23 listopada po południu z lądu, ze strategicznych bombowców znad Morza Kaspijskiego i okrętów odpalono rakiety. Ich celem była infrastruktura energetyczna Ukrainy. Czas dotarcia do celu zależał od odległości. O 13.10 uderzyły w Zaporoże, Dniepropietrowsk i Krzywy Róg, chwilę później w Nikołajew i Odessę, o pół do drugiej w Kijów, Berdyczów, Żytomierz. Najpóźniej, o 13.55 doleciały do Lwowa.
Po takim ataku 10 milionów mieszkańców (z przebywających jeszcze na Ukrainie 27 milionów) przebywało przez wiele godzin w ciemnościach, bez światła i ciepła, wody, łączności i internetu. Kijów, potężna 3-milionowa metropolia, w 70 procentach utraciła prąd, ciepło, przestała kursować kolej podmiejska, metro, tramwaje. Wielkie miasto bez oświetlenia ulic, świateł mieszkań i reklam stało się ponure i niebezpieczne. Paraliż miasta był całkowity, nie działały bankomaty, ludzie wykupywali wodę do picia, ale niektórzy nie chcąc stać w długich kolejkach, brali prosto z Dniepru. Szpitale i instytucje pracowały na agregatach prądotwórczych.
Pierwszy atak na ukraińską energetykę miał miejsce 10 października, jako odwet za atak na Most Krymski. Wtedy zaczęły się potężne cotygodniowe uderzenia z powietrza, kruszące krok po kroku system ukraińskiej energetyki. To nie dywanowe naloty (jak choćby te w Serbii czy Libii), a precyzyjnymi chirurgiczne cięcia, niszczące kluczowe elementy.
Pomimo tak brutalnych ataków, ukraiński system jest niezwykle odporny, za każdym razem podnosi się z upadku. Jest tak potężny, że nawet setki uderzeń rakietowych nie powalają go na kolana. To spuścizna Związku Radzieckiego, gdzie zbudowano w latach 80-tych nowoczesny przemysł i zasilającą go infrastrukturę energetyczną. Powstał tam przecież przemysł lotniczy, wytwarzający do dzisiaj największe samoloty świata An-225, przemysł rakietowy, a szczególnie stoczniowy, który w czasach ZSRR w 73% skoncentrowany był na Ukrainie. Nie mówiąc już o hutnictwie czy wielkiej chemii. Aby to wszystko zasilać, stworzono potężny system energetyczny, wybudowany dla jednego z najbardziej zindustrializowanych regionów świata.
Niepodległa już Ukraina nie potrzebowała aż tyle energii, produkcja przemysłowa ciągle kurczyła się, podobnie jak liczba ludności. Od 1990 do 2019 r. zapotrzebowanie na energię spadło prawie o 50%, przemysł szybko się kurczył. Dlatego tego ogromnego zapasu mocy starczało z naddatkiem na 30 lat funkcjonowania państwa ukraińskiego.
A od lutego 2022 – potrzeby energetyczne obniżyły się jeszcze o połowę z powodu upadku gospodarki (30% obniżył się PKB od początku roku). I już przed wojną moce energetyczne Ukrainy były słabo wykorzystywane – zaledwie 54% w 2021 r. I choć Ukraina w czasie wojny utraciła co najmniej 1/3 potencjału energetycznego, jednak równie wielkie ubytki zanotowano w czasie wojny w ludziach – prawie 10 milionów mieszkańców (głównie kobiet i dzieci) wyjechało.
Zapas mocy wciąż jest więc tak potężny, że umożliwia uzupełnianie strat nawet przy tak rozległych zniszczeniach. Ale z każdym bombardowaniem mocy generacyjnych czy sieci energetycznych, ten zapas odporności staje się coraz cieńszy.
Na początku na przywrócenie systemu potrzebne było tylko kilka / kilkanaście godzin, ale teraz jest dużo gorzej. Cztery do po ostatnim ataku wciąż co czwarty mieszkaniec nie ma dostępu do prądu. Jeśli te ataki będą wciąż powtarzane, Ukraina na stałe pogrąży się w ciemnościach. Niszczonych transformatorów nie da rady już zastąpić z magazynów, a nowe z pomocy Zachodu nie przyjdą szybko. Zamówienie i kupienie ich, nawet jak zachód pożyczy na to pieniądze, potrwa kilka miesięcy. Takie produkty nie stoją na półce.
Zwłaszcza że Rosja eskaluje siłę uderzeń. Poprzedni masowy atak, 15 listopada, gdy wystrzelono ponad 90 rakiet, uderzając w 15 obiektów energetycznych, był już nakierowany na wyłączenie energetyki atomowej. W pełni ten cel zrealizowano właśnie 23 listopada, gdy po zniszczeniach stacji 750 kV trzeba było odłączyć wszystkie trzy elektrownie jądrowe.
Jednym z deklarowanych celów rosyjskiej Specjalnej Operacji Wojskowej na Ukrainie jest denazyfikacja. Natomiast w energetyce widzimy dekomunizację. Komunizm, jak wiemy, to władza rad plus elektryfikacja. Z ukraińskiej energetyki może nie zostać kamień na kamieniu.
Andrzej Szczęśniak, specjalista od energetyki i bezpieczeństwa energetycznego, ekonomista, publicysta polityczny i naukowo-popularny, redaktor naczelny portalu Kierunek Chemia, przedsiębiorca
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!