SECTIONS
REGION

Dlaczego Unia nie chce VAT-u klimatycznego?

Podatki klimatyczne zostały już nałożone na mieszkańców Unii, teraz kolej na następne… To właśnie CBAM (Carbon Border Adjustment Mechanism). Po polsku Graniczny Węglowy (od dwutlenku węgla) Mechanizm Dostosowawczy. Mówiąc po ludzku – cła na granicach, obciążające importowane produkty z pięciu branż: hutnictwo, cement, aluminium, nawozy, energia elektryczna. To najbardziej energochłonne branże przemysłowe, więc ich produkty będą po prostu droższe.

Jednak by nie łamać światowych reguł, te same kwoty zostaną nałożone na produkcję europejską. Dotychczas bowiem, mimo że formalnie podlegała klimatycznym opłatom, realnie była z nich zwolniona. Producenci otrzymywali bowiem bezpłatnie certyfikaty praw do emisji EUA – papiery wartościowe, wytwarzane w Brukseli przez urzędników, pieczołowicie podliczających, ile dwutlenku węgla wydziela się w procesach produkcyjnych.

Ale teraz koniec tego dobrego! Tak ustalono 18 grudnia – nową opłatę (podatek, cenę instrumentu finansowego – jak zwał tak zwał) mają płacić wszyscy. Choć Bruksela nie chce go nazywać podatkiem. I to z kilku powodów. Po pierwsze – kłuje w uszy. Tak tych, którzy go płacą – konsumentów, jak i światowych konkurentów czy WTO.

Z powodów bardziej praktycznych… wprowadzenie nowego podatku europejskiego wymaga jednomyślności państw członkowskich. To jest dzisiaj nie do osiągnięcia. Natomiast mechanizm rozwijający ETS wymaga jedynie kwalifikowanej większości, a to się da przepchnąć. No i na koniec – będą to dochody własne Brukseli.

I tu pytanie: co z europejskim przemysłem, który okazał się „po złej stronie” intensywności energetycznej? Czy ma zniknąć? Wstępne przymiarki mówią, że TAK. A przynajmniej ma się znacząco skurczyć.

Gdyby właściwie skonstruować ten nowy podatek, przypominałby VAT. Płaci się go przy produkcji i imporcie. Obciąża ostatecznego klienta, będąc największym źródłem dochodów państwa. Ma tę podłą naturę, że jest regresywny, podobnie zresztą jak CBAM, czyli najdotkliwiej obciąża najuboższych.

Oczywiście wyznaczenie “klimatycznego VAT-u” jest dużo trudniejsze. Już samo to, że będzie zależał od notowań instrumentów pochodnych na rynku finansowym zamienia handel w ruletkę, czasami rosyjską ruletkę. A już wyliczenie udziału pośrednich emisji, zawartych w produkcie, to będzie piekło, porównywalne z szacunkami “cyklu życia” produktu i jego śladu węglowego (klimatycznego). Nawet metodologia liczenia jeszcze nie jest ustandaryzowana, czyli nie ma powszechnej zgody, jak liczyć ów ślad.

Długo dyskutowano o ratowaniu eksportu branż objętych CBAM, jednak Unia NIE wprowadziła tego klimatycznego VAT-u. Aby produkt mógł konkurować na rynkach zewnętrznych, te obciążenie powinno być z niego zdjęte przy eksporcie. Ale NIE zostało! Nie wprowadzono możliwości odliczania klimatycznych obciążeń przy eksporcie. Tak jak jest przy VAT. Ponoć w 2026 r. ma to być jeszcze raz dyskutowane. Oczywiście za późno.

A przecież nawet Parlament Europejski, ostoja klimatycznej idei, ugiął się przed przemysłem, i czerwcu 2021 zgodził się na rabaty eksportowe w CBAM. I właściwie to zinterpretował, że to “obciążenie fiskalne” trzeba traktować jako “wewnętrzny podatek”. Co jest zgodne i z prawdą, i z wymogami WTO (Article III:2 GATT).

Brak takiego mechanizmu do 2026 r., gdy ma się odbyć “przegląd” nowych regulacji, będzie czynnikiem decydującym przy inwestycjach w unijny “zielony przemysł ciężki”. Oczywiście na NIE. Inwestor musiałby ponieść ogromne koszty, wprowadzić nieistniejące jeszcze technologie (lub płacić horrendalnie wysokie opłaty), a potem… jak to wyeksportować, gdy inni mają tańszy produkt? Szczególnie, że inni kuszą inwestorów albo wielkością rynku (Chiny) albo potężnym wsparciem finansowym (IRA w USA). Taka strategia z pewnością wyeliminuje energochłonny eksport z Europy. A że w Polsce udział tego energochłonnego przemysłu, który kiedyś opierał się na tanim węglu, jest większy niż w innych gospodarkach, odczujemy to najmocniej.

Oczywiście, można opowiadać o zielonym wodorze, zielonym amoniaku, ale jeśli tylko popatrzymy na kalkulację kosztów, widać, że ten towar nie ma żadnych szans konkurować z “nie-zielonym” produktem. Brak eksportowej ulgi mówi o jednym: “nie ma zmiłuj”. Uznano widocznie, że przemysł potrzebujący dużo energii, NIE jest częścią zielonej transformacji. Że trzeba odciąć ten ogon.

Twarde “chłopaki” z Brukseli “nie płaczą” nad zamykanymi zakładami pracy, przenoszonymi do Chin czy innych gospodarek rozwijających się. Idą twardo do przodu, w marszu ku światłej przyszłości świata bez emisji.

Andrzej Szczęśniak, specjalista od energetyki i bezpieczeństwa energetycznego, ekonomista, publicysta polityczny i naukowo-popularny, redaktor naczelny portalu Kierunek Chemia, przedsiębiorca

Źródło

Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.

Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!