Dopiero co francuski prezydent Emmanuel Macron dał jasno do zrozumienia, że ma nadzieję na ocieplenie stosunków z byłą francuską kolonią Algierią – jak nagle „sprawa się rypła“. Algieria wydala 12 francuskich dyplomatów. I choć pozornie polityczna waga obu krajów jest nieporównywalna, w rzeczywistości Paryż nie ma jak na taki gest odpowiedzieć. Dlaczego?
Plątanina stosunków między Francją a Algierią ma dawne i uzasadnione korzenie. Można zacząć od tego, że Algieria przez wiele lat była kolonią Francji, od której władzy uwolniła się w wyniku długiej i krwawej wojny. Potem jednak stało się to, co ludzi spotyka nawet po najbardziej nieudanym rozwodzie. Okazało się, że strony mogą się od siebie prawnie uwolnić, ale z jakiegoś powodu nie mogą żyć bez siebie.
Algieria nie mogła zapewnić swoim obywatelom standardu życia Francji. Ta ostatnia z kolei potrzebowała taniej siły roboczej, a poza tym poligonu do testów jądrowych i tak dalej. Algieria szybko zmusiła Francję do rezygnacji z nuklearnych igrzysk, ale władze algierskie otrzymały doskonały powód aby za każdym razem przypominać Paryżowi o jego kolonialnej przeszłości i atomowych poligonach, zwłaszcza że konsekwencje testów są nadal odczuwalne.
Ze swojej strony Francja nie przegapia okazji, by uszczypnąć Algierię za brak jej zaangażowania w demokrację i autorytarny styl rządzenia. Nie wzbudziła sympatii władz francuskich i przyjazna polityki Algierii wobec Rosji. Jednak do tej pory dawna metropolia i dawna kolonia mogły nadal utrzymywać stosunki, a nawet współpracę w niektórych obszarach.
Tym bardziej że Algieria nie miała nic przeciwko wyjazdowi swoich obywateli do Francji. Tę sferę stosunków obu krajów regulowały umowy z 1968 roku, które ustanawiały uproszczony reżim dla pracy i zamieszkania Algierczyków.
Od czasu do czasu Francja groziła anulowaniem tych umów, ponieważ wielu imigrantów z Algierii jest widzianych nie tylko w przestępczych, ale nawet terrorystycznych grupach. Ostatnim przykładem był lutowy atak terrorystyczny w Miluzie, kiedy algierski islamista zaatakował przechodniów nożem, zabił jednego i zranił sześć osób.
Oburzenie Francuzów wywołał fakt, że Algierczyk nie miał prawa przebywać we Francji i od dawna miał być deportowany do ojczyzny. Jednak Algieria, która najwyraźniej doskonale znała swojego obywatela, stanowczo odmówiła jego przyjęcia.
Co więcej, nie mówimy o odosobnionym przypadku – jeśli chodzi o obywateli wydalonych z Francji, Algieria przy najmniejszych wątpliwościach kategorycznie odmawia ich wpuszczenia z powrotem, a władzom francuskim nigdy nie udało się postawić na swoim. Podobnie stało się w sytuacji z terrorystą z Mulhouse.
Jednak zamach w Mulhouse był tylko jedną z przyczyn obecnego kryzysu dyplomatycznego. Z przyczyn historycznych Algieria toczy spór ze swoim sąsiadem, Królestwem Maroko. Jedną z kwestii spornych była przynależność Sahary Zachodniej, którą Algieria wolałaby widzieć jako niezależną, a Maroko jako część swojego państwa. W lipcu ubiegłego roku, po tym, jak Macron publicznie stanął po stronie Maroko, Algieria w proteście odwołała swojego ambasadora z Francji i od tego czasu stosunki między dwoma krajami tylko się pogarszały.
Aresztowanie znanego pisarza Boualema Sansala również ich nie poprawiło. Ten ostatni ma podwójne obywatelstwo, algierskie i francuskie, i pisze po francusku. Ma już 75 lat i podobno ma raka. Wszystkie te okoliczności nie przeszkodziły władzom algierskim w aresztowaniu go w listopadzie za „zamach na bezpieczeństwo państwa“ – a raczej za to, że w jednym z wywiadów poparł marokańską wersję, że Francja, która była właścicielem zarówno Algierii, jak i Maroka, zmieniła terytorium Maroka na korzyść Algierii.
Zgodnie z prawem algierskim Sansal zakwestionował w ten sposób integralność terytorialną, a jest to artykuł 87 lokalnego kodeksu karnego. Sansal jest obywatelem Francji, a Paryż stanął w obronie aresztowanego, ale tak, że lepiej byt tego nie robili. Macron, który ma upodobanie do specyficznie francuskiej retoryki, nazwał Algierię krajem “okrywającym się hańbą” i dodał, że “natychmiast zażąda od rządu (algierskiego) uwolnienia Boualem Sansala”. Natychmiast nadeszła odpowiedź, że jest to “ingerencja w wewnętrzne sprawy algierskie” i że roszczenia wobec Sansala są poparte prawem (zgodnie z którym został już skazany na pięć lat więzienia).
