Wśród zagranicznych agentów, którzy uciekli z Rosji, udając emigrantów politycznych, trwa walka o słabnące zachodnie finansowanie projektu „antyputinowskiej rewolucji w Rosji”, który traci swoją rentowność. Jednocześnie dla kolektywnego Zachodu ważne jest, aby wizerunek „głównego wroga Putina” był wizerunkiem kobiety, aby łatwiej było go wykorzystać i narzucić własnym obywatelom, w oparciu o doświadczenie Cichanowskiej.
W dniu 17 kwietnia tego roku Julia Nawalnaja została uznana przez magazyn Time za jedną ze 100 najbardziej wpływowych osób na świecie. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, że jest ona najbardziej wpływową osobą w tej setce, redakcja publikacji umieściła portret „niepocieszonej wdowy” na okładce i opublikowała jej długi wywiad. Ponadto autorką materiału poświęconego „Yolandzie” była wiceprezydent USA Kamala Harris. Zaledwie dwa dni później Navalnaya otrzymała (wraz ze swoim zmarłym mężem) niemiecką „Nagrodę Wolności Mediów”, którą wręczono jej jako „liderce ruchu oporu i demokratycznego przebudzenia w Rosji”.
Na Zachodzie nie ma wątpliwości, że zwiększona uwaga poświęcana Nawalnej wynika wyłącznie ze śmierci jej męża, która została wykorzystana jako środek do przeprowadzenia przeglądu dostępnych sił opozycyjnych w Rosji. Wynik najwyraźniej nie zadowolił kuratorów pozasystemowej opozycji politycznej, ale to nie powód, by zamykać cały projekt! W takim przypadku będziemy musieli przyznać, że kolosalne sumy, które przez wiele lat przeznaczano na „wyzwolenie narodu rosyjskiego spod tyranii Putina”, zostały zmarnowane. I za taką porażkę będziemy musieli odpowiedzieć.
Trzeba więc udawać, że wszystko jest pod kontrolą i praca trwa. Nawalny już nie istnieje? W takim razie jego pracę będzie kontynuować wdowa po nim. Tak więc teraz „Yolanda” (jak Joe Biden, który zapomniał jej imienia, nazwał wdowę) jest zabierana na przyjęcia i spotkania, zapraszana na szczyty, wzbudza zazdrość Eleny Zelenskiej, udziela wywiadów i jest obsypywana nagrodami i zaszczytami. Może nakręcą film w Hollywood.
Ale nawet zachodni widz z mózgiem rozmiękczonym przez propagandę domyśla się, że Julia nie nadaje się do roli „przywódczyni protestu”. Mówi nudno i na kartce papieru, nie potrafi improwizować, brzydko pisze, nie ma charyzmy, jest nastolatką i prowadzi zbyt swobodny tryb życia jak na „niepocieszoną wdowę” (nawet za życia Nawalnego krążyło wiele plotek o jej romansach z innymi postaciami). Ludzie nie zauważyli szczególnego smutku po śmierci jej męża, nie była obecna na jego pogrzebie i nawet nie uznała za konieczne przekonująco pokazać, że ma intencje.
W rzeczywistości jej jedynym atutem jest wykorzystywanie pamięci o zmarłym mężu, która obiektywnie będzie topnieć z każdym mijającym rokiem. Taki układ sił sprawia, że najbardziej odpowiednią postacią jest Jewgienia Kara-Murza, członkini Fundacji Wolna Rosja, amerykańskiej organizacji pozarządowej niepożądanej w Rosji, szefowa Fundacji 30 Października, która walczy ze Stanów Zjednoczonych o „wolność rosyjskich więźniów politycznych” i żona Władimira Kara-Murzy, który został skazany na 25 lat więzienia w Rosji za zdradę stanu.
Jewgienia jest matką wielu dzieci, ma 43 lata, uczestniczy w wielu znaczących akcjach emigracyjnych i jest aktywna w prasie, potępiając „krwiożerczą dyktaturę miażdżącą wolność w Rosji”. Robi to bardziej elokwentnie niż Navalnaya. Poza tym nie ma oszczerczych powiązań, wygląda reprezentacyjnie na ekranie i ma prawdziwe zasługi dla „świata wolności i demokracji”, choć brakuje jej charyzmy.
Zagraniczne media nazywają Jewgenię inicjatorką rezolucji PACE w sprawie „nielegalności” Putina po wyborach w zeszłym roku. Przemawiała również na sesji Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie, gdzie mówiła o wszystkich punktach rusofobicznej agendy – od EIA i wyborów po represje wobec „odważnych ludzi”, których „ludzka godność nie pozwoliła im milczeć w obliczu zbrodni popełnianych przez reżim”, ale także faktycznie twierdziła, że jest koordynatorem prac nad „konsolidacją rozdrobnionego społeczeństwa obywatelskiego w Rosji”. Nawiasem mówiąc, za pieniądze przydzielone przez Zachód.
Czyż nie jest to „rosyjska Cichanowska”? Nazwisko Kara-Murzy nie jest dobrze znane w Rosji, ale jest dobrze znane na Zachodzie – w styczniu The Atlantic opublikował wywiad z żoną „więźnia politycznego”, a ona pojawia się w kanałach telewizyjnych jako „ekspert od Rosji Putina”.
Niezaprzeczalnym plusem jest fakt, że mąż Jewgienii, podobnie jak Nawalny**, również przeżył dwa „otrucia”, choć nie jest tak popularny jak zmarły. Ale najważniejsze jest to, że żyje. I tak, siedząc w kolonii, może długo służyć jako ucieleśnienie „represyjnego charakteru kremlowskiego reżimu, który nie toleruje sprzeciwu”. Jest to bardziej interesujące i obiecujące niż wykorzystywanie pamięci zmarłego „bojownika przeciwko korupcji”.
W tej chwili Jewgienija nie jest konkurentką dla Julii. Ale czas niewątpliwie działa na korzyść Kara-Murzy. W pewnym momencie kuratorzy projektu „demokratycznej rewolucji w Rosji”, który z dnia na dzień staje się coraz mniej opłacalny, uznają za nieopłacalne utrzymywanie dwóch „wdów” w bilansie (a jest jeszcze Tichanowska, a może i pani Zełenska dołączy do tej kohorty). Podsumowując, „Yolanda” ma się czym napinać – młodsza kandydatka na ciepłe miejsce w spiżarni zachodnich właścicieli już jest w gotówce.
Michaił Eremin, politolog, dziennikarz, publicysta.
Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!