SECTIONS
REGION

“Jamał” odwrócił bieg. Pożegnanie Polski z eksportem gazu?

Polski odcinek rurociągu „Jamał – Europa” przestał pełnić swoją funkcję. Rosyjski gaz ziemny od 21 grudnia (od szóstej rano, gdy zaczyna się doba gazowa) nie płynie już na zachód przez węzeł gazowy Mallnow. Eksport zamarł.

Cisza w mediach. Niektórzy mętnie tłumaczą, dlaczego dla nas to dobrze, że gaz przez Polskę nie płynie. Cóż, papier wiele głupot wytrzyma, pojemność internetu pod tym względem jest nieograniczona, ale przecież wcześniej zapowiadali, że mimo wszystko „Gazprom nie porzuci polskiego Jamału”.

No, ale porzucił, choć przecież nie do końca. Rurociąg zamarł bowiem tylko na wyjściu do Niemiec i to na chwilę. Gazprom dostarcza gaz z kontraktu (obowiązującego do końca tego roku) przez dwa wejścia rurociągów do Polski: z Ukrainy w Drozdowyczach i z Białorusi w Kondratkach (to wejście rurociągu Jamał – Europa do Polski). I tam gaz wciąż płynie, choć główne dostawy idą przez Ukrainę, a wejście w Kondratkach realizuje zaledwie ułamek dostaw, które szły tędy wcześniej. W niektórych dniach Kondratki stoją puste.

W ten sposób, bez większego krzyku, zdycha sobie spokojnie największa rosyjska inwestycja w Polsce. Największa i jedyna. Rosja bowiem nie istnieje na mapie zagranicznych inwestorów w Polsce. Najwięcej pieniędzy przypłynęło z Holandii (207 miliardów zł), wiadomo – ośrodek rejestracyjny globalnych koncernów. Drugie są Niemcy – 163 mld (wiadomo, niemiecki kapitał), a trzeci inwestor to Luksemburg (123 mld) – wiadomo, unijna pralnia. Przy nich Rosja jest krasnalem ze swoim marnym miliardem złotych. A ten miliard to właśnie Jamał.

Przed inwazją rosyjskiego kapitału się obroniliśmy, ale pozbyć rosyjskiego gazu się nie uda. Widać to i dzisiaj, gdy tranzyt przez Polskę zamarł, a niedługo zamrze i import z Rosji. Otóż ten sam rosyjski gaz płynie do nas z Niemiec. Tak, z zachodu. Gdy bowiem ustał eksport przez Polskę, błyskawicznie zaczął się import do Polski z zachodu. Dlaczego?

Otóż przez kilka lat stosowaliśmy sztuczkę, zwaną „wirtualnym rewersem” (podobne mechanizmy nawet na większą skalę trenowała Ukraina). Gaz płynący z Rosji na eksport odbierano w Polsce, natomiast formalnie (wirtualnie) przekraczał on granicę Polski i wracał zza granicy jako gaz z Niemiec. I faktura zań też zza granicy zachodniej przychodziła. W ten sposób udział rosyjskiego gazu w imporcie PGNiG spadał, można było przypiąć sobie medale, ale gaz przecież przychodził z Rosji. Jednak gdy zamarł tranzyt przez Polskę, nie ma na czym tych czarów odprawiać – nie ma fizycznie gazu.

A potrzebny jest gaz ziemny, fizycznie, a nie liczby w Excelu czy na fakturach. I ten gaz trzeba importować. Skąd? Najbliżej z Niemiec. Skąd tam mają gaz? To chyba oczywiste. Przez cały ten czas Nord Stream 1, który ruszył już ponad 10 lat temu, pracuje na pełen gwizdek, a nawet trochę więcej. I łączy go z Mallnow rurociąg OPAL.

Przyjrzyjmy się wykresowi, pokazującemu, jakie ilości gazu były przez Polskę eksportowane. Do sierpnia Gazprom wykorzystywał pełne moce rurociągu w stronę zachodnią (ok. 860 GWh/dziennie). To półtora raza więcej niż nasze polskie zużycie (580 GWh), czyli tranzyt gazu umożliwiał pokrycie naszych potrzeb z dużą nawiązką. Ale 21 grudnia gaz zaprzestał płynąć i od tej pory na wyjściu w Mallnow jest zero eksportu (niebieska linia). Jednak tego samego dnia zaczął się import gazu (czerwona linia), początkowo niewielki, ale później ilości przesyłane rewersem (już fizycznym, już nie wirtualnym), zbliżyły się do maksymalnych mocy – 330 GWh.

Konsekwencje są dość smutne: rosyjski gaz musimy sprowadzać z Niemiec. To efekt utraty naszej pozycji tranzytowej – potężnego atutu geograficznego i ekonomicznego, niestety – konsekwentnie i skutecznie niszczonego przez nas w ostatnich dziesięcioleciach.

Rurociąg może jeszcze ożyć, dzisiaj mamy znaczące obniżenie zapotrzebowania w Europie (efekt wysokich cen), z pewnością wróci zapotrzebowanie. Jednak to będą tylko okresowe i marginalne ilości eksportowanego gazu. Być może więcej będzie po 2024 r., kiedy Ukrainie skończy się kontrakt przesyłowy. Jeśli tak się nie stanie, rurociąg Jamał będzie wielką, nikomu niepotrzebną rurą, która generuje jedynie koszty. No cóż, mamy gest, tak nam się podoba i nie przejmujemy się, że coś kosztuje, a nie przynosi dochodów.

Andrzej Szczęśniak, specjalista ds. energetyki, zwłaszcza bezpieczeństwa energetycznego, ekonomista, publicysta polityczny i naukowo-popularny

Źródło

Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.