A gdyby tak zmarksizować pandemię? To znaczy spojrzeć na nią z perspektywy, którą promował marksizm? Odejść od mieszczańskiego idealizmu, od technokratycznych ciągotek, od odgórnych uzurpacji ekspertów – i postawić na materializm? Lewicowość jest teraz podobno modna, ale ja tego nie widzę. Bo nie widzę myślenia w lewicowych kategoriach.
Byli tacy faceci, jeden to Karol, drugi to Fryderyk, obaj mieli brody, wielu ich nie lubiło. W Polsce do dzisiaj nie lubią. Czasami krytycy Marksa i Engelsa mówią, że lewica powinna być jak dawny, przedwojenny PPS. Biedactwa nie wiedzą, że dawny, przedwojenny PPS często i afirmatywnie odwoływał się do Marksa i Engelsa. Ale zostawmy ignorantów i wróćmy do Marksa i Engelsa. Głosili oni – upraszczam, ale nieprzesadnie – że analiza rzeczywistości powinna być zakorzeniona w materii. Że warunki bytowania wpływają w sposób niebagatelny na świadomość. Że środki produkcji danej epoki wpływają na to, jak myślimy, co robimy, jak wyglądają życie społeczne i refleksje jednostek. I tak dalej. To nie była jedna cudowna odpowiedź na wszystko, nie byli oni tak głupi jak wielu ich późniejszych wyznawców i nie uważali, że absolutnie wszystko da się tą materią wyjaśnić. Ale sporo można.
No to spróbujmy. Ludzie w Polsce nie szczepią się chętnie? Tak, nie szczepią się chętnie. Są zatem „szurami”, „idiotami”, „bezmózgami”, „debilami”? Niekoniecznie. To znaczy jacyś na pewno tacy są. Ale skoro nie zaszczepiło się ~45% bliźnich i współobywateli, to jeśli nie jesteśmy jakimiś nadętymi elitarystami, unikałbym takich diagnoz. Bo to mało realne, a poza tym może trafić na czyjąś mamusię, tatusia, siostrę, brata, dzieci, dziadków, mężów, żony, partnerów, kumpli itd. No i okaże się, że ci wszyscy tak brzydko nazywani są dość bliscy tym, którzy ich tak nazywają. Wiem, wiem, pohukujący i moralizujący analitycy mają same doskonałe rodziny i kumpli. I nie znają nikogo, kto głosowałby na PiS. Doskonały świat doskonałych ludzi, ale na nich rzeczywistość się nie kończy.
A materia? Wiemy już na przykład, że najwięcej odmów szczepień jest w tych regionach, w których realia socjoekonomiczne były w III RP najgorsze. W regionach, dla których elity miały przez długie lata głównie kij, a prawie żadnej marchewki. Dla nadętego liberała będzie to dowodem na to, że głupi są głupi i dlatego są biedni. Dla kogoś bardziej refleksyjnego będzie to okazja do zastanowienia się nad głębokimi korzeniami i przyczynami społecznej dezintegracji i nieufności. A nawet – odwagi! – nad wskazaniem sprawców tegoż zjawiska.
Lewica mówi: przymus szczepień. Ja na płaszczyźnie gabinetowego rozumowania myślę podobnie. Bo trzeba przerwać łańcuch nie tylko zakażeń, ale i poważnego przebiegu choroby, zgonów, powikłań, obciążenia systemu ochrony zdrowia itd. Bo dobro wspólne jest ważniejsze niż jednostkowe decyzje, a państwo na serio istnieje m.in. wtedy, gdy w imię wyższej zbiorowej konieczności może zastosować przymus. Bez tego są burdel, anarchia, chaos i niewidzialna ręka nie wiadomo czego, może rynku, może klik, może sitw, może jednostkowych zachcianek realizowanych bez oglądania się na cokolwiek. W każdym razie brak społeczeństwa, są tylko jednostki i rodziny, jak chciała Thatcher.
