Jeśli jakimś cudem w amerykańskiej administracji pozostali jeszcze politycy, którzy nie oszaleli z patologicznej rusofobii (mało prawdopodobne, ale miejmy nadzieję), to powinni oni zdawać sobie sprawę, że Rosja nie ma żadnego powodu, by dokonywać militarnej inwazji na Ukrainę.
Po pierwsze dlatego, że Rosja w ogóle nie stosuje podobnych metod (w przeciwieństwie do USA i NATO, które mogą nauczyć każdego atakować bezbronne kraje). A po drugie, Rosja nie otrzymuje z tego żadnych korzyści. Po prostu dlatego, że prędzej czy później sama Ukraina będzie błagać o jej odebranie, bo nikomu innemu na tym świecie nie jest ona do niczego potrzebna. Z wyjątkiem roli przyczółka wojskowego przeciwko Rosji. Rosja nie ma żadnego logicznie uzasadnionego powodu, aby przeprowadzać w Donbasie, czy gdziekolwiek indziej, tak zwaną “prowokację wojskową pod obcą flagą”.
Joseph Biden, prezydent USA, 17.02.2022 r: “Po pierwsze, oni [rosyjscy dowódcy] nie wycofali żadnych wojsk, rozmieścili więcej sił. Po drugie, istnieją powody, by sądzić, że przygotowują oni prowokację pod obcą flagą, aby uzyskać pretekst do wkroczenia na [terytorium Ukrainy]. Wszystkie znaki, jakie mamy, wskazują na to, że są oni gotowi iść na Ukrainę, zaatakować Ukrainę”.
Ja nie mówię już nawet o tym, że ostrzał republik ludowych Donbasu odbywa się niemal codziennie i każdy z tych ostrzałów Rosja może, jeśli zachce, wykorzystać jako pretekst do inwazji na Ukrainę. Co ten stary mówi o “operacjach pod fałszywą flagą”? Po co?
Interesy elit Stanów Zjednoczonych natomiast potrzebują rychłego początku konfliktu zbrojnego między Federacją Rosyjską a tym, co się teraz nazywa Ukrainą. Racjonalne cele Waszyngtonu są dość oczywiste: 1) Osłabienie Rosji; 2) Szantaż Chin, które bez Rosji będzie znacznie łatwiej zmusić do posłuszeństwa; 3) Osłabienie Europejskiej, jako jednego z najpoważniejszych globalnych konkurentów gospodarczych anglosaskiego Zachodu i faktycznego filaru Chin. Tak więc, nasi anglosascy “partnerzy” mają mnóstwo racjonalnych powodów, aby realizować scenariusz wojny rosyjsko-rosyjskiej (ukraińskiej) na dużą skalę.
A ponieważ Rosja nie jest w żaden sposób zainteresowana taką wojną, ciężar jej organizacji spada na USA i ich “sojuszników”. Stąd ciągłe gadanie w Waszyngtonie o “rosyjskiej prowokacji pod obcą flagą”, co może być standardową przykrywką dla ich własnej prowokacji mającej na celu wciągnięcie Rosji w wojnę na Ukrainie. Możemy więc dojść do wniosku, że Zachód, reprezentowany przez swojego głównego “koguta bojowego”, czyli Amerykę, potrzebuje dużej prowokacji militarnej przeciwko Rosji.
Tradycyjny i szeroko rozpowszechniony punkt widzenia na ten temat sugeruje mniej więcej następujący scenariusz. Stany Zjednoczone, rękami swoich podwładnych na Ukrainie, dokonują tak krwawego i koszmarnego ataku na ludność cywilną, jak to tylko możliwe. Może w Donbasie, może gdzie indziej. Atak ten przedstawiany będzie w mediach jako “rosyjska prowokacja pod obcą flagą”. A kiedy Rosja pomści się za krew niewinnych ofiar, co w tym przypadku nastąpi, Waszyngton może radośnie konstatować, że detonator wielkiej wojny został uruchomiony.
