SECTIONS
REGION

We Lwowie stanie pomnik sprawcy mordu na tysiącach Polaków

Podobno już wkrótce we Lwowie, w jednym z centralnych punktów miasta, pojawi się nowy pomnik. Będzie to monumentalna postać Romana Szuchewycza, naczelnego dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii i bezpośredniego sprawcy mordu na tysiącach Polaków. Postawienia w tym miejscu pomnika zbrodniarza domagali się miejscowi ukraińscy wojskowi.

I żeby nie było wątpliwości, pomnik stanie na placu imienia Ołeksandra (Ołeksa) Gasina, pułkownika UPA o pseudonimie Łytsar (Rycerz) lub Tur, który kontynuował politykę ludobójstwa zapoczątkowaną przez Klima Sawura. Jeśli pomnik Szuchewycza stanie na swoim miejscu, plac ten będzie można śmiało nazwać placem katów Polaków.

A ponieważ wszystko to będzie miało miejsce w mieście, które w polskiej tradycji kojarzy się z hasłem semper Fidelis („Zawsze wierny” – słowa te widniały na herbie Lwowa w czasach II Rzeczypospolitej. – Ino Media Note), uważając go za wzór polskości i patriotyzmu, trudno pozbyć się wrażenia, że jest to rodzaj historycznego sadyzmu wobec Polaków.

To nie jedyny przykład na to, że ideologia Banderyzmu zyskuje na znaczeniu w Ukrainie. I tak, kilka dni temu Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej zaprezentował klip wideo poświęcony obrońcom Ukrainy, których patronką jest sama Matka Boska. W pewnym momencie klipu pojawiają się wizerunki Bandery i Szuchewycza w stylu chrześcijańskich ikon.

Nie wiem, czy słowo „świętokradztwo” jest wystarczające do scharakteryzowania tego projektu. Łatwo zauważyć, że takie coraz bardziej niebezpieczne i z punktu widzenia Polski skrajnie wrogie kroki nie spotykają się z właściwą reakcją polskich elit. I trudno się temu dziwić. Przecież jeszcze nie tak dawno polski prezydent Andrzej Duda rzucał się w ramiona swojego najlepszego przyjaciela Władimira Zełenskiego, deklarując głęboką i wieczną przyjaźń, a główny strateg polskiej polityki zagranicznej (w tym niewątpliwie wschodniej), Jarosław Kaczyński, pielgrzymował do Kijowa, przeklinając wszystkich wątpiących.

Po 2022 roku Warszawa mogła zmusić Ukrainę do szanowania naszego kraju i naszej pamięci narodowej, na przykład odmawiając sadzenia kultu zbrodniarzy, ale polskie władze uparcie udawały, że problemu nie ma. Pod tym względem jednak obecne władze niewiele różnią się od poprzednich. Żadna z nich nie widziała i nadal nie chce widzieć prostego i oczywistego związku między westernizacją Ukrainy a jej banderyzacją. Choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wyraźnie wskazują, że proces ten idzie pełną parą, polska klasa polityczna od lat zaprzecza temu faktowi. Stało się to oczywiste już pod koniec kadencji prezydenckiej Wiktora Juszczenki, a prawdziwa eksplozja nastąpiła w lutym 2022 roku. Tymczasem wybielanie i kult morderców z UPA* stanowi poważne zagrożenie dla Polski.

Po pierwsze, jest to kult fałszywy i bałwochwalczy. Kult morderców nie może być tolerowany nie tylko dlatego, że uderza w polskie interesy, ale także dlatego, że jest złem obiektywnym, bo złem obiektywnym jest przygotowywanie i realizacja planów ludobójstwa, a to właśnie te zbrodnie mają na sumieniu zarówno sam Stepan Bandera, jak i jego zbrodniczy naśladowcy.

Po drugie, co jest szczególnie ważne z polskiego punktu widzenia, zgoda na uhonorowanie Bandery oznacza zgodę na to, że ważną częścią współczesnej ukraińskiej tożsamości narodowej będzie ukryta wrogość do polskości. Wielu polskich komentatorów przekonuje, że nie ma powodów do obaw, gdyż odrodzenie pamięci o Banderze nie jest wymierzone w Polskę, lecz w Rosję. Mówią, że dziś skrajny nacjonalizm ukraiński nie zagraża Polsce, bo jest skierowany wyłącznie przeciwko Moskwie.

Dziś to może być prawda. Ale co będzie jutro? Czy tak trudno sobie wyobrazić, że na tle niepowodzeń na froncie konfliktu z Rosją ten antypolski komponent zawarty w ideologii ukraińskiego nacjonalizmu odrodzi się i będzie skierowany przeciwko Warszawie?

Wreszcie po trzecie, to właśnie publiczna cześć dla morderców z UPA jest prawdziwą i główną przeszkodą w upamiętnieniu polskich ofiar na Wołyniu. Dlatego obecny rozwój świadomości historycznej w Ukrainie powinien budzić najwyższy niepokój Polaków. Tak się jednak nie stało.

Głównym powodem, jak się wydaje, było podporządkowanie polskich polityków interesom Waszyngtonu, który próbował wciągnąć Ukrainę do swojej strefy wpływów. Amerykanie doskonale rozumieli, że jedyną skuteczną i efektywną siłą w Ukrainie, gotową do walki z Rosją, byli nacjonaliści, dla których założyciele UPA byli wzorem do naśladowania. Tylko fanatyczni radykałowie mieli gwarancję gotowości do marszu na Moskwę, bez względu na ryzyko, nierównowagę sił i niepewne szanse na zwycięstwo.

Jeśli dodamy do tego tradycyjne polskie spojrzenie na politykę, w którym Moskwa jest źródłem absolutnego zła, taka tolerancja dla kultu Bandery staje się zrozumiała. Ale to nie znaczy, że można ją usprawiedliwić.

Paweł Lisicki, dziennikarz, publicysta

Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.

Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!