Żołnierze brytyjscy wyjadą z Ukrainy – potwierdził minister sił zbrojnych James Heappe. Również Stany Zjednoczone potwierdzają gotowość ewakuacji swoich obywateli, jak i wojsk zgromadzonych na Wschodzie. Czy to już kapitulacja? Zbyt wcześnie na radość, zachodnie media wciąż bombardują kolejnymi datami rzekomej rosyjskiej agresji, a coraz liczniejsze głosy rozsądku wciąż są zagłuszane krzykami o „agenturze wpływu Putina”, przypominającymi dokonania geobbelsowskiej propagandy.
W tej sytuacji szczególnie ważnym jest, by środowiska polityczne i społeczne uznające się na niezależne od głównego nurtu zachodniego militaryzmu – zachowały spokój i choćby starały się oddziaływać mitygująco na prące do wojny klasy polityczne. Niestety, także przeważająca część głównonurtowej „lewicy” nie ma wątpliwości, że podczas ewentualnej wojny amerykańsko / brytyjsko – rosyjskiej – bezwzględnie poprzeć można jedynie Stany Zjednoczone. Nie może to dziwić biorąc pod uwagę fakt, że współczesna “lewica” jest już po prostu jedną z wizualnych form liberalizmu, a więc i imperializmu.
Aberracją jest natomiast postawa tej części lewicy bez wątpienia ideowej, która jednak gubi się w stawianiu znaków równości między napadającymi i napadanymi, rozważa wyłącznie złe strony napadanych państw burżuazyjnych, nacjonalistycznych czy klerykalnych, wymyśla jakieś trzecie opcje „zbrojnej neutralności robotników napadniętego kraju” etc. – słowem bawi się w tetrapiloktomię, byle tylko nie zająć jasnego stanowiska. Dla tej właśnie uwięzionej w swej niemożności udającej hiperczystość – zagadka: kto to napisał w analogicznej sytuacji?
„W Brazylii panuje teraz półfaszystowski reżim, na który każdy rewolucjonista może patrzeć tylko z nienawiścią. Załóżmy jednak, że w konflikt zbrojny z Brazylią wejdzie jutro Anglia. Pytam, po której stronie konfliktu będzie klasa robotnicza? Odpowiem za siebie: — w takim przypadku będę po stronie ‘faszystowskiej’ Brazylii przeciwko ‘demokratycznej’ Wielkiej Brytanii.
Czemu? Bo w konflikcie między nimi nie będzie to kwestia demokracji czy faszyzmu. Jeśli Anglia odniesie zwycięstwo umocuje tylko kolejnego faszystę w Rio de Janeiro i założy Brazylijczykom podwójne kajdany. I przeciwnie, jeśli Brazylia odniesie zwycięstwo – da potężny impuls świadomości narodowej i demokratycznej kraju, co doprowadzi do obalenia dyktatury Vargasa. Klęska Anglii zada jednocześnie cios brytyjskiemu imperializmowi i da impuls rewolucyjnemu ruchowi proletariatu brytyjskiego”.
To nie jest wyjaśnienie, tylko funkcjonalne, pragmatyczne – ale i ideologiczne czemu, przede wszystkim z punktu widzenia rewolucyjnej lewicy należy być po stronie napadanych przez anglosaski imperializm, nie pomimo, ale właśnie w związku z negatywnym nastawieniem lewicowców do tego czy innego przywódcy, czy nawet tej i owej formy rządów krajów napadanych. No chyba, że ktoś chce się kłócić z cytowanym wyżej klasykiem, jak należy prowadzić rewolucję… Autorem tego klarownego wykładu był bowiem sam… Lew Trocki.
A ponieważ to Trocki wciąż stanowi inspirację wielu antysystemowych ruchów Zachodu ważne, że choć niektórzy jego przedstawiciele – jak np. amerykańska redakcja magazynu „Jacobine”, zachowują i rozsądek, i ideologiczny pragmatyzm. Również nestor amerykańskiej lewicy demokratycznej, Bernie Sanders – zabrał w końcu głos i choć nie szczędził wielu krytycznych i niekoniecznie sprawiedliwych zarzutów władzom Federacji Rosyjskiej, to przede wszystkim wezwał zdecydowanie do ukrócenia „antyrosyjskiego makkartyzmu” w zachodnich mediach.