Ale gdy moje myśli opuszczają gabinet (czyli klitkę w starym bloku na prowincji), to już nie jest tak prosto. Bo to dotyczy ~45% społeczeństwa. Czy to wszystko są szury, debile, spiskowi maniacy, pomyleńcy, bezmózgowcy? Jakoś nie jestem przekonany do takiej tezy. Nie jestem elitarystą, więc prosta arytmetyka mi tu szwankuje. Już prędzej obstawiałbym, że to żaden ciemnogród, lecz mentalne dzieci Balcerowicza: egoiści, indywidualiści, znający tylko własne zachcianki i mający czubek nosa za najwyższe prawo. Tak ich przecież wychowała III RP, to im sączono z „wolnych mediów”. Ale to nadal nie jest realna arytmetyka. Chyba że bardzo nie lubisz bliźnich, ale wtedy zalecam terapię.
A co jeśli to są ludzie całkiem racjonalni? Także i ci, którzy na podparcie racjonalnych lęków sięgają po bzdurne teorie i preteksty? Że oprócz tych, którzy nie ufają elitom, bo elity nic dobrego dla nich nie miały, są to na przykład ludzie, którzy po szczepieniu nie chcą mieć absencji w pracy, bo ich praca jest byle jaka, niepewna, a w dodatku za dłuższe chorobowe pensja spada o ustawowe potrącenia? A jeśli to są ci zatrudnieni na śmieciówkach, którzy w pracy i w gotowości muszą być cały czas, bo każda nieobecność równa się mniejszym dochodom? A jeśli to są te grube tysiące „samozatrudnionych”, czyli ludzi de facto będących w sytuacji pracowników najemnych, czyli na każde zawołanie szefów, ale zmuszonych do „założenia firmy”, a więc pozbawionych zalet etatu, a tacy też się boją każdej absencji i każdego braku gotowości?
A jeśli to są liczni „biznesmeni” z gatunku tych, którzy w czasach masowego bezrobocia i masowego braku nadziei musieli „zakładać firmy” jako jedyną szansę, żeby nie umrzeć z głodu, a w tych „firmach” nie ma ich teraz kto nawet na moment zastąpić w przypadku niedyspozycji, więc muszą być ciągle zwarci i gotowi, pod telefonem, mejlem, mesendżerem itd., bo klient, bo zlecenie, bo termin, bo płatność, bo faktura itd.? To razem wzięte są miliony osób.
Oczywiście ludzie racjonalni powiedzą, żebym dał spokój, że to przecież idealizowanie, ludomania i tak dalej. Że przecież gdyby tak było, to właśnie wspomniane osoby szczepiłyby się na potęgę, aby mieć ochronę przed zarażeniem czy ciężkim przebiegiem choroby. Ale to jest racjonalność sytego i żyjącego stabilnie. Ci mniej syci i żyjący niestabilnie myślą w inny sposób. Kto miał jako tako zróżnicowane doświadczenia życiowe i choć czasami bywał nie na wozie, lecz pod wozem (nie polecam), ten wie, że nawet ta sama jednostka potrafi inaczej myśleć i zachowywać się w zależności od tego, w jakiej sytuacji się znajduje. Ludowe porzekadło mówi, że syty nie zrozumie głodnego. Powiem więcej: syty nie zrozumie nawet samego siebie z czasów, gdy był czy bywał głodny – teraz sądzi, że nie zachowałby się jak wtedy.
Zamożni ludzie dziwią się, że bezrobotna samotna matka kupiła chipsy czy papierosy z niewielkiego zasiłku. Że chłopak z osiedla z marną pensją wydał kilka stów na markowe buty. Że ktoś ubogi „roztrwonił” kilka dych na losy na loterii. W tym czasie człowiek zamożny i o swą zamożność spokojny odkładał ziarnko do ziarnka, inwestował i pomnażał kapitalik, wysłał dziecko na prestiżową uczelnię, a siebie na botoks czy przeszczep włosów, gdyż styl to człowiek, jak to mówią. A biedny żył z dnia na dzień, zachowywał się niekoniecznie racjonalnie wedle tej samej racjonalności. Bo jego racjonalność jest inna. Jego racjonalnością jest przetrwanie w takim labiryncie, jaki zna. Więc myśli, że się uda, że nie zarazi się, że ukryje zarażenie, że przebieg będzie łagodny, że z dnia na dzień nic się nie zmieni. Czy to mądre? Z perspektywy społecznej wcale. Z perspektywy przetrwania kogoś w niezbyt dobrej sytuacji – można to zrozumieć, choć nie ma potrzeby pochwalać.
