Problematyka zagraniczna we francuskiej kampanii wyborczej przed głosowaniem na kandydatów na prezydenta, którego pierwsza tura odbyła się 10 kwietnia, zajmowała istotne miejsce w debatach i programach. Nie tylko dlatego, że sprawy międzynarodowe zajmują ważne miejsce w świadomości politycznej Francuzów, ale również z uwagi na kontekst ostatnich tygodni rywalizacji przedwyborczej – konflikt zbrojny na Ukrainie.
Biorący udział w zmaganiach o urząd prezydenta republiki politycy prezentowali poglądy wyraźnie zróżnicowane w tej materii. Tym francuska scena polityczna różni się od jałowej intelektualnie polityki polskiej, podlegającej ostatnio paratotalitarnej cenzurze lokalnej odmiany poprawności geopolitycznej.
Z rezerwą do atlantyzmu
Choć Francja była jednym z państw – założycieli Sojuszu Północnoatlantyckiego w 1949 roku, przez większą część swojej najnowszej historii Paryż starał się zachowywać pewien dystans wobec dominującego w NATO Waszyngtonu. 7 marca 1966 roku prezydent Charles de Gaulle zwrócił się do prezydenta Stanów Zjednoczonych Lyndona B. Johnsona z komunikatem, w którym poinformował, że jego kraj opuszcza struktury zintegrowanego dowództwa militarnego sojuszu. Nie oznaczało to całkowitego porzucenia członkostwa w NATO; Francja uczestniczyła w operacjach wojskowych sojuszu, lecz nie podlegała jego dowództwu.
Wszystko zmieniło się w 2009 roku. Prezydent Nicolas Sarkozy, wbrew tradycji gaullistowskiej, z której wywodziła się jego partia, podjął decyzję o powrocie kraju do struktur militarnego dowództwa sojuszu. Od tego czasu Francuzom przypada stanowisko szefa dowództwa ds. transformacji (SACT) zlokalizowanego w bazie w Norfolk.
Stanowisko to podtrzymał kolejny prezydent, tym razem wywodzący się z socjaldemokracji, François Hollande, którego minister spraw zagranicznych Hubert Védrine przekonywał w swojej analizie, że ponowne wyjście ze struktur militarnego dowództwa sojuszu w praktyce nie jest możliwe, choć postulowane było przez szereg środowisk politycznych nad Sekwaną. Urzędujący prezydent Emmanuel Macron podtrzymał tą politykę, choć podczas kolejnych kryzysów z anglosaskim jądrem NATO (Waszyngton-Londyn) wielokrotnie wyrażał rozczarowanie obecnym układem sił politycznych w sojuszu.
W 2009 roku badania opinii publicznej wskazywały, że członkostwo w NATO cieszy się poparciem około 70% ankietowanych Francuzów. Po kolejnych konfliktach i utarczkach słownych między Paryżem a Waszyngtonem i Londynem, poparcie to spadło o 20%. Ostatni sondaż przeprowadzony w tej sprawie w 2021 wskazywał na 51% aprobaty dla obecności w Sojuszu Północnoatlantyckim.
Euratlantyści
Główny nurt francuskiej sceny politycznej wprawdzie wspiera werbalnie NATO i relacje transatlantyckie, ale jednocześnie podkreśla potrzebę stworzenia militarnej, obronnej odnogi Unii Europejskiej, akcentując przy tym, że współpraca kontynentalna w tym zakresie ma stanowić nie alternatywę, lecz uzupełnienie kooperacji z Anglosasami.
Urzędujący prezydent Emmanuel Macron reprezentuje klasyczną postać takiego ujęcia problemów bezpieczeństwa. Przypomnijmy, że jeszcze w 2019 roku, gdy prezydentem Stanów Zjednoczonych był Donald Trump, francuski przywódca dystansował się od Waszyngtonu i w jednym z głośnych wywiadów mówił o „śmierci mózgu NATO”. Później, już po objęciu urzędu w Białym Domu przez Joe Bidena, podkreślał, że Sojusz Północnoatlantycki powinien być uzupełniany przez filar europejski.