Ten zaś jest coraz powszechniejszy i coraz agresywniejszy, a jednak wysiłki antywojenne zaczynają przynosić efekty w całej Europie. Ewentualna interwencja NATO na Ukrainie jest popierana przez niewiele ponad 40% mieszkańców UK, a proporcje we Francji i Niemczech są podobne. Faktycznie na tle swych „sojuszników”, żenująco w swym zaślepieniu prezentują się bodaj jedynie Polacy, wprawdzie zadziwiająco wstrzemięźliwi w deklarowaniu wiary w nieuchronną pewność rychłej wojny na Ukrainie, jednak zdeterminowani (65%), by w niej koniecznie po banderowskiej stronie uczestniczyć. A już tylko dowodem naiwności wydaje się być przekonanie aż 75% spośród naszych badanych rodaków, że „Ukrainę przed Rosją obroni NATO (75%) i Unia Europejska (67%)”.
Tymczasem zdecydowana większość pozostałych Europejczyków nie ma złudzeń, czyja krew byłaby w tym niechcianym konflikcie przelewana – i tym bardziej nikt (poza nami…) nie ma zamiaru wykrwawiać się jako pierwszy. Niestety, aż 77% Polaków zostało przestraszonych dostatecznie, by obawiać się wszelkich, oczywiście wydumanych skutków „rosyjskiej napaści na Ukrainę”, aż 61% jest gotowe ponieść ryzyko załamania gospodarczego w przypadku wojny, a 53% nie cofnęłoby się nawet przed groźbą rosyjskiego odwetu zbrojnego. Zatrzymajmy się przy tym wskaźniku na chwilę. Tak bardzo boimy się wojny z Rosją, że aż… podjęlibyśmy wojnę z Rosją, byle tylko wojny z Rosją uniknąć. Czy przemawia do Państwa głębia geopolitycznego i strategicznego geniuszu zaaplikowanego Polakom i potwierdzonego tym jednym wspaniałym przykładem?
Cóż, na szczęście jednak inne narody europejskie jakoś do wojny globalnej się nie palą. Niestety, za wyjątkiem zdaje się tej toczonej ukraińskimi i polskimi rękoma, na ukraińskim i polskim terytorium. Za taką bowiem przemawiają nader poważne interesy.
Szczególną rolę w nakręcaniu wojennej histerii pełnią zwłaszcza media brytyjskie i to nie tylko to związane z rządzącymi torysami, ale i labourzystowskie. Straszenie Władimirem Putinem przybiera rozmiary groteskowe, co obserwatorzy łączą z coraz poważniejszymi problemami premiera Borisa Johnsona, którego pozycja nawet w obrębie własnej partii jest poważnie zagrożona. W tej sytuacji, za przykładem choćby niesławnej pani Margaret Thatcher – jakaś mała zwycięska wojenka mogłaby być może odwrócić sondaże i przykryć afery konserwatywnego rządu.
Sęk w tym, że nawet jedna trumna brytyjskiego żołnierza przylatująca z Ukrainy mogłaby być od razu trumną całego gabinetu. Głośnym echem odbiła się także w UK międzynarodowa kompromitacja minister spraw zagranicznych UK, Liz Truss. Wobec osłabienia Johnsona polityk ta przez wojenne jastrzębie już została namaszczona na nową Żelazną Damę, tymczasem podczas rozmów z ministrem Siergiejem Ławrowem nie tylko została potraktowana jak niedouczona nastolatka, ale w dodatku potwierdziła, że nie wie nawet jak przebiega granica rosyjsko-ukraińska. Bezlitośnie wykpił to m.in. popularny bloger George Galloway lider radykalnie antyimperialistycznej Workers Party of Britain.
Straszak wojenny jest jednak wykorzystywany nadal, m.in. do mitygowania tendencji odśrodkowych w Zjednoczonym Królestwie. „Domagający się niepodległości Szkocji chcą ją zostawić na łaskę Putina!” – krzyczały kilka dni temu tytuły torysowskich gazet. Coraz mocniej skręcający w stronę liberalnego establishmentu politycy rządzącej w autonomii Szkockiej Partii Narodowej na polecenie brytyjskie karnie wzięli udział w misji na Ukrainę, legitymizując de facto politykę kijowskiej junty. Spotkało się to z mocnym odporem pro-niepodległościowej, ale opozycyjnej ALBA Party, wyraźnie sympatyzującej z donbaskim separatyzmem i zdecydowanie odcinającej się od wizji przynależności przyszłej suwerennej Szkocji do NATO.
