Od kilku lat w naszym kraju zagościł, znany z okresu sanacyjnego, natrętny, oficjalny patriotyzm, czyli zalecany wzorzec postawy współczesnego obywatela miłującego swoją ojczyznę. Do niezbędnych elementów tego wzorca należy – choć nie muszę tego przypominać: pogarda dla czasów tzw. PeeReLu („okupacja sowiecka”), wiernopoddańczy stosunek do Stanów Zjednoczonych, kult Marszałka (czyli Józefa Piłsudskiego), gloryfikacja tzw. Żołnierzy Wyklętych oraz oczywiście bezkompromisowa rusofobia pomieszana w jednym garnku z antykomunizmem.
Propagowanie tego wzorca jest oględnie mówiąc mało subtelne i w dodatku łączy się z rojeniami na temat naszej wręcz „mocarstwowości” (jak za sanacji), którego źródłem ma być uległość wobec Stanów Zjednoczonych zwłaszcza w zakupach amerykańskiego uzbrojenia. Oficjalny patriotyzm od dłuższego czasu zagościł również w Rosji i już podobnie przerysowany jak nasz, choć ma oczywiście inne akcenty: tam dominujące znaczenie ma kult Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, wierność Prawosławiu (uwspółcześniona wersja bogobojności), szacunek dla silnej władzy a przede wszystkim obecnego prezydenta, oraz pogodzenie dwoistego dziedzictwa: neorosyjskiego i sowieckiego.
Na sąsiednich placach dużych (i małych) miast Rosji stoją pomniki przywódców bolszewickich, w tym zwłaszcza Włodzimierza Lenina, oraz zwalczanych lub zamordowanych przez bolszewizm „wrogów Rewolucji”, w tym Mikołaja II (jest on – wraz z najbliższą rodziną zabitą przez bolszewickich siepaczy – zaliczany do grona świętych Kościoła Prawosławnego oraz carskich generałów, którzy do końca bronili starej Rosji (przed bolszewikami).
Pod tym względem nasz oficjalny patriotyzm jest czymś wręcz przeciwnym, bo usunięto już chyba wszystkie pomniki osób związanych z okresem Polski Ludowej (lat 1944-1989), ich truchła prawdopodobnie będą wyrzucone z honorowych mogił, a najważniejszym dokonaniem patriotycznym będzie święto rozebrania Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie (koronny dowód naszego „zniewolenia”).
Zapewne ktoś spontanicznie zaproponuje aby w jego miejsce został wybudowany wielki pomnik byłego pułkownika ludowego Wojska Polskiego, niejakiego Ryszarda Kuklińskiego, który był wieloletnim współpracownikiem CIA; mimo że jest to ironia, nie wykluczałbym istnienia takiego planu – serwilizm wobec USA nie zna granic wyznaczonych choćby przez estetykę.
Co ciekawe, współczesny rosyjski patriotyzm nie jest antypolski mimo złych symboli: np. świętem narodowym Rosyjskiej Federacji jest rocznica wypędzenia załogi Polskiej z Moskwy kończąca okres Dymitriad. Dziś w świadomości (oficjalnej i nieoficjalnej) tego kraju jesteśmy praktycznie nieobecni; najwyżej dostrzega się nas jako wiernego sługę interesów amerykańskich w tej części świata („pies łańcuchowy Waszyngtonu”), który ma tylko na co dzień demonstrować wrogość wobec Rosji konsekwentnie działając na swoją szkodę.
Trzeba jednak zauważyć również to, co upodabnia te dwie wersje oficjalnego patriotyzmu: obie są daleko od europejskiej, szerzej – prozachodniej poprawności. Może to jednak nie przypadek? Czy można zbudować nie tylko patriotyzm, ale jakąkolwiek oryginalną tożsamość narodową będąc naśladowcą przyjmującym bezrefleksyjnie cudzą estetykę i poglądy oraz kulturę? Często nawet nie zauważamy, że nasze naśladownictwo tzw. Zachodu jest wręcz istotą naszej świadomości.
W niedawno opublikowanej książce na temat Rosji napisanej przez autora z tytułem profesorskim co rusz możemy przeczytać, że ktoś tam „zna języki” (oczywiście „Zachodnie”), „bywał na Zachodzie”, „pozwolono mu wyjeżdżać” i przez to jego poglądy lub oceny są mądre, wiarygodne i godne poparcia. Bo przecież trzeba odrzucić wszelkie nasze odrębności i oryginalność: bo to „dziadostwo”, wręcz „obciach”. Począwszy od naszych produktów: to, co umiemy wyprodukować, jest tylko godne pogardy.
Od kilku pokoleń jesteśmy przecież wychowankami (wnukami) marketingu produktowego: kiedyś zainwestowano w to spore pieniądze i powstały pokolenia Polaków zapatrzonych w zachodnią tandetę. Ukształtowano naszą importowaną estetykę, która kosztuje również nasze poglądy polityczne: w końcu „wszystko co wartościowe przyszło do nas z Zachodu”. Ktoś, kto dostrzega nasze naśladownictwo i szuka własnej tożsamości musi odrzucić przynajmniej częściowo to, co obce.
Witold Modzelewski, profesor nauk prawnych, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Warszawskiego, doradca podatkowy, Prezes Instytutu Studiów Podatkowych, wiceminister finansów w latach 1992–1996
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!