SECTIONS
REGION

Fikcyjne państwo?

Chyba wracam do zdrowia. Za mniej więcej tydzień będę wiedział czy wróciłem na pewno, czy też jestem wrak, ruina, złom. Chciałoby się jeszcze jakiś czas chociaż spróbować i choćby w lokalnym wymiarze powalczyć o trochę normalności w życiu politycznym.

Normalność w życiu politycznym – czy jeszcze rozumiemy co to znaczy? Normalność, to normalność, czyli codzienna uczciwość, powszechna troska o dobro wspólne, szukanie i obrona prawdy w życiu publicznym. Zapewne katalog tego, co kształtuje normalność w życiu politycznym jest o wiele dłuższy. Problem w tym, że w Polsce doszliśmy do punktu, w którym to, co normalne stało się ideałem, czyli czymś z natury nieosiągalnym.

Za normalne uznajemy złodziejstwo, korupcję i inną wszelkiego rodzaju nieuczciwość, niszczenie dobra wspólnego w imię osobistych i partyjnych interesów oraz wszechobecne kłamstwo w życiu publicznym. Polityka zwyrodniała do tego stopnia, że sprawność w okłamywaniu obywateli jest miarą skuteczności i wielkości polityka, zaś odwaga mówienia prawdy, to synonim naiwności i politycznej nieporadności.

Ogarniając patologie życia politycznego od początków obecnej formy polskiej państwowości do dzisiaj, to spinają się one dwoma wydarzeniami pokazującymi, że od czasów przełomu ustrojowego do obecnego kształtu państwa nic się nie zmieniło na lepsze. III RP zaczęła się od afery nazwanej alkoholową. Dzisiaj można ją nazwać chrztem systemu polityczno – gospodarczego ówczesnej i współczesnej Polski.

Wtedy, na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku, nurtem szerokim jak Amazonka u ujścia, wjechały do Polski setki jeśli nie tysiące TIR-ów z nielegalnym alkoholem, przeważnie ze spirytusem podłej jakości. Proceder dostępny był dla ludzi ze sfer politycznych zarówno rządzących, jak i nie rządzących. Mówiono, że powstały wtedy fortuny, które do dzisiaj trzęsą życiem politycznym i gospodarczym. Nikt nigdy nie poniósł za to żadnej odpowiedzialności. Ta klamra spina się współczesną aferą z przywozem nie nadającego się do spożycia zboża z Ukrainy, której mechanizm jest chyba identyczny z tą sprzed ponad trzydziestu lat. Wiele wskazuje, że i za tę aferę nikt nigdy nie poniesie odpowiedzialności.

Najbardziej wyróżniającymi cechami takich afer jest po pierwsze to, że bardzo nieliczni i uprzywilejowani przez układy polityczne, zarabiają na nich gigantyczne kwoty i takie gigantyczne pieniądze traci na nich państwo, czyli ogół obywateli, zwłaszcza płacących podatki. Po drugie takie afery pokazują, że państwo, którego odpowiedzialne instytucje dopuszczają do takich afer, jest państwem fikcyjnym.

To fikcyjne państwo jest jednocześnie strukturą wrogą dla obywateli, których bezpieczeństwo powinno gwarantować. Jest nawet gorzej. W normalnym państwie tam, gdzie struktury tego państwa nie chcą albo nie potrafią gwarantować bezpieczeństwa obywatelom, mają oni prawo zadbać o nie sami. Na przykład mogą się zorganizować, a i uzbroić i odsunąć od władzy oraz ukarać ludzi odpowiedzialnych za narażenie ich bezpieczeństwa. Sytuacja z „technicznym zbożem” z Ukrainy wypełnia wszystkie powyższe przesłanki. I co? I nic!

Od czasu ograniczeń wprowadzonych pod pretekstem epidemii koronawirusa wiadomo, że Polacy nie są wolnym, świadomym i choćby jako tako zorganizowanym społeczeństwem. Są bezwolną masą, którą w zależności od potrzeb albo się zastrasza, albo przekupuje. Co zrobiłoby wolne, świadome i choć trochę zorganizowane społeczeństwo, gdyby dowiedziało się, że odpowiedzialni za ich bezpieczeństwo politycy, dopuszczają by podtruwano obywateli niezdatną do spożycia żywnością, a dodatkowo zarabiają miliony na tym procederze? Pewnie dni takiej władzy byłyby policzone. Jednak po tym, co w tej mierze dzieje się w Polsce można śmiało stwierdzić, że jak to w starym dowcipie z zającami i pewnym kołem myśliwskim, nikt nikogo nie zastrzeli, a nawet nie obrzyga.

I co dalej? I w chorobie trzeba kupić coś do jedzenia. Byłem w sklepie. Kupiłem chleb i bułki. Czy mają w sobie „techniczne zboże”? Nie wiem. Wiem, że jeśli wrócę do zdrowia, wrócę do napier…nia się ze złodziejami. Widać, że są coraz bardziej zuchwali, silni świadomością, że ci, którymi rządzą zeżrą każde podsunięte im gówno i jeszcze podziękują zamiast pogonić ich do wszystkich diabłów. A ja z kolei mam świadomość, że każdy, kto się temu nie przeciwstawi jest jak wrak, ruina, złom.

A Państwo rozumiecie, że trzeba tych, którzy trują i pozwalają truć pogonić w diabły? I nie chodzi tylko o trucie „technicznym zbożem”.

Andrzej Szlęzak, dziennikarz, polityk, były radny i prezydent Stalowej Woli, publicysta

Źródło

Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.

Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!