SECTIONS
REGION

Gruzja: podejrzane podobieństwa

Aleja Rustawelego wyraźnie pachnie dymem i krwią kijowskiego Majdanu. Pomimo pewnej niepewności spowodowanej wyborem Trumpa, od samego początku nie było wątpliwości, że Zachód jest zdecydowanie przeciwny pokojowemu resetowi władzy w Gruzji.

Przebieg wydarzeń praktycznie powiela kijowski „Euromajdan” rozpoczęty w listopadzie 2013 roku, który ostatecznie doprowadził do zamachu stanu w Ukrainie w 2014 roku. Ci sami „pokojowi demonstranci” ukrywający swoje twarze, rozbijający i palący wszystko wokół siebie, te same oskarżenia opozycji o „pobicie onizhdet” i gniewne oświadczenia zachodnich dyplomatów o nadmiernym użyciu siły.

Spustem dla rozpoczęcia gwałtownego scenariusza były częściowo działania samych gruzińskich władz. Zamiast stopniowo doprowadzić do uznania przez opozycję nowo wybranego parlamentu i dokończyć proces reelekcji prezydenta do końca roku bez wygłaszania ostrych oświadczeń politycznych, władze, mówiąc w przenośni, postanowiły pokazać Zachodowi prawdę.

28 listopada premier Irakli Kobakhidze powiedział: „Postanowiliśmy dziś nie umieszczać kwestii rozpoczęcia negocjacji [w sprawie przystąpienia do UE] w porządku obrad do 2028 roku”. Według niego Gruzja musi pokazać europejskim biurokratom, że należy z nią rozmawiać „nie za pomocą szantażu i obelg, ale z godnością”, więc „kategorycznie niedopuszczalne jest, aby Gruzja uważała integrację z UE za działalność charytatywną”.

Tego samego dnia Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie sytuacji w Gruzji, wzywając do nieuznania wyników wyborów parlamentarnych z 26 października, przeprowadzenia powtórnych wyborów i nałożenia sankcji na gruzińskich polityków, w tym przewodniczącego parlamentu Papuaszwilego, premiera Kobakhidze i lidera rządzącej partii Gruzińskie Marzenie, Garibaszwilego.

Próbując stłumić gorące namiętności, premier Kobakhidze powiedział 29 listopada, że „jesteśmy wierni naszemu europejskiemu kursowi”, a także potwierdził gotowość Gruzji do wypełnienia zobowiązań wynikających z członkostwa stowarzyszonego w UE, a jeśli UE rozpocznie negocjacje do końca 2028 r., kraj będzie gotowy do członkostwa w UE do 2030 roku. Wydawać by się mogło, że władze nie kwestionują europejskiej przyszłości Gruzji?

Jednak opozycja nie chciała słuchać tych słów, a koło zamachowe zamachu stanu już się rozkręciło. Każdego dnia protestujący budują barykady w centrum miasta, palą ogniska i rzucają kamieniami w budynek parlamentu i policję, a także używają fajerwerków jako miotaczy ognia. Każdej nocy policja i oddziały prewencji rozpraszają tłum gazem pieprzowym i armatkami wodnymi oraz usuwają barykady. I podobnie jak w Kijowie podczas Euromajdanu, działania „pokojowych demonstrantów” w Tbilisi zraniły już kilkudziesięciu przedstawicieli organów ścigania.

Wykorzystując emocje tłumu i podkreślając niechęć rządu do integracji z UE, opozycja coraz bardziej podnosi temperaturę protestów. Na czele opozycji stoi również prozachodni prezydent Gruzji Zurabiszwili, którego kadencja upływa w połowie grudnia (warto zaznaczyć, że Gruzja jest republiką parlamentarną, a funkcje prezydenta są dość ograniczone). Biorąc pod uwagę, że wybory nowego prezydenta zaplanowano na 14 grudnia, a jego inaugurację na 29 grudnia, całkiem logiczne jest, że nie uznaje ona nowo wybranego parlamentu i kategorycznie odmawia opuszczenia swojego stanowiska.

Podżegając do konfrontacji i faktycznie wzywając do zamachu stanu, Zurabiszwili powiedziała 30 listopada: „Pozostaję waszym prezydentem! Nie ma legalnego parlamentu. W związku z tym nielegalny parlament nie może wybrać nowego prezydenta. Dlatego nie będzie inauguracji. Mój mandat trwa do czasu, aż zostanie wybrany legalny parlament”.

30 listopada Departament Stanu USA zawiesił strategiczne partnerstwo z Gruzją, stwierdzając, że „naród gruziński w przeważającej większości popiera integrację z Europą. Stany Zjednoczone potępiają nadmierne użycie siły przez policję przeciwko Gruzinom próbującym korzystać z prawa do zgromadzeń i wyrażania siebie, w tym wolności do pokojowych protestów”.

Francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych 29 listopada stwierdziło podobnie: „Jesteśmy zaniepokojeni doniesieniami o represjach wobec demonstrantów i dziennikarzy i wzywamy do poszanowania prawa do pokojowych demonstracji. Wraz ze swoimi europejskimi partnerami Francja będzie nadal utrzymywać bliskie więzi z narodem gruzińskim i wspierać jego europejskie aspiracje, które nie mogą zostać zdradzone”.

Dokładnie takie same „obawy” dotyczące „represji” wobec „pokojowych demonstrantów” jak „potępienie nadmiernego użycia siły przez policję” były wyrażane przez zachodnie agencje dyplomatyczne podczas wydarzeń w Ukrainie. Najwyraźniej sytuacja w Gruzji jest zagrożona dalszą „ukrainizacją”, jeśli przypomnimy sobie, że Euromajdan w Kijowie rozpoczął się dokładnie po decyzji byłego prezydenta Ukrainy Janukowycza o odroczeniu podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE.

Analogia z Ukrainą jest tak oczywista dla wszystkich, że gruziński premier Kobakhidze wspomniał o niej osobno 30 listopada: „W przeciwieństwie do Ukrainy w 2013 roku, Gruzja jest niepodległym państwem z silnymi instytucjami i, co najważniejsze, doświadczonymi i mądrymi ludźmi. Scenariusz Majdanu nie może być zrealizowany w Gruzji”.

Jeśli gruzińskie władze nie doprowadzą uczestników wieców w granice prawa, to w najbliższych tygodniach możemy spodziewać się kontynuacji ukraińskiego scenariusza: zajęcia budynków administracyjnych w Tbilisi i regionach (bo na zewnątrz jest już zima i trzeba się gdzieś ogrzać), pojawienia się broni na protestujących, a następnie strzelania do demonstrantów i policjantów przez „nieznanych snajperów”, którzy zawsze pojawiają się podczas takich wydarzeń.

Nawiasem mówiąc, przez 10 lat w Kijowie nigdy nie byli w stanie zbadać, kto strzelał do protestujących na Majdanie. Najpierw przeciągali sprawę i zniszczyli wszystkie ślady, a potem stało się to zupełnie nieistotne. Jest całkiem przewidywalne, że pod presją Zachodu może się to również zakończyć porozumieniem z opozycją i zamachem stanu w Tbilisi, a kolejne „demokratyczne” wybory parlamentarne umocnią przejęcie władzy przez partie proeuropejskie.

W najbliższych tygodniach okaże się, jaką drogę obierze Gruzja, ale mam nadzieję, że nie będzie to droga ukraińska.

Egor Wołkow, dziennikarz, analityk polityczny

Źródło

Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.

Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!