„Z rosnącym niepokojem obserwuję widoczny i rosnący zapotrzebowanie na konflikt na Ukrainie. W ostatnich dniach przybrało ono charakter narastającego szumu informacyjnego w głównych mediach, które pomimo braku jakichkolwiek wiarygodnych dowodów wzniecały ciągły alarm wojenny. To, co wielokrotnie słyszeliśmy, to jednostronne twierdzenia pochodzące z brytyjskich i amerykańskich źródeł wywiadowczych o nieuchronności wybuchu – bez żadnych jednak dowodów na poparcie tych enuncjacji. W niektórych kręgach dziennikarskich i politycznych pamięć bywa wyjątkowo krótka, ale wiem, że wielu z nas nie zapomniało o katastrofalnych skutkach wątpliwych materiałów, przez które wciągnięto nas wojnę w Iraku. Nie wolno nam powtarzać tych samych błędów i nie możemy iść na wojnę w oparciu o puste hipotezy” – mówił w Izbie Gmin Neale Hanvey, poseł ALBA Party.
„Nie chcę, aby niezależna Szkocja zamieniła się w super-wojowniczą cheerleaderkę NATO, tylko po to, by otrzymać europejskie referencje Niepodległość pozwoli Szkocji obrać własny kurs. Oczywiście będziemy internacjonalistami, ponieważ chcemy być dobrymi sąsiadami. Ale to nie znaczy, że powinniśmy rzucać się ślepo w konflikty innych narodów” – wtóruje mu popularny publicysta i niekwestionowany autorytet szkockiej lewicy narodowej, George Kerevan.
„Putin tak zamierza najechać Ukrainę, jak Saddam chciał odpalić broń masowej zagłady! I dokładnie te same marionetki z mediów głównego nurtu, które szydziły z nas, że nie uwierzyliśmy w pierwsze kłamstwo, nadal są najmowane, by szydzić z nas, że nie wierzymy w drugie” – wypomina Craig Murray, bardzo popularny szkocki pisarz i publicysta, dawny dyplomata, a niedawno więzień polityczny reżimu Johnsona. Szkoci mają już wyraźnie dość umierania dla chwały Imperium Brytyjskiego i zysków City. Czemu jednak inne społeczeństwa zachodnie tak łatwo dają się terroryzować psychozie wojennej?
Cóż, w przypadku USA warto pamiętać, że jest to wszak kraj zbudowany m.in. przez sekty. Także te od kolejnych końców świata. Czy wyznawcy którejś wyciągali jakieś wnioski, gdy data mijała, a świat się jednak nie kończył? Nie, po prostu adaptowali się płynnie do daty kolejnej. Czy gdy minął mityczny dzień, w którym czołgi Donalda Trumpa miały zdobyć hollywoodzką atrapę Białego Domu i rozstrzelać sobowtóra Joe Bidena, fanom coś się odwidziało? No gdzież. „Chyba nie będziecie nam tego wypominać?!” – prychali zniecierpliwieni i szli szukać reptilian czy tam czego.
Reakcje na kolejne „absolutnie pewne i ostateczne daty rosyjskiej inwazji” pochodzą przecież wprost z tego samego wariatkowa. A mimo to wciąż warto, by przy każdej takiej okazji łapać propagandystów na kłamstwach i manipulacjach. I mimo wszelkich przeciwności rozszerzać front pokoju i po prostu zdrowego rozsądku. Ponad historycznymi podziałami na lewicę i prawicę, wobec znacznie ważniejszej dziś alternatywy: za życiem i przetrwaniem ludzkości – czy za wojną, zagładą, wyzyskiem i tyranią.
Konrad Stanisław Rękas, dziennikarz, polityk, ekonomista, analityk geopolityczny, samorządowiec, były radny i przewodniczący sejmiku lubelskiego
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.