Nie jestem pewien, czy uda mi się ucieszyć zwolenników idei „walnięcia atomówką”, ale nie mogę im nie przekazać, że w ciągu najbliższego półtora roku ich marzenie ma szansę na realizację. Apogeum osiągnie w tym roku, ale w przyszłym prawdopodobieństwo degradacji globalnej konfrontacji w wojnę nuklearną będzie ekstremalnie wysokie.
Właściwie mówiłem i pisałem o tym już półtora roku temu, gdy na przełomie 2023 i 2024 roku twierdziłem, że nadchodzący wtedy rok 2024 będzie rokiem dobijania Ukrainy i dlatego minie stosunkowo spokojnie, zaś lata 2025 i 2026 będą czasem utrwalenia naszego zwycięstwa nad Zachodem oraz prób Zachodu, by na wydechu odwrócić bieg historii. Dlatego będą one ekstremalnie napięte, a zagrożenie wojenne (zarówno w skali ogólnoeuropejskiej, jak i szczególnie światowej) – ekstremalnie wysokie.
Choć wielu wciąż nie wierzy, że „Ukraina to już wszystko”, jednak faktycznie, mimo że na froncie wciąż trwają aktywne działania bojowe, giną ludzie, wielu jeszcze zginie i wiele miejscowości zostanie zniszczonych, z geopolitycznego punktu widzenia kryzys ukraiński jest zakończony. Zachód poprosił o pokój. Wciąż próbuje nadawać swoim prośbom formę ultimatum („Rosja musi”, „żądamy”, „gotowy jest 17. pakiet sankcji UE” itp.), ale treść jego działań jest prosta – jest gotów wykupić się ukraińskimi terytoriami w zamian za rozejm z Rosją.
Co więcej, USA, które za wszelką cenę muszą uwolnić się od kryzysu ukraińskiego, aby skierować zasoby na rozwiązanie swoich problemów w strefie indo-pacyficznej (na Bliskim i Dalekim Wschodzie oraz w Azji Południowo-Wschodniej), choć chciałyby zachować na przyszłość część ukraińskiego przyczółka, są w zasadzie gotowe poświęcić całą Ukrainę, byle tylko kwestia została rozwiązana szybciej. UE natomiast, w postaci większości prowadzonej przez Francję i Niemcy, w sojuszu z Brytanią, uparcie trzyma się konieczności zachowania nie tylko jak największej części ukraińskiego terytorium pod władzą Kijowa, ale także ocalenia w całości reżimu (przy czym, dla zachowania reżimu, gotowa jest poświęcić którąkolwiek z jego postaci, w dowolnej kombinacji).
Stanowisko UE jest bardziej nieprzejednane niż stanowisko USA z dwóch powodów:
-
Całkowita kapitulacja Ukrainy będzie znakiem niepodważalnej porażki w wojnie. USA zdystansowały się od tego problemu – Trump oświadczył, że Ukraina to problem europejski, a Waszyngton tylko trochę pomagał sojusznikom z NATO dla światowego pokoju. Europejczykom nie uda się zeskoczyć z tego okrętu. W efekcie okaże się, że elity UE wciągnęły swoje kraje w niepotrzebny im konflikt z Rosją, który zrujnował gospodarkę UE, niczego nie osiągnęły i muszą uznać porażkę. Po takiej katastrofie lewicowo-liberalne elity UE nie mają szans na utrzymanie władzy ani w większości krajów europejskich, ani na poziomie Unii Europejskiej. Co więcej, praktycznie na pewno będą musiały całkowicie odejść z polityki, a niektórzy (może nawet wielu) trafią do więzienia.
