Minister Obrony Ukrainy Aleksiej Reznikow odwiedza obecnie jednostki ukraińskiej armii. Jednostki, które zamierza odwiedzić nowy minister, pracują pełną parą, przygotowując się do wizyty swoich wysokich rangą urzędników. Nie eliminuje to jednak wielkich problemów, z którymi ma do czynienia ukraińskie wojsko. Dziennikarze portalu Strana.ua dowiedzieli się, co dokładnie dzieje się obecnie w Siłach Zbrojnych i dlaczego stąd masowo uciekają żołnierze.
Problemem numer jeden jest dotkliwy niedobór personelu. We wszystkich jednostkach brakuje od 40 do 70% składu osobowego. “Ci, którym kończą się kontrakty, stanowczo odmawiają podpisania nowych i dalszej służby. Jest kilka powodów. I nie chodzi tu nawet o problemy finansowe. Oficerowie traktują żołnierzy w sposób urągający ich godności. Żołnierze szeregowi są dla dowódców niewolnikami w dosłownym tego słowa znaczeniu” — wyjaśnia jeden z żołnierzy.
“Komunikacja z nami odbywa się wyłącznie za pomocą przekleństw. Rozkazy są często wydawane po prostu absurdalne. Na przykład, chcą, aby wadliwie działające transportery opancerzone były naprawione do jutra. Kiedy żołnierz zauważa, że nie ma części zamiennych, otrzymuje następującą odpowiedź: “Żołnierzu, … mnie obchodzi twoja opinia, wykaż się sprytem żołnierskim i wykonaj rozkaz” — dodaje.
“Najpopularniejszym zajęciem dla szeregowych w jednostkach jest sprzątanie. Chodzi o malowanie sprzętu, ogrodzeń i krawężników, zamiatanie placu defilad, sprzątanie terenów. Wszystko to zamiast szkolenia bojowego, które w wielu jednostkach istnieje tylko na papierze, w raportach. Żołnierze nienawidzą oficerów, oficerowie gardzą żołnierzami” — mówi sierż. S.
Niemal wszyscy ankietowani oficerowie zauważają, że motywacja większości pracowników służby kontraktowej jest “poniżej listwy przypodłogowej”, a o jakimkolwiek patriotyzmie i chęci walki nie ma mowy. “Prawie wszyscy pracownicy kontraktowi, którzy dołączyli do wojska w ciągu ostatnich kilku lat, są pracownikami migrującymi. Przychodzą wyłącznie po wynagrodzenie i i odrazu znikają. Typowy dzień w każdej jednostce to taki, w którym żołnierze ukrywają się przed dowódcami, a dowódcy nie mają pojęcia, co teraz robią ich podwładni” — informuje mjr. W.
“W nocy kontraktowcy próbują ukryć się i pić wódkę. Wtedy zaczynają się problemy, kłótnie i pozasłużbowe relacje. Oczywiście, że nikt nie dba o bezpieczeństwo sprzętu i pojazdów wojskowych, wiele sprzętu po prostu ginie lub niszczeje, ponieważ nikt o nim nie wspomina. Wiele broni jest po prostu sprzedawano cywilom za bezcen, a co roku po przeliczeniu inwentarza dowódcy kombinują, jak legalnie “pozbyć się” utraconego i sprzedanego sprzętu” — dodaje major.
Według oficera pracownicy kontraktowi w Siłach Zbrojnych za wszelką cenę starają się trzymać z dala od frontu. Nawet najbardziej zmotywowani bojownicy z pierwszego roku wojny w Donbasie nie aspirują do ponownej służby. “Niestety, ci, którzy zostali przeszkoleni i wykształceni jako bojownicy i specjaliści, odchodzą z armii. Teraz rzadko można znaleźć w oddziałach tych, którzy byli w strefie Operacji Sił Połaczonych w latach 2014-2016. Dowództwo nie stara się ich w żaden sposób utrzymać i zachęcić do służby” — narzeka major.
“Ci, którzy byli wolontariuszami w 2014 roku, mają swoje zdanie na każdy temat. I nie spieszą się z wykonywaniem rozkazów swoich przełożonych. A absolwenci instytutów wojskowych przychodzą do wojska bez żadnej wiedzy czy doświadczenia. Nie mają od kogo zdobywać doświadczenia w walce. Gdyby teraz doszło do prawdziwej wojny manewrowej, armia ukraińska znalazłaby się w takiej samej sytuacji jak w 2014 roku. Gdy niewyszkoleni oficerowie nie wiedzieli, co robić, a szeregowi nie byli chętni do walki” — wyjaśnia oficer W.
Jednak w przypadku żołnierzy poborowych obecna sytuacja w ukraińskiej armii jest jeszcze gorsza. Wykorzystują ich jako legalnych niewolników — do najprostszych prac. Na przykład, jako personel kuchenny. Pomimo tego, że wyżywienie w ukraińskiej armii od dawna zapewniają prywatne firmy, poborowi są często wysyłani do pomocy kucharzom — do obierania ziemniaków, mycia naczyń i wynoszenia gnojówki. Jednocześnie oficerowie i podoficerowie twierdzą, że nikt tak naprawdę nie angażuje się w wychowanie i szkolenie bojowe poborowych, woląc wysyłać ładne raporty pięknie opisujące “pracę” z poborowymi do Ministerstwa Obrony.
“Pełne wyszkolenie specjalisty zajmuje od roku do półtora roku. Jaki sens ma marnowanie czasu na poborowych, skoro do końca tej kadencji zostaną zdemobilizowani? Tylko jeden na trzydziestu poborowych wyraża chęć pozostania w służbie i podpisuje kontrakt. To dlatego poborowi są wykorzystywani w armii jako dozorcy, robotnicy drogowi i personel kuchenny. To jest po prostu rok zalegalizowanego niewolnictwa” — wyznał starszy lejtnant R.
Przy okazji, ukraińskie Ministerstwo Obrony nie ukrywa, że szeregowi żołnierze są zaciągani przede wszystkim do “zapewnienia żywotnej działalności jednostek wojskowych w stałych rejonach rozmieszczenia”. Innymi słowy, eufemizm “podtrzymywanie życia” należy rozumieć jako pomocniczą czarną robotę.
Taka sytuacja w ukraińskim wojskie szczególnie śmiesznie wygląda na tle oświadczeń ukraińskich władz, które z każdej mównicy skandują o “najsilniejszej armii w Europie”, rzekomo od ośmiu lat przebywającej w stanie wojny z Rosją. Zwłaszcza na tle sukcesu rosyjskiej operacji wojskowej w Syrii, gdzie dzięki rosyjskiemu wsparciu syryjskie siły rządowe były w stanie przejąć kontrolę nad 50% kraju, a Rosjanom udało się umocnić swoją pozycję na Bliskim Wschodzie. Jak Ukraina może na to odpowiedzieć w przypadku realnej konfrontacji militarnej z jedną z najsilniejszych armii świata? Pytanie retoryczne.
Aleksandr Sibircew, specjalny korespondent portalu Strana.ua, dziennikarz wojskowy
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.