Nawet wysokie ceny węgla notowane obecnie na światowych rynkach nie są w stanie uratować polskiego górnictwa węglowego. Sektor liczy straty i czeka na pomoc publiczną. W roku 2021 węgiel kamienny przeżywał swój mały renesans. Surowiec ten wrócił do łask systemów energetycznych wielu państw Europy po tym, jak splot okoliczności gospodarczo-atmosferyczno-politycznych wywindował ceny gazu.
Trend ten jest widoczny dobrze m.in. w Niemczech, gdzie generacja energii elektrycznej z węgla kamiennego wzrosła o ok. 20% w porównaniu do roku 2020. Podobny wzrost pojawił się również w Polsce.
Jednakże również i węgiel został dotknięty przez tegoroczne zawirowania cenowe. W październiku za tonę tego surowca w portach ARA (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia) trzeba było zapłacić nawet 274 dolary. To około trzy razy więcej niż normalnie. Cena węgla na rynkach światowych rośnie od połowy bieżącego roku, dając niektórym komentatorom nadzieję na wskrzeszenie polskiego górnictwa. Niestety, okazała się ona płonna. Pomimo koniunktury, sektor wydobycia węgla kamiennego w Polsce dalej przynosi straty.
Pierwsze trzy kwartały 2021 roku przyniosły polskiemu górnictwu stratę w wysokości 2,3 mld złotych. Strata jest niższa od zeszłorocznej o ok. 1,6 mld złotych, ale dla branży to niewielkie pocieszenie. Według przytoczonych przez Rzeczpospolitą danych pochodzących z Ministerstwa Aktywów Państwowych, każda wydobyta w Polsce tona węgla była obarczona ujemnym wynikiem finansowym w wysokości prawie 45 złotych.
Różnicę pokrywał spółce podatnik. Nie jest to dla polskiego górnictwa nic nowego – według raportu WISE, w latach 1990-2016 wsparcie dla sektora wydobycia węgla oraz dla energetyki węglowej wyniosło blisko 230 mld złotych. Choć — jak podaje serwis Bankier — w ciągu trzech pierwszych kwartałów 2021 roku sprzedaż węgla w Polsce wzrosła o ok. 15%, to polskie górnictwo węglowe wciąż nie przynosi zysku.
Powodów tego stanu rzeczy jest kilka. Wysokie koszty wydobycia węgla w Polsce, rzutujące na jego rentowność, wynikają m.in. z warunków geologiczne polskich kopalń, które są głębokie (nawet do 1300 m), zametanowione i znajdują się często w terenach zurbanizowanych. Swoje dokładają tez systemy zatrudniania i pracy w tych zakładach, które obfitują w różnorakie benefity. Realny czas pracy górnika w państwowej kopalni skracał się od lat, gdyż w czas trwania szychty wliczano pochłaniające nawet kilka godzin dojście do przodka. Ponadto, kopalnie nie pracują nieustannie, wyłączając maszynerię np. na weekendy. Jej rozruch pochłania wtedy dodatkowe środki.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia jakości surowca. Polski węgiel energetyczny przegrywa z australijskim, kolumbijskim czy rosyjskim, gdyż węgiel wydobywany na Śląsku ma wysoką zawartość popiołów (nawet do 40%), siarki (do 1,22%) i metali ciężkich. Rodzi to poważne problemy przy jego wykorzystaniu, polegające m.in. na zagrożeniu dla instalacji elektrowni czy konieczności wdrożenia dodatkowych systemów ochrony środowiska. Wszystko to przekłada się na koszty.
Polski węgiel ustępuje też konkurencji pod względem kaloryczności, czyli wartości opałowej — ta potrafi wynieść nawet zaledwie 14 MJ/kg, podczas gdy wartość opałowa węgla importowanego to średnio ok. 24 MJ/kg. Warto zaznaczyć, że większa kaloryczność to niższe emisje, a więc i niższe koszty — wyemitowanie dwutlenku węgla do atmosfery generuje bowiem konkretne wydatki w ramach unijnego systemu ETS.
Na sektorze ciąży również kwestia niewykorzystanych szans inwestycyjnych. W czasach globalnej węglowej koniunktury (lata 2002-2011) polskie górnictwo przejadało wypracowane środki, nie inwestując w efektywność czy innowacje (zostało to opisane szeroko w raporcie NIK za lata 2007-2015). Sytuacja ta zemściła się, gdy ceny węgla na globalnych rynkach spadły.
Sytuację polskiego górnictwa dobrze obrazuje Polska Grupa Górnicza, będąca największą spółką wydobywczą w Unii Europejskiej. Spółka, która kończyła poprzedni rok stratą ok. 2 mld złotych, czeka obecnie na zgodę Komisji Europejskiej na pomoc publiczną. Procedura notyfikacyjna ruszyła na początku grudnia i postępowanie w tej sprawie potrwa najprawdopodobniej kilka miesięcy.
Tymczasem PGG — której prezes jeszcze we wrześniu ostrzegał, że płynność firmy zapewniona jest jedynie do końca 2021 roku — musi rozwiązać kolejny problem: 15 grudnia jej związki zawodowe złożyły pismo w sprawie wszczęcia sporu zbiorowego. Górnicy domagają się rekompensaty finansowej za stan „wzmożonego wysiłku” (polegający m.in. na pracy 7 dni w tygodniu) z ostatnich kilku miesięcy, który był konieczny dla zapewnienia dostaw węgla do elektrowni.
O schyłku polskiego węgla mówiono już od dawna. Jednakże obecny czas jaskrawo pokazuje, że termin ten nie odnosi się do nieokreślonej przyszłości, lecz do teraźniejszości.
Jakub Wiech, dziennikarz gospodarczy, eseista, redaktor portalu Defence24.pl, specjalista ds. energetyki
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.