Oczywiście wiem, że wśród odmawiających szczepień są też osobnicy po prostu niemądrzy, mający skłonność do bzdurnych teorii niezależnie od sytuacji, wiem też, że część tej grupy to klasa średnia ze śmietnikiem w głowach, a nawet jacyś zamożni pomyleńcy. No ale to znowu nie wystarcza do ~45% społeczeństwa. Nie tylko zresztą w Polsce. Rzut oka na wskaźniki zaszczepienia pokazuje wprost, że między bogatym zachodem Europy a uboższym wschodem kontynentu mają miejsce spore różnice, a między przewodnikami a maruderami wręcz przepaść.
W tej drugiej grupie krajów z kolei spore idące różnice między państwami o jako takich realiach rynku pracy, zamożności itp., a słabszymi pod tym względem. Wyjątków jest garstka, a wskaźniki szczepionek na każde sto osób między krajami zamożnymi i „socjalnymi” a tymi z szarego końca takich realiów potrafią być dwu-, trzykrotnie wyższe. Można oczywiście uznać, że kraje wschodu zamieszkuje ciemnota i barbaria, jednak mnie takie wizje kojarzą się z kliszami rasistowsko-kolonizatorskimi.
Język potępiania i wyśmiewania nie zdziała tu moim zdaniem wiele, chyba że na zasadzie reakcji zwrotnej, czyli na niekorzyść trendów proszczepionkowych i prosanitarnych. Nie twierdzę, że inny język na pewno coś zdziała – być może język troski i zrozumienia jest tu na wyrost. Być może trzeba przymusu szczepień. Ale moim zdaniem trzeba też powszechności porządnych zabezpieczeń socjalnych jako lęku na niepewność i obawy.
Mamy już prawie dwa lata pandemii, czyli notorycznego zagrożenia i wysokich liczb chorych. Może to już czas, żeby na chorobowym dostawać pełną pensję. Żeby zlikwidować umowy śmieciowe. Skończyć z wymuszonym samozatrudnieniem. Zamiast wspierania ogólnikowych „przedsiębiorców”, przestać się cackać z firmami zamożnymi i z ludźmi bogatymi, a zapewnić na wypadek choroby czy innego kryzysu miękkie lądowanie tym, których „firma” to naprawa laptopów czy druk ulotek na prowincji z czystym zyskiem typu 3000 netto miesięcznie.
A może to czas na przynajmniej przejściowy powszechny dochód gwarantowany? Na wprowadzenie gwarancji zatrudnienia? Pomysły leżą na stole, czas skończyć z durną wiarą, że w obliczu masowej światowej sytuacji zagrożenia zdrowotnego można robić business as usual. Że nie da się inaczej niż dotychczas? Przed kilkoma laty ponoć nie dało się wprowadzić świadczeń za samo „tylko” posiadanie dzieci. Kwartał temu ponoć nie był możliwy zerowy VAT na żywność. „Nie da się” wyłącznie w pustych głowach doktrynerów pokroju Balcerowicza. I w propagandzie klas posiadających, które do krwi ostatniej będą broniły swoich przywilejów. Utoczmy im jej trochę. Zróbmy z nich honorowych krwiodawców na rzecz krwiobiegu zdrowia publicznego.
Nie wiem dokładnie, co jest możliwe tu i teraz w ogóle, a co na gruncie woli politycznej i oporu tych, którzy mieliby stracić na takich zmianach. Wiem natomiast, że potrzebujemy w tym wszystkim kategorii pojęciowych i języka odwołujących się do materii, aby zrozumieć, co się dzieje. Bo język traktowania tak wielu obywateli kraju naszego i krajów podobnych jako szurów i paranoików to język prowadzący na poznawcze manowce. I na manowce etyczne. Choć, owszem, taki język bywa kuszący w ramach przekonania, że ja jestem nosicielem światła i rozumu, a otaczają mnie ciemność i tępota. Częściowo zapewne otaczają, ale one prawdopodobnie mają inne przyczyny niż sądzimy w ramach robienia dobrze swojemu ego.
Remigiusz Okraska, socjolog, działacz społeczny, publicysta, redaktor naczelny kwartalnika „Nowy Obywatel”
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.