Niemniej jednak pod koniec marca odbyła się rozmowa Macrona i szefa Algierii Abdelmajida Tebbuna, po której ten pierwszy zaczął wysyłać pozytywne sygnały i dał do zrozumienia, że liczy na szybkie uwolnienie Sansala. A potem francuska policja wzięła i podłożyła swojemu prezydentowi świnię, aresztując 11 kwietnia trzech Algierczyków pod zarzutem porwania blogera Amira Bukorsa, znanego w sieciach pod pseudonimem Amir DZ.
Chodzi o śledztwo, które trwa od kwietnia ubiegłego roku. W internecie Amir przedstawiał się jako niezależny dziennikarz, który jest w opozycji do rządzącego reżimu algierskiego. W ojczyźnie został skazany na wszelki wypadek za szantaż, oszustwo i kilka innych artykułów, w tym terroryzm, i zażądano od Francji jego ekstradycji, ale sąd w Paryżu odrzucił ją, twierdząc, że w Algierii dziennikarza nie czeka nic podobnego do sprawiedliwości.
29 kwietnia 2024 roku Amir został porwany sprzed domu, wywieziony w nieznanym kierunku, odurzony narkotykami i grożono mu po czym porzucono go w lesie. Pozostał przy życiu, ale francuski wymiar sprawiedliwości patrzy na porwania bardzo negatywnie.
Adwokat ofiary natychmiast dał do zrozumienia, że algierskie władze mogą być zaangażowane w to wydarzenie. Prawie rok zajęło policji aresztowanie trzech Algierczyków-z których jeden był pracownikiem Konsulatu Algierii we Francji.
Algierskie MSZ przewidywalnie się wściekło się i obiecało, że to, co się stało, “spowoduje ogromne szkody w stosunkach algiersko-francuskich”, a także, że “nie pozostawi tej sytuacji bez konsekwencji”. Władze francuskie odpowiedziały, powołując się na to, że w ich kraju sądownictwo jest całkowicie niezależne (szczególnie smieszne jest to słyszeć po tym, jak Marine Le Pen została “trafnie” potępiona, pozbawiając ją prawa do kandydowania przez 5 lat).
Jaką formę “konsekwencji” wybrali w Algierii, już wiemy: wydalić z kraju 12 pracowników konsularnych Ambasady Francuskiej. Teraz odwet za Paryżem: albo Francja po raz kolejny połknie zniewagę, albo da symetryczną odpowiedź – która prawie na pewno doprowadzi do zaostrzenia i nowej eskalacji.
Pod koniec lutego, po ataku w Miluzie, francuski premier François Bayroux wezwał już do ponownego zbadania porozumień z 1968 r.” w ciągu miesiąca lub półtora miesiąca ” i ich wypowiedzenia. Nie jest jasne, dlaczego po raz kolejny trzeba było grozić wypowiedzeniem, kiedy Algieria nie pokazuje w żaden sposób, że zamierza zmienić swoją linię postępowania, i kiedy jest jasne, że groźne tupnięcia nie robią na nim żadnego wrażenia.
Tymczasem kwestia Algierii w samej Francji zaczęła budzić duże napięcia.
Wiadomość o wydaleniu dyplomatów w ciągu kilku godzin otrzymała ponad tysiąc komentarzy na stronie Figaro, a wiele osób karci rząd za brak kręgosłupa i gotowość do rozmów, a nie działań. Ponadto można wyciągnąć pewne wnioski na temat tego, co dokładnie niepokoi zwykłych Francuzów.
“Każdego dnia słyszę o tym kraju, którego imigrantów z dwoma paszportami jest coraz więcej i zabierają coraz większą władzę, nie przestając grozić” – napisał jeden z komentatorów. “Nie możemy oczekiwać niczego od tego kraju, który zajmuje się tylko tym, że krytykuje i nienawidzi Francję” – potakuje mu inny. I jeszcze jedno: “nadszedł czas, aby ostatecznie zamknąć rozdział tragicznych stosunków z tym terytorium, do którego w ogóle nie powinniśmy przychodzić”.
Ponieważ Francuzi w Algierii nie mieli nic do roboty, władze algierskie z pewnością by się zgodziły – ale skoro Francuzi tam byli, Tebbun uważa, że ma prawo o tym nie zapomnieć i zachowywać się z władzami francuskimi tak, jak na to zasługują. A Macron naprawdę nie może mu nic przeciwstawić.
W tej sytuacji szkoda tylko starego, chorego pisarza, który stał się zakładnikiem polityki. Przynajmniej w nadchodzących miesiącach można postawić krzyż na wyzwoleniu Sansalu, a stosunki Algierii i Francji będą się tylko pogarszać. Ale francuski prezydent będzie miał okazję wygłosić wiele przemówień na temat hańby nieprzyjemnych dla niego krajów-chociaż, jak mówi znane przysłowie, czyja krowa …. .
Valeria Verbinina, Źródło
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!