Wydaje się, że coraz częściej w wojnie na Ukrainie przywoływane są argumenty dotyczące wywołania w jej wyniku katastrof technogennych i klęsk żywiołowych. Szczególnie często spotkać się można z tego rodzaju retoryką w przypadku frontu południowego, obejmującego m.in. obwód chersoński i zaporoski. O ryzykach związanych z ostrzałami Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej w Energodarze już pisaliśmy. A co z ogromną zaporą na Dnieprze i elektrownią wodną na południe od niej, w Nowej Kachowce?
Gigant ery radzieckiej
Budowa Kachowskiej Elektrowni Wodnej (KEW) w obwodzie chersońskim zaliczana była do „wielkich budów komunizmu”. I faktycznie rozmach inwestycji był niespotykany. Prace rozpoczęły się w 1950 roku, a zakończyły pięć lat później, w 1955 roku. Na budowie pracowało 12 tys. osób i wielkie ilości specjalistycznego sprzętu. Obok powstającego obiektu powstało całe miasto, dziś znane jako Nowa Kachowka.
Ostatecznie całą elektrownię z sześcioma blokami oddano do użytku w 1959 roku. W 2000 roku, już za czasów niepodległej Ukrainy, nadano jej imię prof. Piotra Nieporożnego, wieloletniego ministra energetyki i elektryfikacji Związku Radzieckiego (sprawował swą funkcję w latach 1965-1985), a zarazem wybitnego specjalisty w swojej dziedzinie. Ten urodzony na Ukrainie uczony przez pewien czas kierował całą inwestycją.
Moc elektrowni to 345 MW. To jednak nie ona decyduje o jej znaczeniu. W wyniku budowy zapory powstał najbardziej wysunięty na południe zbiornik w ramach systemu kaskad wodnych na Dnieprze. Zbiornik Kachowski ma powierzchnię 2155 km2 i zabezpiecza dużą część południa Ukrainy w wodę. A to szczególnie ważne, choćby ze względów irygacyjnych, bo przecież niewielka ilość opadów i suchy klimat w tym regionie to fakt powszechnie znany.
Zbiornik dostarcza ponadto wody na Krym, za pośrednictwem oddanego wkrótce po jego powstaniu Kanału Północnokrymskiego. No a cała zapora stanowi ponadto istotny element zapewniający bezpieczeństwo (system chłodzenia) znajdującej się po północnej stronie zbiornika elektrowni atomowej w Energodarze.
Zapora na Dnieprze (Zbiornik Kachowski).
Na kachowskiej tamie jest jeszcze coś, niezwykle z punktu widzenia toczącego się konfliktu ważnego. To most umożliwiający dotarcie ze wschodniego brzegu Dniepru na zachodni. Oba w tym regionie kontrolowane są przez wojska rosyjskie. Most na zaporze to jeden z trzech w obwodzie chersońskim (poza nim jest jeszcze uszkodzony Most Antonowski w Chersoniu oraz położony niedaleko most kolejowy). Ma zatem znaczenie dla logistyki nie tylko militarnej, ale również cywilnej.
Zapora czy most?
W tym konkretnym przypadku nie ma żadnych wątpliwości co do tego, kto dokonuje ostrzałów strategicznie ważnej zapory. 10 sierpnia przedstawiciel dowództwa „Południe” ukraińskich sił zbrojnych oficjalnie potwierdził: to Kijów ostrzelał tamę, a głównym jego celem było zniszczenie możliwości przeprawy przez most na zachodni brzeg Dniepru.
18 lipca hydroelektrownię odwiedzał zastępca szefa Administracji Prezydenta Federacji Rosyjskiej, Siergiej Kirjenko. Wkrótce po jego odjeździe nad zaporę nadleciały ukraińskie rakiety. Zginęli dwaj pracujący na tym obiekcie ochroniarze. Uszkodzone zostały także przyłącza gazowe elektrowni.
Ostatnie, jak do tej pory, uderzenie ukraińskie z 12 sierpnia doprowadziło do ogłoszenia stanu przedawaryjnego elektrowni wodnej oraz wyłączenia kolejnej, trzeciej już turbiny KEW. „To sytuacja nadzwyczajna. Straciliśmy moce niezbędne na własne potrzeby elektrowni, rezerwowe 6 KW, działamy w bardzo ryzykownym trybie” – powiedział p.o. dyrektora elektrowni, Arsenij Zełeński. Ocenił on jednocześnie, że całkowita odbudowa i usunięcie obecnych zniszczeń obiektu zająć mogą około półtora roku, szczególnie w przypadku dalszego trwania działań wojennych.
Zapora i most w Nowej Kachowce. Zdjęcie satelitarne wykonano 13 sierpnia i widoczne są na nim zniszczenia w wyniku ostrzału rakietowego.
17 sierpnia deputowany rady obwodowej obwodu chersońskiego (reprezentujący dawne ukraińskie władze regionu), Siergiej Chłań poinformował, że drogowa przeprawa mostowa przez Dniepr na zaporze została przez Rosjan błyskawicznie naprawiona, przy pomocy miejscowej firmy budowlanej. Kryzys logistyczny na froncie południowym udało się jednak, przynajmniej tymczasowo, zażegnać.
