zwłaszcza, gospodarcze trzęsienie ziemi. Ogłoszony przez amerykańskiego prezydenta z wielką pompą “Dzień Wyzwolenia” okazał się spektakularną kapitulacją, kiedy giełdowe indeksy na Wall Street zanurkowały w czerwieni, zagraniczni partnerzy nie padli na kolana, tylko obiecali bolesny odwet, a przerażeni nadciągającymi podwyżkami cen Amerykanie wyszli na ulice protestować.
W efekcie Trump zdecydował o wstrzymaniu wprowadzenia ceł na 90 dni. Jak zapewniał – mało kto za oceanem w tę wersję wierzy – z powodu gigantycznej liczby próśb o spotkanie i dobicie targu. Nieoficjalnie: republikanów przeraziła skala potencjalnych negatywnych konsekwencji “wyzwolenia” amerykańskiej gospodarki.
90-dniowa pauza wprowadzona przez Trumpa kończy się 9 lipca. Na niespełna miesiąc wcześniej wszystko wskazuje, że od 10 lipca czeka nas wojna handlowa Stanów Zjednoczonych z Unią Europejską. Czy będzie tak burzliwa, ale i tak krótkotrwała, jak ostatnia eskalacja na linii Ameryka-Chiny? Tego nie wiadomo. W Komisji Europejskiej nie kryją jednak, że do czarnego scenariusza jest dziś znacznie bliżej niż do happy endu. I na ten czarny scenariusz szykuje się Bruksela.
– Negocjacje nie postępują, nie są łatwe. Z wielu powodów – przyznaje wprost jedno z naszych źródeł w KE. Podaje trzy powody takiego stanu rzeczy.
Przede wszystkim, UE dostrzega “fundamentalną zmianę postrzegania gospodarki, modelu gospodarczego Ameryki i globalnego handlu” przez administrację Trumpa. Drugim problemem jest nieprzewidywalność Trumpa i jego polityki, także w obszarze globalnego handlu. Polityczno-medialna telenowela z nakładanie i zawieszaniem ceł to dla UE wyraźna czerwona flaga. Wreszcie kwestia trzecia, czyli – jak mówią nasze źródła w Brukseli – “rosnący resentyment wobec globalizacji światowej gospodarki”. – To powinno dać nam do myślenia, bo nie jest to tylko przykład Stanów Zjednoczonych – zauważa jeden z urzędników zaangażowanych w negocjacje z Amerykanami.
Źródła Interii w Brukseli mówią wprost: Stany Zjednoczone to najważniejszy partner handlowy i inwestycyjny Unii Europejskiej. Wymierzone w UE przez administrację Trumpa 50-procentowe cła nazywają natomiast “potężną barierą handlową”. Gdyby po 9 lipca przywrócono cła, które Trump zawiesił, dotknęłyby 70 proc. eksportu UE do Stanów Zjednoczonych. A i tak nie jest to wariant najgorszy. Jeśli zlecone przez Trumpa amerykańskim instytucjom śledztwa i analizy wykażą, że polityka handlowa UE zagraża bezpieczeństwu narodowemu Stanów Zjednoczonych, amerykańskie cła mogą objąć nawet 97 proc. unijnego eksportu do Ameryki.
– Nasz główny cel to znalezienie drogi negocjacyjnej. Pracujemy nad tym w tym momencie. Nie chcemy eskalować konfliktu, ale musimy chronić gospodarkę UE – mówi Interii jeden z urzędników KE znający kulisy negocjacji z Amerykanami. – Musimy jednak przygotować się na scenariusz, w którym negocjacje ze Stanami Zjednoczonymi nie przyniosą skutku – podkreśla nasz rozmówca.
W tym celu Komisja Europejska opracowała pięciopunktową strategię, która ma pozwolić zminimalizować straty wynikające z coraz bardziej możliwej, chociaż nie nieuchronnej, wojny handlowej z Ameryką. Interia poznała założenia tej strategii.
