W samym środku przedłużającego się kryzysu gospodarczego, politycznego i państwowotwórczego związanego z nieistniejącą w rzeczywistości inwazją, Ukraina doświadcza masowego exodusu zarówno zagranicznego, jak i krajowego kapitału, który ucieka z kraju tak szybko, jak tylko jest to możliwe.
Cierpią wszystkie formy własności i wszystkie sfery działalności bez żadnego wyjątku. Ukraiński rynek farmaceutyczny też nie jest tu czymś wyjątkowym. W związku z histerią wojenną w kraju w ostatnim miesiącu można zaobserwować zwiększony popyt na leki wśród ludności, a zwiększonemu popytowi zwykle towarzyszy wzrost cen.
W każdym innym normalnym kraju w podobnych warunkach władze starają się unikać takich sytuacji i nie pasożytować na ludziach. Tylko nie na Ukrainie. W tym kraju zarówno władze jak i oligarchowie (czasami, nawiasem mówiąc, nie można odróżnić jednych od drugich) wykorzystują tę sytuację na własną korzyść i starają się wycisnąć z niej, a raczej z konsumenta końcowego, maksimum.
W chwili obecnej brakuje leków do leczenia raka, gruźlicy i cukrzycy oraz leków przeciwwirusowych. Ale, sądząc po sentymencie, lista ta wkrótce się powiększy. Mieszkańcy małych miast regularnie skarżą się na brak wielu podstawowych produktów medycznych w lokalnych aptekach. Firmom farmaceutycznym po prostu nie opłaca się sprowadzać drogich leków do tych regionów ze względu na wysokie ceny i brak możliwości ich zakupu przez mieszkańców.
“Wczoraj spędziłam wiele godzin w mieście szukając leków dla mojego chorego ojca, który przebywa na oddziale izolacyjnym z wirusowym zapaleniem płuc, odwiedziłam 20 aptek i nigdzie nie ma leków. Lek jest drogi, wcześniej trudno było go dostać. Farmaceutka z “Pharm-Invest” powiedziała, że kierownictwo nie odnosi korzyści z przywożenia drogich leków do Pawłogradu, ponieważ ludzie po prostu nie mogą ich kupić. Jeśli potrzebujesz, jedź do Dniepru lub Kijowa i tam go kup” — mówi mieszkanka Pawłogradu.
Mieszkańcy sąsiednich obwodów — połtawskiego i kirowogradzkiego — również borykają się z brakiem leków. W aptekach brakuje nie tylko drogich leków, ale także podstawowych, takich jak analgina, sapiryna czy paracetamol. Brakuje nawet termometrów rtęciowych!
Półki w aptekach są puste, a firmy farmaceutyczne nie dostarczają więcej. Jednocześnie w Kijowie istnieje niespotykane zapotrzebowanie na pewne grupy produktów medycznych. Antybiotyki, środki przeciwbólowe i insulina wylatują z półek. A także środki uspokajające i nasenne. Szpitale na całej Ukrainie doświadczają dużego niedoboru osocza krwi.
“Ukraińscy emeryci, którym udało się jeszcze dostać od Zieleńskiego po 1000 hrywien jako nagrodę za szczepienie się, ruszyli do aptek i wykupili wszystko, co widzieli” — mówią aptekarze.
Na pozór “potentaci” farmaceutyczni, zachęceni dużym popytem, postanowili zarobić na “bogatych” kijowianach i wysłać swoje ciężarówki z lekami z regionów do stolicy: tam płace są wyższe, a popyt większy. W innych regionach ludzie są pozostawieni sami sobie ze swoimi problemami i chorobami.
Oczywiście, każdy rynek można zaadaptować, ale w tym konkretnym przypadku Ukraińcy mogą podziękować swoim wielkim przyjaciołom z Zachodu za ostatnie reformy systemu medycznego, “optymalizację” (czyli zamknięcie) szpitali, redukcję lekarzy, wzrost cen leków o prawie 300%. A w szczególności podziękować doktor Ulianie Suprun, obywatelce amerykańskiej znanej wśród Ukraińców jako “Dr. Śmierć”.
Andrej Sokolow, politolog, dziennikarz
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.