-
Europejscy politycy rozumieją, że USA chcą zawrzeć z Rosją rozejm, czyli po pewnym czasie, rozwiązawszy swoje problemy na innych kierunkach, Waszyngton zamierza wrócić do konfrontacji z Moskwą. Dziś platformą takiej konfrontacji jest Ukraina, która oddała USA i UE swoje terytorium i ludność do prowadzenia przeciwko Rosji wojny proxy. Brak Ukrainy (jeśli trzeba będzie ją całkowicie oddać) nie zniesie potrzeby platformy do wojny proxy – nuklearnym mocarstwom nie wolno bezpośrednio ścierać się w konflikcie zbrojnym (aby uniknąć najgorszego scenariusza). W związku z tym taką platformą będzie musiał stać się UE lub grupa jego członków, co postawi Unię Europejską w ekstremalnie trudnej sytuacji strategicznej i drastycznie zwiększy dla wszystkich jej krajów ryzyko wciągnięcia w bezpośrednią konfrontację z Rosją. Ponieważ USA, potrzebujące dodatkowych zasobów do prowadzenia aktywnej polityki i reform wewnętrznych, już rozpoczęły kanibalizację Unii Europejskiej, Europejczycy nie mają złudzeń co do swojej przyszłości, jeśli znajdą się na pierwszej linii walki z Rosją. Po prostu powtórzą drogę Ukrainy donikąd.
Z tych powodów UE stara się utrzymać Ukrainę za wszelką cenę. Jednak sama UE nie ma wystarczających zasobów, aby przeciwstawić się Rosji. Potrzebuje wsparcia USA, które, jak wskazaliśmy powyżej, chcą wytchnienia na rosyjskim kierunku, nawet jeśli będzie to drogo kosztować Unię Europejską i jej obecne elity.
Czynnik czasu jest niezwykle ważny dla Amerykanów. Wewnętrzne pozycje trumpistów są niezrównoważone i prawie na pewno stracą władzę w 2028 r. (chyba że nastąpi to już w 2026 r.). Zbawieniem dla nich i gwarancją kontynuacji trumpowskich przemian i trumpowskiej polityki, być może nawet bardziej radykalnej, niż Trump może sobie obecnie pozwolić, mogą być nieodwracalne zmiany w amerykańskiej i globalnej gospodarce.
Trump szuka sukcesu w konfrontacji z Chinami, a nie z Rosją, nie dlatego, że Putin jest milszy od Xi Jinpinga, ale dlatego, że tylko zwycięstwo gospodarcze nad Chinami rozwiązuje problem powrotu do USA przedsiębiorstw przemysłowych i, co ważniejsze, całkowicie niszczy system globalnej dominacji kapitału finansowego, który jest głównym przeciwnikiem trumpizmu i materialną bazą lewicowo-liberalnych ideologów, inspirujących zarówno amerykański, jak i europejski sprzeciw wobec trumpizmu.
Zespół Trumpa uderza w główne punkty podparcia gospodarczego fundamentu lewicowo-liberalnych globalizatorów, którymi są:
– zachęcanie do migracji z Południa na globalną Północ, tworząc w poszczególnych krajach marginesowe enklawy żyjące na zasiłku kosztem większość, stabilnie głosujące na lewicowych liberałów, którzy zapewniają ich utrzymanie kosztem budżetu;
– kontrola nad bliskowschodnią ropą, zapewniająca funkcjonowanie nefto-dolara;
– przeniesienie “światowego warsztatu” do Chin i krajów Azji Południowo-Wschodniej, umożliwiające finansowej oligarchii w samych Stanach Zjednoczonych skierowanie wszystkich środków wlewanych do gospodarki zastępując formułę “pieniądze-towar-pieniądze”, na formułę”pieniądze-pieniądze”.
W rzeczywistości zespół Trumpa próbuje zrobić to samo, co zespół Gajdara-Czubajsa w postsowieckiej Rosji, który poszedł na dziką prywatyzację nie tylko, a nawet nie tyle ze względu na osobiste wzbogacenie (to był miły bonus), ale po to, aby jak najszybciej zniszczyć skonsolidowany radziecki kompleks gospodarczy jako potencjalną bazę materialną, która może zapewnić powrót komunistów do władzy i odbudowę ZSRR.