„Udało nam się wypromować zrozumienie tego, że europejska autonomia strategiczna w sferze obrony nie jest dla UE projektem alternatywnym wobec Sojuszu Północnoatlantyckiego, lecz jego ważnym komponentem, w którym Europejczycy będą sobie zdawać sprawę z konieczności ponoszenia wydatków na rzecz zapewnienia wspólnego bezpieczeństwa, szczególnie w obszarze sąsiedztwa” – mówił.
Po rozpoczęciu działań wojennych na Ukrainie Macron zajął jeszcze bardziej entuzjastyczne wobec NATO stanowisko, podkreślając, że sytuacja ta „przywraca tożsamość strategiczną” sojuszu. Obecnie uznać można urzędującego prezydenta Francji za jednoznacznego zwolennika opcji euratlantyckiej w tym kraju. Przypomnijmy, że Emmanuel Macron zajął pierwsze miejsce w pierwszej turze wyborów (27,84%) i jest faworytem drugiej tury.
Kandydatka Republikanów (LR) Valérie Pécresse podtrzymywała stanowisko swojego niegdysiejszego partyjnego kolegi, byłego prezydenta Sarkozy’ego w sprawie konieczności pozostawania Francji w strukturach militarnych NATO. Wprawdzie ostro skrytykowała nielojalność anglosaskich sojuszników w sprawach dotyczących kontraktów zbrojeniowych i eliminowania przez nich konkurencji francuskiej.
Podobnie jednak jak Macron, Pécresse uznaje, że UE powinna tworzyć jeden z filarów systemu transatlantyckiego, również w sferze obronności. Przywiązuje również wagę do współpracy na linii Paryż – Berlin w tym zakresie, w żaden sposób przy tym nie kwestionując roli Waszyngtonu. Kandydatka uzyskała 4,78% głosów; zapewne zwolennicy jej retoryki zagłosowali na Macrona.
Francuscy Zieloni (EELV) historycznie zbliżeni byli do postulatów pacyfistycznych i neutralistycznych. Ich kandydat w wyborach prezydenckich Yannick Jadot nie krytykował jednak otwarcie członkostwa Francji w NATO. Zwracał przy tym uwagę na konieczność integracji europejskiej w sferze bezpieczeństwa i obrony. „Będziemy wspierać europejską inicjatywę stworzenia rdzenia państw członkowskich gotowego do wzmacniania swojego potencjału i gotowości do wspólnych interwencji, będziemy też wspierać istniejące narzędzia strukturalne w sferze obrony, takie jak Europejski Fundusz Obronny (EDF), aby odnieść w tej dziedzinie sukces” – podkreślał.
Rdzeniem europejskiego potencjału militarnego ma być, jego zdaniem, ścisły sojusz francusko-niemiecki: „Potrzebujemy sojuszu francusko-niemieckiego jako awangardy Unii Europejskiej w celach obronnych”. Jednocześnie Jadot dystansował się od tych kandydatów, których oskarżano o zbytnią wyrozumiałość wobec Kremla w kontekście wojny na Ukrainie. Kandydat Zielonych uzyskał 4,63% głosów, zajmując szóste miejsce w wyborczym wyścigu.
Kandydatka Partii Socjalistycznej (PS) Anne Hidalgo jeszcze w styczniu tego roku podkreślała, że NATO powinno ulec wzmocnieniu. Jednocześnie wzywała do sformułowania „doktryny strategicznej” UE, która miałaby być wobec sojuszu komplementarna, nie wskazując jednak na czym owa komplementarność miałaby w praktyce polegać. Ostro krytykowała kandydatów, których uznała za skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych za to, że – jej zdaniem – bagatelizują oni działania Federacji Rosyjskiej na Ukrainie. Ostatecznie uzyskała katastrofalnie niskie poparcie 1,75%. Większość wyborców francuskiej socjaldemokracji dawno już przerzuciła swoje sympatie na urzędującego prezydenta.
