Cała Europa boryka się ze spekulacyjną zwyżką cen energii. W nasz region uderzyła ona ze szczególną mocą. Polska również wzięła się za budowanie kolejnej tarczy. Tym razem chroniącej „zwykłych ludzi”. Ale czy to naprawdę tarcza?
Gdy opisałem, jak Chiny skutecznie zdusiły spekulację giełdową węglem, byłem zadziwiony chińską determinacją w obronie gospodarki, gospodarki przed demolką, napędzaną chciwością graczy giełdowych. Gdy porównać to z Europą, czy Polską, można z kolei się zdziwić, że nie podejmuje się u nas działań chroniących gospodarki.
Jakby kapitał finansowy, zarabiający krocie na grze cenami energii, panował całkowicie nad politykami. Jakby interesy realnej gospodarki, szczególnie energochłonnych przemysłów i usług – w ogóle nie istniały. W Unii Europejskiej odrzucono dość nieśmiałe próby okiełznania spekulacji. Państwa ograniczyły się do pełnienia roli płacącego za szkody, wywołane huraganem finansowym. Coś jakby pomoc poszkodowanym w powodzi.
Tak też to wygląda i w Polsce. Rząd postanowił obniżyć akcyzę na paliwa, VAT na gaz, energię i ciepło i wypłacać bezpośrednio pieniądze najsłabiej zarabiającym. Trochę nieprzyjemnie się robi, gdy rząd chwali się, że wsparcia wymaga prawie 7 milionów gospodarstw domowych w Polsce. Na ponad 15 milionów ogółem. Prawie co drugie. Trochę dużo.
Pomoc dla wszystkich (?) ma formę kilkumiesięcznego obniżenia podatków. Akcyza na paliwa jest tu ciekawym przykładem. Polski rząd nie ma prawa dowolnie jej ustalać, dlatego obniżyć może jedynie do minimum podatkowego wyznaczanego przez Brukselę. A że podatki paliwowe w Polsce nie mogą być dużo wyższe niż to minimum (ze względu na siłę nabywczą konsumentów), więc i obniżki są symboliczne.
Dość powiedzieć, że budżet państwa straci na nich 1,3 miliarda złotych, gdy dochody z akcyzy paliwowej wyniosły w 2020 roku 32,5 miliarda zł. Ceny benzyny mogą być niższe dzięki nim o 14-17 groszy na litrze, a oleju napędowego o 6-10 groszy. Każdy grosz się liczy, ale 96% dochodów budżet zachowa. Zresztą, na globalnych rynkach wystarczy, żeby ropa podrożała 2-5 dolarów na baryłce, żeby nikt nie mógł nawet zauważyć tych obniżek podatków. A co to dla globalnych graczy podnieść ceny o te kilka dolarów? Tyle, co splunąć.
Jeszcze bardziej faryzejsko jest z energią elektryczną. Dzisiaj jej koszty są równie odlotowe, jak ceny gazu. Na giełdzie mamy energię po ponad 600 złotych za megawatogodzinę. Dość przypomnieć, że przez lata ceny kształtowały się na poziomie 160-170 złotych, a po wzroście kosztów uprawnień do emisji – od 2019 r. – około 250 zł/MWh. Jeszcze w II kwartale bieżącego roku taka była cena podawana przez URE. Dzisiaj mamy więc ceny 2,5-krotnie wyższe! Odbiorcy domowi jeszcze tego nie widzą, ale oferty sprzedawców energii dla przedsiębiorstw już pokazują ponad 600 zł za MWh.
Z dwóch powodów. Pierwszy to spekulacja na skalę europejską, która podniosła niebotycznie ceny na prawie każdym europejskim rynku, choć na nich znacznie słabiej działa ten czynnik, który dobija naszą energię. Koszmarny wzrost notowań uprawnień CO2, które przebiły już 70 euro za tonę. To realnie oznacza, że megawatogodzina energii z węgla jest obarczona kosztem 320 złotych, a gospodarstwo domowe rocznie płaci w rachunkach za emisje 800 złotych rocznie. Państwo po pierwsze zgodziło się na ten system, a miało pełną świadomość, jak on działa.
A po drugie – to w budżecie państwa lądują dochody z przydziału emisji, przyznawanych uznaniowo przez Unię, jako łapówka za zgodę na obciążenie tymi opłatami odbiorców energii. W ubiegłym roku było to 14 miliardów złotych, a w tym – będzie to 24 miliardy (skromnie licząc po 50 €/t).
Czy ktoś nie robi sobie z nas żartów? Gdy czytamy w uzasadnieniu do ustawy, że na obniżeniu VAT-u i akcyzy na energię państwo nie otrzyma 100 milionów złotych… I dodatkowo ze zwolnienia mogą skorzystać jedynie gospodarstwa domowe… To rodzi się pytanie, czy ktoś nie robi sobie z nas żartów? I czy to tarcza czy durszlak?
Andrzej Szczęśniak, specjalista ds. energetyki, zwłaszcza bezpieczeństwa energetycznego, ekonomista, publicysta polityczny i naukowo-popularny
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.