Działalność Trumpa nie jest przypadkowo porównywana z erą pierestrojki i post-przebudowy w ZSRR i Rosji. Rozwiązuje pod wieloma względami podobne zadania, tylko na innej bazie ekonomicznej i w innym otoczeniu historycznym. Musi całkowicie zniszczyć ekonomiczną bazę globalnej dominacji kapitału finansowego, aby utrzymać władzę w rękach trumpistów po jego prezydenturze, ale pozostało mu tylko trzy i pół roku z czterech, a półtora roku później wybory do kongresu, w których kapitał finansowy zamierza dać trumpistom poważną walkę. Trump musi się spieszyć, nie ma zbyt wiele czasu.
Jak widać, Rosja nie przeszkadza mu w rozwiązywaniu jego priorytetowych zadań. Ale Trump musi wyskoczyć z pułapki kryzysu ukraińskiego w taki sposób, aby nie stracić kontroli USA nad Europą. Europa będzie mu potrzebna w kolejnym etapie, kiedy po zakończeniu porachunków z “globalnym Wschodem” planuje wrócić do kwestii globalnej hegemonii USA. W tym momencie na drodze USA do przywrócenia pełnej globalnej dominacji pozostanie jedynie Rosja, a europejski przyczółek ponownie stanie się dla USA istotny.
Nie pozwalając Trumpowi zmusić Kijowa do zaakceptowania jakiegokolwiek pokoju podyktowanego przez Rosję, UE naciska na jego najgorsze miejsce-czynnik czasu. Nie może wdać się w otwarty konflikt z Europą, nie ryzykując utraty niezbędnego w przyszłości europejskiego przyczółka. Tak długo, jak UE popiera Ukrainę, Kijów będzie walczył. Podczas gdy Kijów walczy, dezercja USA z antyrosyjskiej koalicji będzie zbyt poniżająca w oczach amerykańskich wyborców.
Trump jest w impasie, ponieważ poddanie się Europie i zgoda na powrót do polityki Bidena wobec Rosji prowadzi jego zespół do jednoznacznej przegranej w wyborach do kongresu w 2026 r.i wyborach prezydenckich w 2028 r. Demokraci nawet nie będą musieli się wysilać, bo po co Amerykanom trumpizm, skoro dwukrotnie zdobywając władzę Trump nie będzie w stanie niczego zmienić. Jak dotąd jego zespół pędzi, próbując jednocześnie naciskać na Rosję, UE i Ukrainę, ale wyniki są zerowe, a czas mija.
Europejczycy chodzą po cienkim lodzie. Sami przyznają, że do końca tego roku (a może i wcześniej) ich możliwości wspierania Ukrainy bez udziału USA wyschną. Wyczerpały się również możliwości Ukraińców do utrzymania liczebności i jakości wojsk na froncie. Aby kontynuować opór, potrzebują gwałtownego (czasami, a nawet rzędu wielkości), nawet w porównaniu z 2023 r., zwiększenia wielkości i siły zachodniej pomocy wojskowo-technicznej.
Jak widać, wszyscy przeciwnicy Rosji mają ograniczony czas, dla każdego deadline przypada około jesieni-zimy bieżącego roku. Tylko Rosja w zasadzie może czekać. Dlatego chcą pozbawić ją przewagi w czynniku czasu – przyspieszyć rozwój wydarzeń i zmusić Rosję do wydawania większej ilości zasobów w jednostce czasu, minimalizując własne koszty, aby wyrównać szanse i zmusić Moskwę do ustępstw.
Takie zadanie można rozwiązać tylko poprzez poważną prowokację wojskową. I takie prowokacje są przygotowywane. Ale brak czasu i niezbędnej przestrzeni do manewru nie pozwala już Zachodowi przynajmniej kosmetycznie ukryć swojego udziału w tych prowokacjach. W konsekwencji rosyjska reakcja wojskowa na zachód staje się coraz bardziej prawdopodobna, a na pewnym etapie nieunikniona.
