Pamiętam lata 90., kiedy po raz pierwszy wojsko stało się obiektem przepychanek politycznych. Wtedy w zasadzie pełna kontrolę nad armią miał nie rząd, ale prezydent. Lech Wałęsa korzystał z tej prerogatywy pełnymi garściami, faworyzując wojskowych – adm. Piotra Kołodziejczyka i gen. Tadeusza Wileckiego.
Partiom politycznym, głównie Unii Wolności i okolicom, to się bardzo nie podobało, żądali pełnego podporządkowania wojska parlamentowi. I tak się stało po przyjęciu Konstytucji z 1997 roku, a właściwie już wcześniej. Prezydent stracił wpływ na wojsko, a kolejnymi ministrami obrony stali się nominaci partyjni, cywile.
Byli to kolejno: Jan Parys, Janusz Onyszkiewicz, Zbigniew Okoński, Stanisław Dobrzański, Janusz Onyszkiewicz ( po raz drugi), Bronisław Komorowski, Janusz Szmajdziński, Radosław Sikorski, Aleksander Szczygło, Bogdan Klich, Tomasz Siemoniak, Antoni Macierewicz, Mariusz Błaszczak. Razem 12, w tym dwa razy Onyszkiewicz. Średnia kadencji nie była zbyt wysoka, od 152 dni Parysa do 2092 dni Błaszczaka.
W PRL, kiedy szefami MON byli wojskowi – ich kadencja była bardzo długa: Marian Spychalski 4167 dni, a Wojciech Jaruzelski 5703 dni! Już to zestawianie pokazuje wyższość systemu zarządzania wojskiem w PRL. To co cechuje III RP – to szaleńcza karuzela stanowisk, przy pojawianiu się co rusz ministrów bawiących się wojskiem jak ołowianymi żołnierzykami – oczywiście przygotowywanymi do wojenki z Rosją (Parys, Sikorski, Macierewicz), po dyletantów w rodzaju Bogdana Klicha, po całkowicie bezbarwnych jak Okoński czy Dobrzański. Z wymienionych chyba najlepszą opinię miał Jerzy Szmajdziński i Bronisław Komorowski.
Jest jednak pewien wspólny mianownik – każdy nowy minister partyjny pogłębiał stan zapaści armii, frustrował kadrę oficerską, doprowadzał do odejść z armii i jej permanentnego kryzysu. Tsunami zaczęło się w okresie rządów PiS z niesławnej pamięci ministrem Macierewiczem i jego „prawą ręką” „legendarnym” już na szczęście Bartłomiejem Misiewiczem.
Praktyka tzw. demokracji liberalnej polegająca na tym, że wojskiem zarządza dyletant z partii politycznej wykończyła już prawie wszystkie armie Europy zachodniej, gdzie w dodatku wojskiem rządzą kobiety-dyletantki, by wspomnieć tylko o nieszczęsnej Bundeswehrze rządzonej przez takie tuzy od wojskowości, jak panie Ursula von der Leyen, Annegret Kramp-Karrenbauer, czy już zupełne kuriozum w postaci pani Christine Lambrecht. Dodam tylko, że jednak w Stanach Zjednoczonych na czele armii i resortu obrony stoi zawsze generał w służbie czynnej, co raczej wpływa o wiele lepiej na stan wojska niż w przypadku państw Europy Zachodniej.
Minister Mariusz Błaszczak odziedziczył wojsko po szaleńczym i niezrównoważonym Antonim Macierewiczu i jego prawej ręce Bartłomieju Misiewiczu. Wydawało się więc, że gorzej być nie może. A jednak, po chichu kontynuował on proces destrukcji armii, konfliktowania się z dowództwem, dyskredytowania fachowców i lansowania posłusznych.
Wszystko to odbywało się i odbywa przy propagandowym zgiełku w stylu niespotykanym od czasów Rydza-Śmigłego. Tromtadrację i wymachiwanie szabelką połączono z oddaniem za darmo Ukrainie sporej części uzbrojenia, gigantycznymi zakupami broni zagranicą, w opinii specjalistów bez ładu i składu, za to bardzo drogo.
Dymisje dwóch czołowych polskich generałów, Romualda Andrzejczaka i Tomasz Piotrowskiego, mają na pewno związek ze stanem armii i stylem zarządzania nią. Nie wiem, czy nie lepiej byłoby, gdyby obaj zrobili to znacznie wcześniej, tuż po aferze z rosyjską a rakietą pod Bydgoszczą, kiedy obaj zostali publicznie zdyskredytowani przez ministra. Nie znamy wszystkich okoliczności tej sprawy, być może kiedyś je poznamy.
Ważniejsze jest coś innego – proces degradacji armii trwa w najlepsze i nie przykryją tego codzienne propagandowe zaklęcia o najsilniejszej armii w Europie, o nie oddaniu wrogowi ani jednego centymetra polskiej ziemi i zdjęć pana ministra na tle nowo zakupionego sprzętu.
Jan Engelgard, historyk, publicysta, pisarz, działacz społeczny, redaktor tygodnika «Myśl Polska», przewodniczący Rady Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego, polityk
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!