Od pół roku ceny szaleją na rynkach światowych. Międzynarodowi inwestorzy, zwani przeze mnie „spekulantami”, skupili swoją uwagę w tym roku właśnie na „nowej klasie aktywów”, czyli towarach masowych (commodities) i instrumentach wymyślonych w gabinetach urzędników (jak EUA). Rok był „wspaniały”, jak określają to w podsumowaniach, gdyż zyski z nich są ogromne. Fundusze finansowe, czyli kapitał, poszukujący zysków, zarobiły na nich nieporównywalnie więcej niż na akcjach czy rynku pieniężnym.
Ten „wspaniały”, „cudowny” złoty deszcz zysków dla inwestorów w przypadku rynku towarowego czy EUA ma nieprzyjemną dla nas specyfikę. O ile hazardowe obstawianie zmian cen akcji dotyczy grających w te klocki, o tyle ceny towarów – podstawowych, masowych – dotyczą wszystkich. Tu buszujące po różnych rynkach pieniądze inwestorów robią krzywdę zwykłym zjadaczom chleba, podnosząc ceny najbardziej potrzebnych produktów.
Doskonale zna te mechanizmy Premier Morawiecki, były bankowiec, który z praktyki wie, o czym mówi, twierdząc, że „system ETS wywrócił się i nie działa… a ceny uprawnień do emisji CO2 rosną 10-krotnie w ciągu 4 lat”. Premier wprost stwierdza, że „wzrost cen wynika w dużym stopniu z handlu i spekulacji ETS… który działa jak podatek klimatyczny Unii na wszystkie towary i usługi”. Więc już wiemy z najlepiej poinformowanych źródeł. I, o ironio, unijny mechanizm, który do tego doprowadził, nazywa się „rezerwą stabilności rynkowej” (Market Stability Reserve). Ciekawa to stabilność.
Instrumenty finansowe, które kiedyś zostały wymyślone dla zmniejszenia ryzyk stron kontraktów, przeszły w ręce nowych graczy i stały się źródłem niestabilności, zagrożeń, które przychodzą nagle i niespodziewanie, w postaci „cen z kapelusza” – absurdalnych i całkowicie oderwanych od realiów gospodarczych. Nowi spekulują na tej „nowej klasie aktywów”, i zupełnie nie są zainteresowani, co tam się dzieje na realnym rynku towarowym…
No, przesadziłem, warunki do spekulacji muszą być, np. niższe zapasy magazynowe, mroźniejsza pogoda… A jak to wszystko odpowiednio nagłośnić przez media (zadziwiająco wówczas śpiewających równą tę samą melodię), to „i z igły zrobim widły”, a aktywa w portfolio spekulantów nabierają ogromnej wartości.
Dlatego coraz więcej tych instrumentów, coraz więcej graczy na wtórnych rynkach, coraz większą władzę mają nad cenami realnych produktów. Na ETS widać to od lipca 2020 r. I wtedy zaczął się rajd w górę notowań, gdyż zagościli tam gracze o potężnych zasobach finansowych, na dodatek jawnie wyznaczających strategie, które realnej gospodarce (polskiej) przynoszą ogromne szkody. Jak Pierre Andurand, który publicznie ogłasza, że właściwa cena EUA to 80 euro, jedynym kierunkiem jest jej wzrost… i rzeczywiście, rzucając swoje zasoby kapitału, umiejętnie zachęcając inne… te ceny osiąga. Podobnie jak dużo wyższej klasy zawodnik – Goldman Sachs, który doprowadził potężniejszy, wymagający więcej kapitału, rynek ropy naftowej – do 80 dolarów za baryłkę.
Dlatego wszelkie próby ograniczenia ich obecności na tych platformach (Hiszpanie wprost: „ETS nie powinno być dostępne dla wszystkich graczy, a szczególnie dla spekulantów z potężną siłą finansową”), są odrzucane tak przez owe „rynki finansowe”. Także przez promotorów zielonej energetyki, której nic lepiej nie służy niż absurdalnie drogie tradycyjne źródła. W ubiegłym roku udało się wywindować ceny gazu i energii do niebotycznych poziomów, więc zwolennicy OZE mogą mówić, że ich źródła „obniżą ceny”.
Ale przecież w Brukseli to doskonale wiedzą, a Komisja ma narzędzie, by poskromić te apetyty na zysk. Może przecież zastosować artykuł 29(a) w przypadku, „gdy cena pozwoleń rośnie gwałtownie”… Cóż, widać w oczach komisji kilkukrotny wzrost cen nie jest „gwałtowny”. Urzędnicy w Brukseli mogą dorzucić na “rynek” trochę tego “towaru” (wydanych przez siebie pozwoleń), żeby ugasić ten pożar. Mogą podregulować reguły gry, by rynku (i cen dla odbiorców) nie przejęli spekulanci. Tak przecież zrobili towarzysze chińscy.
Ale w Unii tego nie robią, bo nie chcą. Ich celem jest droga energia. A spekulanci im w tym pomagają. Gdyby bowiem to rząd podjął decyzję o podwyżce rachunków za prąd czy gaz, tak jak teraz podniesiono, to niezadowolenie społeczne byłoby potężne. Jednak tutaj to „rynki” podniosły cenę, a rządy wzięły się za odgrywanie roli dobrego wujka, markietanki, co opatrzy rany.
Polska także ostrzega przed bańką spekulacyjną i szkodami, które ponoszą koncerny energetyczne, a w końcu ogromny ciężar dla słabszych finansowo, biedniejszych użytkowników energii. I na tym Polska się skoncentrowała – na ratowaniu ofiar globalnego huraganu finansowego, który w 2021 roku szczególnie ostro wiał sobie na rynkach towarowych. Trudno zliczyć jego ofiary, ale opatrywaniem ran po nim zajęły się z zapałem rządy. O tym za tydzień…
Andrzej Szczęśniak, specjalista ds. energetyki, zwłaszcza bezpieczeństwa energetycznego, ekonomista, publicysta polityczny i naukowo-popularny
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.