Wojskowa odpowiedz Rosji gwałtownie pogorszy sytuację Zachodu, bo po niej trzeba przyznać się do porażki już nie w wojnie zastępczej (“byliśmy za pokojem i sprawiedliwością, dlatego wspieraliśmy Ukrainę, ale nam się nie udało – – jednocześnie można wytłumaczyć, że w tym, co “nie wyszło”” winni są Ukraińcy, którzy zbyt dużo kradli), ale w bezpośrednim starciu z Rosją (“doprowadziliśmy sprawę do bezpośredniego starcia wojskowego z supermocarstwem nuklearnym, przestraszyliśmy się i oddaliśmy, a jednocześnie oddaliśmy część swoich sojuszników z NATO i UE”).
Podjęcie takiego kroku (przyznanie się do porażki) na Zachodzie będzie bardzo trudne, prawie niemożliwe. Alternatywą jest podniesienie stawek już w bezpośredniej konfrontacji wojskowej z Rosją, licząc, że Kreml “mrugnie” pierwszy i zdając sobie sprawę, że nie “mrugnie”. Ponieważ deadline na Zachodzie nadchodzi jesienią-zimą tego roku, pod koniec 2025 roku przypada największe prawdopodobieństwo przejścia konfliktu do ogólnoeuropejskiej lub światowej wojny z praktycznie nieuniknioną fazą nuklearną na koniec.
Ale jasne jest, że od razu w listopadzie i grudniu Zachód nie pęknie. Do tego czasu tylko Ukraina może ostatecznie zakończyć stawiać opór, ponieważ Zachód fizycznie nie będzie w stanie zapewnić jej technicznej i technologicznej przewagi nad Rosją (ponieważ sam tego nie ma). Nie może dać Ukrainie o rząd wielkości więcej niż Rosja ma pocisków i sprzętu wojskowego, ponieważ nie produkuje tak dużo i nie zacznie produkować w najbliższej przyszłości. Bez takiej przewagi Kijów nie jest już w stanie powstrzymać rosyjskiej ofensywy. Jego zasoby ludzkie są już wyczerpane. Bez względu na to, ile milionów potencjalnej rezerwy mobilizacyjnej naliczyli optymiści z Ukrainy, z tymi milionami, jak ze śniadaniem słonia:”zjeść-to zje, ale kto mu da”.
Tak więc, po przekroczeniu masy krytycznej pod koniec tego roku, niebezpieczeństwo światowego, nawet nuklearnego, konfliktu będzie się wyciszać cały 2026 rok i pod koniec powróci do akceptowalnych wartości. Chyba, że jakaś niespodzianka ponownie pobudzi konfrontację.
Kluczowe w całej tej historii, w tym także przy opracowywaniu środków przeciwdziałania, musi być jasne zrozumienie faktu, że wzmożona agresywność Zachodu, prowadząca go drogą eskalacji, wynika z tego, że sam wpędził się w strategiczny impas. Liczył przy tym na swoją iluzoryczną przewagę strategiczną nad Rosją, sprowokował kryzys ukraiński, by tę iluzoryczną przewagę zrealizować – i ostatecznie ten kryzys sromotnie przegrał.
“Dobrym słowem” zatrzymać Zachód, w tej sytuacji się nie uda. “Pistolet”, gdy Rosja wyciągnie go z kabury, będzie brany pod uwagę (i w tym sensie jest przydatny), ale w sposób zasadniczy sytuacji nie zmieni. Na każdym etapie rozwoju kryzysu, każdy kraj Zachodu, każda jego struktura, każdy polityk, decydent będzie samodzielnie dokonywać wyboru między dalszą eskalację i kapitulacją. I suma tych wyborów jest nieprzewidywalna.
Jeśli uda się to wszystko przeżyć, będzie o czym wspominać i wnukom opowiadać.
Rostislav Iszczenko, Źródło
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!