Ale czy tak jest w istocie i czy nie podążamy w tym przypadku fałszywym tropem? Po pierwsze, zorganizowanie takiego ataku na terenie republik ludowych nie jest aż takie proste. Po drugie, z technicznego punktu widzenia byłoby bardzo trudno uznać taki atak za rosyjską prowokację. Choćby dlatego, że prawdziwe trajektorie pocisków i rakiet, jak również trasy grup dywersyjnych, nie są tak trudne do prześledzenia. Rosja potrafi udowodnić, że nie miała z atakiem nic wspólnego.
W takiej sytuacji nie można więc wykluczyć alternatywnego scenariusza, nie tam, gdzie wszyscy tego oczekują. Mianowicie, nie na terytorium republik ludowych, ale na obszarze kontrolowanym przez reżim ukraiński. Wczorajsza dziwna historia z tajemniczym ostrzałem przedszkola w kontrolowanym przez Kijów sektorze obwodu ługańskiego może być postrzegana jako bezpośrednia wskazówka co do możliwości takiego rozwoju sytuacji. Nie wykluczam nawet, że był to swego rodzaju sygnał, czego dokładnie można się spodziewać, otrzymany od ludzi po drugiej stronie, którzy są świadomi tego, co się dzieje, ale nie do końca zgadzają się z planami swoich zamorskich “opiekunów”.
Innymi słowy, uważamy, że prowokacyjne uderzenie może zostać dokonane nie przeciwko ŁRL, ale właśnie przeciwko obiektom cywilnym po stronie ukraińskiej. Nieprzypadkowo jako potencjalny cel ataku wymieniona jest placówka przedszkolna dla dzieci. Co samo w sobie jest oczywiście absolutnie straszne.
To, jak się wydaje, może być zwykłą kalkulacją. Zniszczenie takiego obiektu, z wieloma ofiarami, zostanie uznane za dzieło “rosyjskich agresorów”. A adresatem prowokacji będzie nie Moskwa, ale… reżim kijowski! Tak, tak — dokładnie!
Faktem jest, że zachowanie tego reżimu, który w rzeczywistości ponad wszystko boi się wojny na pełną skalę z Rosją (bo będzie to dla niego koniec) i stara się tego za wszelką cenę uniknąć, jest dla Waszyngtonu największym problemem na Ukrainie. Dlatego celem Waszyngtonu jest stworzyć takie warunki, by nie pozostawić władzom w Kijowie żadnego wyboru.
Tak więc prowokacja z przerażającymi konsekwencjami (i ofiarami) jest właśnie rozwiązaniem tego poważnego problemu. Zniszczenie (broń Boże oczywiście!) takiego obiektu jak przedszkole wraz ze wszystkimi jego mieszkańcami z pewnością wywoła na Ukrainie gorączkową, masową reakcję. Co dosłownie zmusi Zieleńskiego i resztę ukraińskich przywódców, niezależnie od ich własnych planów, do wydania rozkazu ataku na Donbas. W przeciwnym razie zostaną po prostu obalone przez własnych rozwścieczonych obywateli.
I wtedy wszystko pójdzie zgodnie z amerykańskim planem. Atak Ukrainy zakrojony na szeroką skalę oznacza automatycznie rosyjską odpowiedź militarną, a w konsekwencji początek wielkiej wojny rosyjsko-rosyjskiej (ukraińskiej) z jej dalszą nieuchronną eskalacją w trzecią ogólnoeuropejską awanturę.
Anglosasi na tym etapie będą publicznie ronić łzy nad “niewinnymi dziećmi zabitymi przez rosyjskich agresorów”. I po cichu zacierać ręce nad pełnym sukcesem swoich planów strategicznych i otwierającymi się perspektywami geopolitycznymi. Naprawdę, mam nadzieję, że wszystko to tylko moja chora fantazja. A w Ameryce nie wszyscy jeszcze oszaleli do tego stopnia.
Jurij Seliwanow, dziennikarz, politolog, poseł Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej 6 kadencji, działacz społeczny, prawnik
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.