Bruksela twardą ręką wprowadza klimatyczny rygor i odcina to, co jej przeszkadza w klimatycznym przywództwie. Branże energochłonne przegrały walkę o eksport. Te widzą już swój bliski koniec. Graniczny Węglowy (od dwutlenku węgla, więc powinno się tłumaczyć: Klimatyczny) Mechanizm Dostosowawczy (CBAM) już wszedł w życie.
25 kwietnia ostatnie sprzeczności interesów zostały utarte na Radzie Europy. Co to znaczy dla europejskiego przemysłu, który znalazł się „po złej stronie” intensywności energetycznej?Dotychczas bowiem, mimo że formalnie podlegał on klimatycznym opłatom, realnie był z nich zwolniony. Otrzymywał bezpłatne przydziały pozwoleń na emisję, które płacone przez energetykę, obciążały jedynie portfele odbiorców indywidualnych i mniejszych graczy.
Unia postanowiła, że “darmowe” pozwolenia będzie wycofywać od 2026 do 2034 roku. Ten proces ma być realizowany powoli, dopiero na koniec okresu przyspieszy nakładanie nowych/starych kosztów na przemysł. Ale w 2034 r. “darmowe” pozwolenia mają zniknąć.
Energochłonny przemysł nie może produkować w oparciu o to, co nieregularnie wypluwają z siebie wiatrowe czy słoneczne farmy. Więc protestował przeciwko opłatom CBAM, argumentując że to kwestia życia lub śmierci europejskich produktów na światowych rynkach. Proponował model VAT: opłatę naliczamy na granicy przy imporcie, odliczamy na granicy przy eksporcie.
Na to Bruksela się nie zgodziła, rabatów eksportowych nie ma, co zieloni aktywiści ogłosili jako swój sukces w dekarbonizacji Europy i świata. Zapewniła jednak, że będzie bronić przed “nieuczciwą konkurencją”. To magiczne zaklęcie brzmi tu paradoksalnie, gdyż przewagą konkurentów jest to, że nie muszą płacić podatków (opłat, kosztów dwutlenku węgla… czy jak to tam zwać). Ich rządy takich podatków nie wymyśliły, więc jest to “nieuczciwa konkurencja”.
Obłożenie energii opłatami klimatycznymi (jeżeli przestać stosować wyjątki dla przemysłu energochłonnego) uniemożliwia konkurowanie na rynkach światowych. Prosty przykład silikonu, którego jedna trzecia idzie na eksport, zaś koszty emisji CO2 to 900 €/tonę. A to blisko połowa ceny produktu na rynku światowym. Czyli jeśliby nie stosować tych “specjalnych warunków”, europejska produkcja w świecie przestałaby istnieć.
A Europa jest wciąż poważnym eksporterem produktów energochłonnych. Choćby w przemyśle stalowym – ważnym fragmencie europejskiej gospodarki. 500 zakładów produkcyjnych, 310 tysięcy pracowników, wytwarzających 153 miliony ton stali o wartości 125 miliardów €. Potężny eksporter (45 mld €), daje pośrednio miejsca pracy dodatkowo milionowi Europejczyków.
Jeśli brać poważnie klimatyczne obciążenia, to konieczna jest rezygnacja z wielkich pieców hutniczych. Tylko czym je zastąpić? Wodorem? Żarty? Bruksela przymusza do poszukiwania nowych, nie-emisyjnych technologii hutniczych, jednak te dostępnie realnie – elektryczność i wodór hutnictwo ocena jako nieprzydatne: “inwestycje kapitałowe w nowe technologie mają sens jedynie wtedy, jeśli niskoemisyjne (CO2) źródła, jak energia elektryczna i wodór, są swobodnie dostępne po przyjmowalnych kosztach. Jednak dzisiaj żaden z tych warunków nie jest spełniony” – twierdzi Eurofer.
Ci od aluminium też czegoś chcą, bo to najbardziej energochłonny metal. To może zaskoczyć Czytelników, ale jeszcze dwa lata temu w tym najbardziej energochłonnej branży, Niemcy były drugim na świecie eksporterem aluminium i jego produktów (14,8 mld $), niewiele ustępując Chinom (24,6 mld $) i wyprzedzając USA (9,4 mld $). Przy wysokich opłatach klimatycznych i cenach gazu i energii tej pozycji już się nie daje utrzymać.
Europa straciła w 2022 r. ponad 10% produkcji (spadek z 3,3 mln ton do 2,9), traci nadal – kolejny spadek produkcji o 10% w 1Q23. I to głównie w pierwotnej przeróbce boksytów. Europejski przemysł aluminiowy (600 zakładów w 30 krajach), zaspokajający coraz mniejszą część z 9 milionów ton popytu Europy (z Turcją, Norwegią i W. Brytanią).
W ubiegłym roku połowa mocy produkcyjnych pierwotnego (z rudy) pozyskiwania aluminium stała nieczynna z powodu wysokich cen energii. I niskich cen aluminium na światowym rynku, co nie dziwi, bo dominujący w aluminium producent – Chiny nie tolerują wysokich kosztów produkcji.
Dla utrzymania przemysłu aluminiowego potrzebne są długoterminowe umowy i to po 20 euro/MWh, czyli koło stu złotych. Tak twierdzą francuscy hutnicy, którzy rozwijali się na bazie taniego prądu z elektrowni jądrowych. Dzisiejszy “rynek energii” zniszczył tę bazę.
Moim zdaniem, przemysł ciężki w Europie dogorywa, jak pisałem wcześniej, Bruksela, bez zbytecznego żalu (“no regrets”) odcina ten ciężar, przeszkadzający jej w klimatycznym przywództwie.
Już dzisiaj żyje jedynie dzięki ochłapom rzucanym przez państwo, czyli “wsparciu przedsiębiorstw energochłonnych”. W Polsce rząd rozdaje im 5 miliardów złotych (rok wcześniej tylko” 800 milionów). To ponoć “pomoc”, naprawdę to ratunek przed konsekwencjami rządowej polityki. Rękę do państwa wyciągną branże, nie pasujące do klimatycznej agendy Brukseli: hutnictwo, ceramika, cement, nawozy. Te wspierane przedsiębiorstwa zużywają rocznie ponad 20 TWh energii (1/3 zużycia przemysłowego, 11% z całkowitego zużycia 174 TWh). Jedyną ich winą jest to, że są zbyt energochłonne, stały się ofiarą “zielonej strategii”.
Andrzej Szczęśniak, specjalista od energetyki i bezpieczeństwa energetycznego, ekonomista, publicysta polityczny i naukowo-popularny, redaktor naczelny portalu Kierunek Chemia, przedsiębiorca
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!