Suwereniści
Francuska polityka tradycyjnie charakteryzuje się wielonurtowością i bogactwem przedstawicieli różnych opcji. Ale jej cechą charakterystyczną jest też różnorodny pod względem ideowym obóz suwerenistyczny. Postawy w nim obecne wahają się od miękkiego sceptycyzmu wobec atlantyzmu do jednoznacznego postulatu odmowy zaangażowania Francji w bloki militarne i polityczne zdominowane przez Anglosasów.
Oczywiście, czołową i najbardziej rozpoznawalną przedstawicielką tego nurtu jest przewodnicząca Zjednoczenia Narodowego (RN) Marine Le Pen. Tym razem w kampanii wyborczej łagodziła ona nieco ogólny przekaz i temperowała retorykę. Pomimo to, nadal opowiada się konsekwentnie za powrotem do stanu sprzed 2009 roku, czyli opuszczeniem struktur dowódczych NATO. Podważała zasadność obowiązywania art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, krytykując automatyzm jego stosowania. Jej zdaniem, Francja nie powinna angażować się w „nie swoje wojny”, zachowując przy tym dający jej niezależność potencjał nuklearnego odstraszania.
Po wybuchu wojny na Ukrainie Le Pen uznała, że Paryż powinien pozostawać w Sojuszu Północnoatlantyckim i kontynuować współpracę ze Stanami Zjednoczonymi. „Nie chcę wychodzić z NATO, lecz jedynie ze struktur militarnych sojuszu. (…) Francja musi zachować autonomię i niepodległość, pozostając na gruncie traktatów transatlantyckich” – mówiła. Po zajęciu drugiego miejsca w pierwszej turze (23,15% głosów) szefowa Zjednoczenia Narodowego zmierzy się w drugiej turze z Macronem.
Zdecydowanie bardziej jednoznaczne stanowisko w kwestiach geopolitycznych i obronnych zajął najbardziej wyrazisty spośród lewicowych kandydatów na urząd głowy państwa Jean-Luc Mélenchon (Francja Niepokorna, LFI). Lewicowy polityk wzywał wprost do całkowitego opuszczenia NATO przez Francję; „Sarkozy, Hollande i Macron zamknęli Francję w NATO. Będąc jedynym zintegrowanym sojuszem militarnym na świecie, NATO stanowi instrument podporządkowania Stanom Zjednoczonym. (…) Możliwe i konieczne jest wyjście z niego, aby promować niezależnie pokój i współpracę” – deklaruje w dokumentach programowych.
Mélenchon konsekwentnie utrzymuje, że Sojusz Północnoatlantycki stanowi przeżytek zimnej wojny i, zgodnie z wszelką logiką, wraz z jej zakończeniem powinien ulec rozwiązaniu. Tymczasem, „od tego czasu rozszerzał swoje działania, co przyniosło negatywne konsekwencje dla pokoju i naszego bezpieczeństwa”. Pryncypialnego stanowiska nie zmienił również po wybuchu wojny na Ukrainie; „zawsze mówiłem, że nie możemy ciągle poniżać Rosji, przybliżając NATO do jej granic. To ryzyko, którego ona nigdy nie będzie w stanie zaakceptować”.
W jego przekonaniu, Francja powinna na nowo zainicjować ruch państw niezaangażowanych, będący jednocześnie szerokim, otwartym sojuszem przeciwko globalizacji. „Jeśli mnie wybierzecie, będę uosabiał niezaangażowaną Francję”. Jean-Luc Mélenchon deklarował, że republika nie powinna „akceptować ładu światowego, w którym po jednej stronie jest NATO, a po drugiej blok rosyjsko-chiński”. Mélenchon nieznacznie poprawił swój wynik z poprzednich wyborów prezydenckich, uzyskując 21,95% głosów i zajmując trzecie miejsce.