Strzelali z amerykańskich HIMARSów
Ostatnie, rakietowe ostrzały KEW prowadzone były przy pomocy amerykańskich zestawów rakietowych M142 High Mobility Artillery Rocket System (HIMARS). Nie wiadomo ostatecznie ile trafiło ich na Ukrainę. Wiemy natomiast, że coraz częściej używane są do uderzeń w obiekty cywilne. Strona rosyjska informuje, że duża część z nich niszczona jest jeszcze przed dotarciem na linię frontu, podczas transportu. Strona ukraińska i Anglosasi uznają, że to Wunderwaffe, zdolne do odmiany losów wojny.
Nie mamy wiarygodnych informacji, ile zestawów HIMARS trafiło do rąk ukraińskich. Zdaniem niektórych ekspertów wojskowych, na przykład Austriaka Markusa Reisnera, istnieją poważne wątpliwości co do efektywności i skuteczności tej broni produkcji amerykańskiego koncernu Lockheed Martin. Zasięg rakiet pozostających obecnie do dyspozycji Kijowa wynosi kilkadziesiąt kilometrów. Dlatego ukraiński minister obrony, Aleksiej Reznikow, domaga się wprost od Amerykanów dostaw rakiet typu ATACMS, zdolnych do uderzania w cele w odległości 300 kilometrów.
Taką możliwość odrzucił jednak ostatnio nawet rzecznik Departamentu Stanu, Ned Price, ostrzegając, że mogłoby to doprowadzić do eskalacji konfliktu i niebezpiecznych prowokacji ze strony Ukrainy. I chodziło mu zapewne nie tylko o ewentualne ostrzały terytorium Federacji Rosyjskiej, ale też o możliwe zniszczenia elementów infrastruktury krytycznie ważnej, jak choćby wspomniana zapora na Dnieprze czy elektrownia atomowa.
Poza wszystkim, pojawia się pytanie o koszty użycia zestawów HIMARS. Ukraiński wojskowy, Aleksandr Ganuszczak, poinformował, że jedna wystrzelona rakieta kosztuje 150 tys. dolarów. W zestawie mobilnym mamy ich sześć, zatem wykorzystanie do ostrzału z jednego takiego zestawu to koszt rzędu miliona dolarów. Trudno o droższy sprzęt. A to z kolei skłania do wniosku, że Siły Zbrojne Ukrainy powinny wykorzystywać je wyłącznie do ostrzału strategicznie istotnych obiektów. Jednym z nich jest zapora w Nowej Kachowce.
System chłodzenia reaktorów elektrowni jądrowej
Największy zagrożeniem jest obecnie możliwość unieruchomienia systemu chłodzącego Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej. A taka jest właśnie jedna z ról Zbiornika Kachowskiego. Specjaliści twierdzą, że brak możliwości właściwego chłodzenia reaktorów stanowi zagrożenie większe nawet od prowadzonego ostatnio regularnie ostrzału rakietowego terenu elektrowni w Energodarze. A taki może być właśnie skutek niszczenia bądź poważnego uszkodzenia zapory.
Ostrzegają przed tym przede wszystkim przedstawiciele Administracji Wojskowo-Cywilnej obwodu zaporoskiego (części kontrolowanej przez Rosję). Jeden z nich, Władimir Rogow, wspomniał nawet o konieczności przygotowania planu ewakuacji części mieszkańców regionu w przypadku uszkodzenia elektrowni wodnej i zapory na południe od niego.
Co dalej?
Najbliższe tygodnie powinny pokazać na ile strona ukraińska zdeterminowana jest do zniszczenia zapory tworzącej Zbiornik Kachowski i wywołania tym samym gigantycznej, tragicznej w skutkach katastrofy żywiołowej. Po co Kijów miałby to w ogóle robić? Z kilku względów. Po pierwsze – i to jest chyba najważniejsze – reżim ukraiński próbuje doprowadzić do większego zaangażowania (finansowego, sprzętowego, politycznego, może i militarnego) tzw. Zachodu w konflikt. Wywołanie realnego zagrożenia awarią elektrowni jądrowej miałoby sprowokować Anglosasów do bardziej zdecydowanej reakcji. I jeszcze bardziej nastawić opinię publiczną przeciwko Moskwie.
Po drugie – to cel taktyczny – widać już wyraźnie, że ogłoszona przez Kijów ofensywa na południu zakończyła się fiaskiem. Odcięcie od aprowizacji wojsk i administracji rosyjskiej na zachodnim brzegu Dniepru miałoby stanowić dowód bezradności Rosjan w sprawach zaopatrzeniowych, wywołać kryzys humanitarny. Po trzecie, nie można wykluczyć, że Kijów zechce zastosować taktykę spalonej ziemi, działając na zasadzie „po nas choćby potop” (w tym przypadku nie tylko w przenośni, ale i dosłownie).
Co może w tej sytuacji zrobić strona rosyjska? Na pewno przyspieszyć działania na froncie południowym, przejmując kontrolę nad terenami, z których możliwy jest technicznie ostrzał zapory. Dodatkowo zwiększyć obecność i skuteczność obrony przeciwrakietowej oraz działań antydywersyjnych (wielokrotnie ostrzegano przed ich możliwością).
Jednocześnie musi jednak również zastanawiać się nad reakcjami na wypadek scenariusza negatywnego: stworzeniem alternatywnych przepraw przez Dniepr oraz ewentualnej, uporządkowanej ewakuacji ludności z terenów zagrożonych. Tama na Zbiorniku Kachowskim, tak czy inaczej, pozostanie pewnie w najbliższym czasie jednym z istotnych punktów na mapie toczącego się konfliktu.
Mateusz Piskorski, polityk, poseł na Sejmie V kadencji, nauczyciel akademicki, politolog, publicysta i dziennikarz
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!