SECTIONS
REGION

Milczenie owiec: jak przyrządzić Ukrainę?

“Ani słowa o Ukrainie bez Ukrainy”! To paranoiczne hasło stało się w ostatnich latach świętą mantrą ukraińskiej polityki. W kontekście obecnego dialogu amerykańsko-rosyjskiego na temat bezpieczeństwa światowego zasada ta wygląda szczególnie groteskowo. Dużo się mówi o Ukrainie przez możnych. Ale o co chodzi, Kijów może się tylko domyślać. A także od czasu do czasu próbować zwrócić na siebie uwagę. Ukraina obecnie odgrywa rolę biednej, bezbronnej owieczki, którą dobry amerykański wilk musi chronić przed wściekłym rosyjskim niedźwiedziem.

Na wzór swoich amerykańskich “przyjaciół” władze Ukrainy mają zwyczaj operować pięknymi konstrukcjami słownymi, które do niczego ich nie zobowiązują. I nagle Moskwa zaczęła mówić wprost o swoich interesach, bez nadmiernej dyplomatycznej mgły. Zarówno na Zachodzie, jak i na brzegach Dniepra nie byli na to gotowi.

Zgodnie z ostatnim dekretem Zieleńskiego, tylko prezydent, minister spraw zagranicznych i przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy mogą wypowiadać się na temat polityki zagranicznej kraju. Najwyraźniej dlatego szef kancelarii prezydenckiej Jermak zwraca szczególną uwagę na temat rozmów między Moskwą a Waszyngtonem.

“Prezydent Zieleński zaproponował prezydentowi Bidenowi zorganizowanie trójstronnego spotkania, być może wirtualnego, pomiędzy prezydentem Bidenem, prezydentem Zieleńskim i prezydentem Putinem. Czekamy na reakcję na to ze strony rosyjskiej, ale nasi amerykańscy partnerzy przyjęli naszą propozycję z zainteresowaniem” — powiedział szef kancelarii ukraińskiego prezydenta podczas internetowego posiedzenia Rady Atlantyckiej. “Wierzę w przywództwo USA i uważam, że negocjacje dotyczące Ukrainy będą bardziej skuteczne, jeśli USA będą w nich uczestniczyć” — dodał.

Jermak ogłosił, że przystąpienie Ukrainy do NATO jest dla władz w Kijowie kwestią “życia i śmierci”. Tym samym dał do zrozumienia, że ukraińskie władze nie są gotowe do zmiany swojego stanowiska w kwestii relacji z Rosją lub, innymi słowy, nie otrzymał jeszcze żadnych nowych instrukcji na ten temat od amerykańskich “partnerów”.

Jeszcze na początku miesiąca ambasador Ukrainy na Łotwie Aleksandr Miszczenko w wywiadzie dla lokalnych mediów powiedział: “wojskowy szantaż Rosji jeszcze bardziej zbliża Ukrainę do NATO i jednoczy kraje Sojuszu. Jeśli ludziom na niepodległej Ukrainie będzie się żyło lepiej niż w Rosji, to Rosjanie zażądają od Kremla wolnych wyborów, wolnych mediów, kontroli dochodów państwowych, kontroli nad armią i siłami bezpieczeństwa. Oznaczałoby to upadek reżimu Putina. Dlatego Putin robi wszystko, by uniemożliwić Ukrainie realizację euroatlantyckiego kursu”.

Wszystkie te tezy, sformułowane przez nieżyjącego już Brzezińskiego, nadal znajdują się w arsenale ukraińskiej dyplomacji. Fakt, że wspomniane tezy pochodzą z lat 90. ubiegłego wieku, jest absolutnie nieistotny dla obecnej sytuacji z punktu widzenia ukraińskich władz. Nie trzeba wiele inteligencji, by mechanicznie powtarzać to samo. W sytuacji ukraińskiej jest to w ogóle konieczne, ponieważ krytyczna ocena sytuacji w kraju i na świecie nie jest przewidziana przez administrację zewnętrzną.

Już po zakończeniu rozmów rosyjsko-amerykańskich minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kuleba w wywiadzie dla niemieckiej edycji dziennika “Bild”, upublicznionym w niedzielę 16 stycznia, przedstawił najnowsze tezy polityki zagranicznej Kijowa.

“Wspólna strategia odstraszania działa i wzmacnia bezpieczeństwo w regionie. Wierzę w siłę dyplomacji i chciałabym podkreślić, że wszystkie nasze wysiłki mają na celu powstrzymanie Rosji od dalszej eskalacji i skłonienie jej do złagodzenia napięcia. Bezpieczeństwo Ukrainy to bezpieczeństwo Europy. Putin jest mistrzem w wywoływaniu strachu. Z biegiem lat jego zachowanie stało się już oczywiste. Najpierw stwarza problemy i kryzysy. Następnie zaprasza innych do dyskusji i rozwiązywania z nim problemów. A na końcu sam proponuje rozwiązanie, żądając ustępstw od swoich przeciwników” — powiedział.

