Minęło ponad trzydzieści lat, a mit „Solidarności” wykuty przez jej elity zaraz po negocjacjach „Okrągłego Stołu”, z każdym kolejnym rokiem staje się być coraz bardziej żywy. Pomijając kwestię samego ruchu i zwykłych, szarych robotników, którzy w czasach Polski Ludowej zaufali osobom stojącym za „Solidarnością”, warto jest się przyjrzeć temu, do jakiego stopnia polska przestrzeń publiczna oraz sposób interpretowania zjawisk dokonujących się na naszych oczach, zostały skutecznie zaimplikowane przez narrację, którą stworzono na potrzeby „nowej” Polski.
Mające już swoje lata słowa Napoleona, o tym, że historię piszą zwycięscy to klucz do rozpatrywania zjawisk, jakie zachodzą w Polsce po 1989 roku. Wyśniona demokracja, o którą rzekomo walczyła brać robotnicza spod szyldu „Solidarności” ma tyle wspólnego z demokracją, co sama „Solidarność” miała wspólnego z walką przeciwko socjalizmowi.
Niestety, pustka nie lubi próżni, a wraz z olbrzymimi zmianami oraz przewartościowaniem ideałów w związku z oficjalnym wejściem pod kuratelę zachodniego świata, potrzeba spoiwa mającego stanowić podstawę nowego kierunku w historii była czymś niezbędnym. Przedstawianie „Solidarności” w iście powstańczym świetle, bezrefleksyjne zamknięcie poszczególnych okresów PRL-u w jednym worku, podsycana rusofobia i stopniowy, ale coraz silniejszy rozwój instytucji IPN-u i towarzyszącej mu propagandy, po ponad trzydziestu latach przyniosły wyczekiwane skutki.
Obserwując mainstreamowe ugrupowania politycznie nie uświadczymy partii, która w swoim programie lub poruszanych postulatach podważałaby status quo i panujący w Polsce ustrój społeczno-gospodarczy. Co prawda są ludzie, jedni rozpoznawalni, inni zdecydowanie znajdujący się na marginesie jakiejkolwiek dyskusji, którzy roszczą sobie pretensje, do sytuacji, w jakiej od lat znajduje się nasze państwo.
Niestety, w większości przypadków są to osoby, które swoją walkę utożsamiają wyłącznie z potrzebą zmian pewnych kwestii, które w rzeczywistości nie mają realnego wpływu na zmiany w szerszym tego słowa znaczeniu. Mało tego, takie działania w żaden sposób nie wychodzą poza ramy, które ustanowiono na potrzeby takiej dyskusji, co więc daje efekt równie spektakularny, co przysłowiowa walka z wiatrakami.
Jakakolwiek dyskusja w naszym państwie, która podaje w wątpliwość założenia ustroju kapitalistycznego jest praktycznie niemożliwa. Przyjęte granice wydają się być nie do pokonania, a wszelkie tendencje próbujące podważyć narrację przyjętą przez ogół sceny politycznej utożsamiane są jako „niepolskie”, złe lub zwyczajnie niedopuszczalne.
W obecnej sytuacji nie ma miejsca zarówno dla lewicy, która byłaby ugrupowaniem w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, jak również dla prawicowych grup, które nie wpisują się w geopolityczną narrację ośrodków związanych z NATO oraz atlantyckim, jednowymiarowym modelem rozwoju społeczeństw, jaki te ośrodki oferują. Można powiedzieć, że przestrzeń oraz pole do dyskusji w tej kwestii zostały zarezerwowane wyłącznie dla jednostek „posłusznych” i zgodnych, co do tego kierunku.
Oficjalne powstanie siły podważającej obecny stan rzeczy jest, więc w praktyce niemożliwe. Pokazało to doświadczenie partii Zmiana, jak również bardziej aktualny przykład dyskryminacji oraz prześladowań środowiska związanego właśnie z Myślą Polską. Pojawia się, więc zasadnicze pytanie, czy w obecnych warunkach istnieje możliwość przebicia się przez kopułę stworzoną przez elity ówczesnej „Solidarności” oraz jej oddanych spadkobierców i czy takiego przebicia współczesna Polska w ogóle potrzebuje?
Odnosząc się do drugiej części postawionego pytania, bez wahania odpowiadam: tak, nasza Ojczyzna potrzebuje zmian. Zbyt długo wmawiano nam, że celem egzystencji naszego narodu jest ślepa pogoń za standardami „cywilizowanego” świata zachodu, a konsumpcja i wyrzeczenie się własnej tożsamości na rzecz kultury pozbawionej jakiejkolwiek wartości ma stanowić drogę do rzekomej wolności.
Dostatecznie długo polskojęzyczne elity pełniące funkcję wasali obcych interesów uzależniały państwo Polskie od zewnętrznych wpływów, pozbawiając nas suwerenności i niezależności gospodarczej. Ciągłe poniżanie człowieka pracy i niezapewnienie mu podstaw egzystencji w postaci możliwości uzyskania własnego mieszkania bez zadłużania się w zagranicznych bankach, przepisywanie historii i wymazywanie z niej postaci, dzięki którym współczesna Polska zachowuje swoje obecne granice, agresywna polityka w stosunku do naszych sąsiadów oraz coraz aktywniejsze podjudzanie do wojny, to wyłącznie kilka z wielu argumentów świadczących o tym, że owszem, w Polsce istnieje nagląca potrzeba zmian.
Czy istnieje jakakolwiek szansa na to, aby te zmiany wprowadzić w życie? Bądźmy racjonalistami, obecnie nie ma takiej możliwości. Nie znaczy to jednak, że trzeba opuścić ręce, schować się przed światem, czy jak to często bywa wejść między wrony i przyłączyć się do obozu zwycięzców.
Historia uczy nas, że nic nie trwa wiecznie, a obecna sytuacja na świecie wydaje się to wyłącznie potwierdzać. Łapmy więc wiatr w żagle zamiast wciąż przejmować się rzucanymi pod nogi kłodami. Jak mawiał Bolesław Piasecki: „Niemoralność bezradności nie na tym polega, że się nie widzi wyjścia z sytuacji, ale na tym, że się go nie szuka”.
Najwyższa pora skończyć z bezradnością, a jedyna szansa na znalezienie wyjścia, to koalicja ludzi pragnących realnych zmian i wspólne działanie na rzecz Polski, działanie mające na celu pokazanie obywatelom, że istnieje inna droga dla naszego państwa, aniżeli ta, jaką dla nas przygotowano.
Patryk Chruślak, dziennikarz, publicysta, działacz społeczny
Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!