Eric Zemmour, prawicowy publicysta i w pewnym okresie największe sondażowe zaskoczenie na francuskiej scenie przedwyborczej, dość wyraźnie opowiada się przeciwko członkostwu Francji w NATO, a przynajmniej opuszczeniu przez nią struktur militarnych sojuszu. Po wybuchu konfliktu na Ukrainie stwierdził, że to właśnie Sojusz Północnoatlantycki stanowił jego źródło i przyczynę. Podkreślał, że odgrywający wiodącą rolę w sojuszu Amerykanie będą blokować wszelkie inicjatywy obronne na kontynencie europejskim od nich niezależne.
Odpowiedzialna za kampanię Zemmoura Marion Maréchal deklarowała z kolei, że „pierwszą lekcją płynącą z obecnego konfliktu jest ukształtowanie się świata wielobiegunowego, bo widzimy przecież, że kraje, które będą odgrywały coraz większą rolę w nadchodzących dekadach, takie jak Brazylia, Indie czy Chiny, odmówiły potępienia interwencji rosyjskiej lub nie wypowiedziały się na ten temat. Dlatego tak ważne jest, w moim przekonaniu, dla Francji to, żebyśmy odmawiali wszelkiego rodzaju zaangażowania. Powinniśmy zacząć od tego, by opuścić zintegrowane dowództwo NATO”. Zemmour uzyskał wynik poniżej oczekiwań wynikających z sondaży – poparło go 7,07% wyborców.
Pozostali kandydaci spośród 12 biorących udział w wyborach również wypowiadali się sceptycznie wobec obecnej formuły członkostwa Francji w NATO. Był wśród nich niezależny kandydat Jean Lassalle (3,13% głosów), startujący z ramienia Francuskiej Partii Komunistycznej (PCF) Fabien Roussel (2,28%), narodowy suwerenista, były polityk RN Nicolas Dupont-Aignan (2,06%) oraz skrajnie lewicowi – Philippe Poutou (Nowa Partia Antykapitalistyczna, NPA, 0,77%) i Nathalie Arthaud (Walka Robotnicza, LO, 0,56%).
Wygrana suwerenistów
Po podsumowaniu głosów, które padły na poszczególnych kandydatów w oparciu o ogólny podział na euratlantystów (klasycznych, proanglosaskich atlantystów na francuskiej scenie politycznej praktycznie nie ma, a już z pewnością nie wzięli udziału w wyborach prezydenckich) i suwerenistów, okazuje się, że 39% głosów padło na kandydatów tego pierwszego obozu, a 61% – drugiego. We Francji dominuje zatem suwereni styczne, sceptyczne wobec roli Anglosasów na kontynencie podejście do polityki bezpieczeństwa i obrony. Jeśli byłoby to głównym kryterium w drugiej turze, Marine Le Pen miałaby szanse na zwycięstwo wyborcze.
Analiza programów i poglądów obecnych na francuskiej scenie politycznej pozwala zastanowić się nad przerażającym ubóstwem polskiego życia partyjnego i intelektualnego. Nad Sekwaną obecność w NATO analizowana z punktu widzenia interesów narodowych Francji, dyskutowana i poddawana w wątpliwość. Nad Wisłą obowiązuje bezmyślnie akceptowany dogmat atlantycki, utrzymujący Polskę w roli bezwolnego, tępego narzędzia realizacji anglosaskich scenariuszy geopolitycznych.
Mateusz Piskorski, polityk, poseł na Sejmie V kadencji, nauczyciel akademicki, politolog, publicysta i dziennikarz
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.
Ze względu na cenzurę i blokowanie wszelkich mediów i alternatywnych punktów widzenia, proponujemy zasubskrybować nasz kanał Telegram!