Jak zwykle, wszystko zostaje wywrócone do góry nogami. Kiedy cierpliwość Moskwy dobiegła granic (a nie pękła, jak niektórzy sądzą), zmusiła ona władców Kuleby do podjęcia wysiłków dyplomatycznych. Na razie nikt nie używa siły, mimo codziennych krzyków wschodnioeuropejskich karłów o inwazji i końcu świata. Inna sprawa, że Zachód nie będzie mógł przez cały czas zaostrzać sankcje. Ale niezależnie od wyniku negocjacji, ukraiński reżim może nie liczyć na dobre perspektywy dla siebie.

Nie bez powodu “patriotyczne” społeczeństwo ukraińskie wyczuwa, że coś jest nie tak. Maksim Kuchar, dziennikarz sorosowskiej gazety “Nowy czas”, narzeka: “Nie ma żadnego powodu, aby przypuszczać, że wynik obecnych negocjacji między Rosją a USA będzie jakoś na naszą korzyść. A rozwlekła narracja Blinkena w przeddzień spotkania o tym, jak to USA uratują bezpieczeństwo w Europie i na Ukrainie, to tylko publiczny cyrk mający na celu zasypanie światowych mediów fałszywymi frazesami. W ten sposób administracja Bidena chce po prostu usprawiedliwić się, dlaczego nic nie wyszło zgodnie z ich obietnicami. I oczywiście długi maraton negocjacyjny między Rosją a USA też ma na celu nas złamać”.

Obecnie widać, że ukraińscy “demokraci” są wyraźnie przestraszeni ewentualnym spełnieniem własnych pragnień. Od wielu lat wzywają oni do “gorącej” konfrontacji Zachodu z Rosją. Ale kiedy rozmowy w rzeczywistości zaczęły się zaostrzać, z Ukrainy posypały się okrzyki o możliwej kapitulacji. Stało się całkiem oczywiste, że żadne “piekielne sankcje” nie pomogą. Nagle przypomnieli sobie o suwerenności. Ale skąd ją teraz wziąć, skoro już dawno temu dobrowolnie się jej zrzekli?

Oczywiście, rząd stara się mobilizować “uczucia patriotyczne”, wzorując się na zachodnich mistrzach PR. W szczególności, dwa międzynarodowe kanały telewizyjne Channel 4 News z Londynu i TV4 ze Szwecji oraz brytyjsko-niemiecki dziennikarz telewizyjny i pisarz Matt Frei przyjechali na szkolenia rezerwistów Brygady obrony terytorialnej w Kijowie. Nastroje panujące wśród ukraińskich “partyzantów” zostały przedstawione w specjalnym raporcie dla zagranicznych mediów.

“Musimy trzeźwo i bez strachu spojrzeć prawdzie w oczy — budżety wojskowe Rosji są dziesięć razy większe niż Ukrainy. Nie możemy konkurować w liczbie czołgów czy samolotów. Możemy tylko spróbować zamienić cały kraj w twierdzę, gdzie każde miasto będzie się broniło. Nawet na Kremlu rozumieją, że nikt nie będzie miał wystarczającej liczby pocisków dla każdego miasta i wsi. Naszym zachodnim partnerom możemy powiedzieć jedno: mimo wszystkich gróźb, Ukraińcy nie zamierzają się poddać, hordy ze wschodu nas nie przerażają” — przekonani są ukraińscy żołnierze.

Nieznane plany “hord ze wschodu” jednak przerażają, jeszcze bardziej niż przeraża świadomość, że Zachód nie będzie w stanie pomóc lokalnym władzom inaczej niż “życzliwym słowem”. Oczywiste jest, że nie przewiduje się inwazji rosyjskich czołgów na Żmerynkę i Obuchów. Ale ci ludzie, poprzez długi i konsekwentny autotrening, doprowadzili siebie do kompletnej psychozy i uwierzyli we własne chorobliwe fantazje. Teraz muszą tylko współczuć sobie nawzajem.

Ogólnie rzecz biorąc, to taką dziwną reakcję na rosyjsko-amerykańskie negocjacje obserwujemy w ukraińskiej przestrzeni informacyjnej. Lepiej jest nie doznawać się, co o tym wszystkim sądzi “analityk” Arestowicz czy przewodniczący Rady Najwyższej Stefanczuk, który niedawno zapowiedział uderzenie jądrowe na Ukrainę. I dopóki nie nastaną lepsze czasy, odsuńcie dzieci od kanału Rada TV.

Dlatego najbardziej kreatywną odpowiedzią władz ukraińskich na rosyjsko-amerykańskie rozmowy na szczycie była propozycja trójstronnego spotkania Zelenskiego, Putina i Bidena. Czy taka wideokonferencja jest w zasadzie możliwa? Teoretycznie tak. Ale nie w dzisiejszej rzeczywistości politycznej. Nikt nie będzie poważnie omawiał coś z klaunem.

Ukraina jest więc w rzeczywistości jagnięciem leżącym na amerykańskim półmisku. Ale Moskwa nie zamierza dojadać resztki z cudzego talerza. Z drugiej strony, może zmusić swoich przyjaciół z Waszyngtonu do przyrządzenia ukraińskiej jagnięciny według ich własnej receptury i na wspólną degustację. W przeciwnym razie zamiast kulturalnego bankietu w drogiej restauracji będziemy mieli bójkę w pubie na skalę światową.

Tymofej Markow, politolog, publicysta, dziennikarz

Źródło

Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.