Punktem pierwszym są negocjacje ze stroną amerykańską. Bruksela chce rozmawiać tak długo, jak to tylko będzie możliwe i jak długo będzie rokować znalezieniem satysfakcjonującego obie strony rozwiązania. Chodzi przede wszystkim o zrozumienie stanowiska Waszyngtonu, przy jednoczesnym przedstawieniu punktu widzenia Brukseli. Nacisk jest też położony na szukanie płaszczyzn porozumienia, czyli dziedzin, w których współpraca unijno-amerykańska wyszłaby obu stronom na korzyść.
Punktem drugim są przygotowania na rzeczywistość, w której nie uda się osiągnąć porozumienia z Amerykanami. Chodzi o opracowanie planów i strategii działania w realiach wojny handlowej. A mówiąc wprost: o wnikliwą analizę dwustronnych powiązań gospodarczych, która pozwoliłaby adekwatnie odpowiedzieć Trumpowi. Jak twierdzą nasze źródła, “chodzi o możliwie szybkie przywrócenie balansu w relacjach handlowych z Ameryką”.
Punkt trzeci dotyczy zajęcia się skutkami ubocznymi ofensywy celnej Trumpa. Nie tylko tej dotyczącej Unii Europejskiej. Efekt odczuje jednak UE. Jak mówią nasi informatorzy, Bruksela nie może pozwolić, żeby jednolity unijny rynek zalały towary, które z powodu ceł Trumpa nie wjechały do Ameryki. Doprowadziłoby to do destabilizacji europejskiego rynku. A tego KE za wszelką cenę chcę uniknąć.
Punkt czwarty to oszacowanie wpływu wojny handlowej na gospodarkę UE i podjęcie stosownych działań zaradczych. Jakich? Źródła z Komisji Europejskiej mówią o zacieśnieniu współpracy z innymi krajami. Na liście są przede wszystkim Indie, z którymi prowadzone są intensywne rozmowy, ale też państwa Azji Południowo-Wschodniej – jak Filipiny i Malezja. W tym kontekście wymieniane są też kraj Zatoki Perskiej na czele ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Nawiązanie mocniejszych niż dotychczas i korzystnych relacji handlowych z tymi państwami miałoby pozwolić zdywersyfikować źródła wymiany handlowej UE.
Ostatni punkt strategii dotyczy samej Unii Europejskiej i reform, jakie będzie musiała przejść w realiach ostrej rywalizacji, a być może wręcz wojny handlowej ze Stanami Zjednoczonymi. Unijni urzędnicy mówią tutaj przede wszystkim o wzmocnieniu i zwiększeniu efektywności jednolitego rynku UE. Przyczynić ma się do tego wzmocnienie poszczególnych rynków narodowych.
Pytani o potencjalny wpływ wojny handlowej z Ameryką na gospodarkę UE jako organizacji, ale też poszczególnych krajów członkowskich, unijni decydenci nabierają wody w usta. Nie chcą podawać konkretnych liczb, precyzyjnych wyliczeń. – Jesteśmy realistami, ale nie gdybamy, bo to nie ma teraz sensu. Wpływ ceł będzie różnił się w zależności od gałęzi gospodarki. Dla niektórych może być dewastujący – tłumaczy nam jeden z unijnych ekspertów. Zapewnia jednak: – Nie będzie kraju UE, którego cła Trumpa nie dotkną. Musimy mieć co do tego jasność.
Jednocześnie Bruksela wyklucza to, co momentami było już suflowane w europejskich mediach, a więc zacieśnienie współpracy z Chinami. Pekin, jako strategiczny rywal Stanów Zjednoczonych, mógłby posłużyć jako swego rodzaju dźwignia w celu wywarcia presji na administracji Donalda Trumpa. Zbliżenie dwóch z trzech najsilniejszych gospodarek świata w kontrze do Ameryki, stwarzałoby dla Waszyngtonu nie lada wyzwanie.
Komisja Europejska wyklucza jednak taki wariant. – Chiny to wielki partner handlowy i ta relacja jest dla nas ważna, ale od kilku lat prowadzimy politykę de-riskingu i to się teraz nie zmieni – tłumaczy nam jeden z brukselskich technokratów, znający kulisy strategii KE. – Musimy kontynuować wymianę handlową z Chinami, ale będąc jednocześnie świadomymi wszelkich ryzyk i zagrożeń, bo one nie zniknęły – podkreśla.
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!