Od niemal dwóch tygodni podatnicy, zatem niemal wszyscy Polacy, żyją w nowej fiskalnej rzeczywistości. Zmiany systemu podatkowego wprowadzone przez „Polski ład” są tak daleko idące, że bez popadania w przesadę możemy nazwać je rewolucją. Jako, że za wszelakimi rewolucjami kroczy chaos, nie dziwota, że zawitał on także do kraju gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała…
Zaczęło się już w pierwszych dniach stycznia, gdy na konta m.in. pracowników służb mundurowych i nauczycieli wpłynęły pierwsze tegoroczne pobory. Pomimo obietnic, że na „Polskim ładzie” nie stracą podatnicy zarabiający poniżej 12.000 złotych miesięcznie, dziesiątki tysięcy osób czekała niemiła niespodzianka. Otrzymali od kilkudziesięciu do kilkuset złotych mniej niż oczekiwali.
Rozpoczęła się medialna burza, a rządowi „fachowcy” zaczęli na prędce montować pierwsze łatki na nowym systemie fiskalnym. Sprawa stała się pilna, tym bardziej, że wśród poszkodowanych znaleźli się policjanci, którzy już wkrótce mogą być rządowi bardzo potrzebni. Choćby do hamowania objawów entuzjazmu Polaków, którzy wzbogacą się na „Polskim ładzie” tak bardzo, że będą chcieli zbyt entuzjastycznie dziękować za to rządzącym.
Wracając jednak do pierwszej łatki w „Polskim ładzie”: działać trzeba było szybko. Jednak nawet ten rząd nie jest przeprowadzić pełnego procesu legislacyjnego w kilkadziesiąt godzin. Dlatego dziurawą ustawę postanowiono naprawić czym się da. 5 stycznia Ministerstwo Finansów poinformowało, że pracuje nad rozporządzeniem, na podstawie którego zarabiający do 12800 zł brutto miesięcznie, którzy na nowych zasadach musieliby zapłacić w pierwszych miesiącach wyższą zaliczkę niż w zeszłym roku, będą mogli stosować zeszłoroczną, niższą wysokość zaliczki. Ponadto osobom, które zapłaciły wyższe zaliczki w styczniu, w tym części nauczycieli czy funkcjonariuszy, nadpłata ze stycznia będzie zwrócona.
Brzmi z pozoru sensownie. Ale takie nie jest. Przede wszystkim dlatego, że jest to rozwiązanie niezgodne z prawem. Kwestie ustalenia podstawy opodatkowania i zasad obliczania podatku są u nas regulowane w drodze ustawy, co w jasny sposób wskazuje konstytucja. Czyni to w Art. 84. w brzmieniu: „Każdy jest obowiązany do ponoszenia ciężarów i świadczeń publicznych, w tym podatków, określonych w ustawie.”. Ustawa o PIT nie zawiera jednak delegacji dla ministra finansów do wydania rozporządzenia modyfikującego sposób obliczenia zaliczki. Zatem minister finansów ma prawo np. przedłużyć termin poboru przedmiotowych zaliczek na podatek, ale nie ma prawa rozporządzeniem zmienić zasad ich obliczania.
Zdaje się, że ktoś w końcu wyjaśnił ten mechanizm rządzącym, bo poza wspomnianym rozporządzeniem przygotowują już oni pierwsze zmiany ustawowe. 8 stycznia rzecznik rządu Piotr Muller obwieścił, iż dwa rozwiązania będą wymagały korekt ustawowych. Dla emerytów, którzy mają świadczenia do 12800 zł brutto zostanie zastosowany mechanizm, który sprawi, że ich świadczenia się nie zmniejszą.
Natomiast dla grupy nauczycieli akademickich zostanie wprowadzona podobna zmiana, by także ci zarabiający do 12800 zł brutto nie tracili na reformie. Jako, że poza deklaracją rzecznika nie poznaliśmy dotąd szczegółów, trudno odnieść się do istoty tych pomysłów. Faktem jednak jest, że dwie kolejne „łatki” do nowego systemu podatkowego są już w przygotowaniu.
Czy to będzie koniec doraźnych napraw? – szczerze wątpię. Od wielu miesięcy ostrzegaliśmy, że wariacki tryb procedowania zmian podatkowych doprowadzi do pojawienia się szeregu bubli. Wskazywaliśmy, że bezkolizyjne przyjęcie tak kompleksowego rozwiązania jakim jest „Polski ład”, bez wydłużenia vacatio legis, jest awykonalne. Na daremnie. Ten rząd jest tak kompetentny, że nie musi słuchać nikogo. Teraz wszyscy za to zapłacimy.
Wbrew pozorom jednak to nie poszczególne legislacyjne buble kryjące się w „Polskim ładzie”, ani nawet nadmierna komplikacja nowych przepisów, stanowią istotę obecnej dysfunkcji. Tkwi ona w czymś zupełnie innym. Przyjęty „Polskim ładem” system fiskalny ma charakter stricte redystrybucyjny. Jego celem jest transfer z jednej grupy społecznej do innych grup.
Tak się dziwnie składa, że w kierunku grup w znacznej mierze tożsamych z elektoratem PiS-u. Na koszt grupy na PiS z definicji nie głosującej. Nie jest to więc nic innego jak kupowanie głosów jednych wyborców za pieniądze innych wyborców. Polityczna korupcja czystej próby.
Tak właśnie psuje się państwo.
Przemysław Piasta, polski polityk, historyk, przedsiębiorca, prezydent Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego
Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.