W stanach wyjątkowych, z którymi mamy ostatnio permanentnie do czynienia, zawieszeniu ulegają prawa i swobody obywatelskie. Dotyczy to również tzw. danych wrażliwych, których gromadzenie stało się w ostatnich latach przedmiotem poważnej debaty.
W sprawie tej ścierały się przynajmniej dwa poglądy. Jeden głosił, że zbieranie i przetwarzanie danych musi odbywać się w ramach zabezpieczających prawa jednostki procedur, czego ilustrację stanowi unijne rozporządzenie o ochronie danych osobowych (RODO). Miało to pozwolić na uniknięcie nie tylko coraz bardziej rozpowszechnionego zjawiska handlu danymi osobowymi w sektorze komercyjnym, ale również ograniczyć dostęp do tych informacji organom państwowym.
Te ostatnie mogły sięgać po dane wyłącznie pod kontrolą sądową i w przypadku uzasadnionego dostatecznie podejrzenia, iż dane mogą być potrzebne do wyjaśnienia stanu faktycznego związanego z jakimś przestępstwem.
Drugi ze wspomnianych poglądów zakłada, że w imię bezpieczeństwa można robić z danymi wszystko. Realne bądź wyimaginowane zagrożenie uzasadnia najdalej nawet idącą ingerencję w sferę życia prywatnego, czasem wręcz intymnego. Pogląd ten, którego popularność rośnie wraz z rozwojem technik inwigilacyjnych i postępowaniem procesu budowy społeczeństwa strachu, szczególnie intensywnym po 11 września 2001 roku, określany jest ostatnio mianem sekurytyzmu.
Niezależnie od naszej oceny wynikających z takiego podejścia działań w dobie walki z pandemią koronawirusa, warto jednak zauważyć, że również w jego ramach występować mogą zasadnicze różnice. Sekurytyzacja może być realizowana przez państwo i uprawnione do tego organy. Może wszakże być niejako delegowana podwykonawcom i podmiotom prywatnym.
Z reguły zaś dominuje metoda pośrednia. We współczesnym kapitalizmie neoliberalnym aparat państwowy zrasta się i przenika z korporacyjnym do tego stopnia, że czasem trudno odróżnić ich kompetencje. Synteza taka sprawia, że powstaje wszechobecny system, otaczający obywatela ze wszystkich stron, nieco w duchu antyutopii George’a Orwella czy Aldousa Huxley’a.
Frakcja polskiej klasy rządzącej, która tworzy rząd od 2015 roku podkreślała, że zasadniczą różnicą jakościową między nią a frakcją rządzącą poprzednio, jest podejście do sfery publicznej i poziomu aktywności państwa. Podobno, miała ona odejść od praktyki polegającej na postępującej prywatyzacji sfery publicznej. Tymczasem, kolejne sygnały świadczą, że do istotnej zmiany filozofii w Polsce bynajmniej nie doszło.
Ostatnim przykładem jest pomysł na przeforsowanie przepisów ustawy pozwalającej na dokonywanie kontroli szczepień pracowników przeciwko COVID-19 przez pracodawców. W ten sposób rząd niejako deleguje na firmy i korporacje uprawnienia przysługujące z reguły organom administracji publicznej. Prywatyzuje dane wrażliwe, bo dotyczące kwestii zdrowotnych. Przekazuje prawo do gromadzenia informacji podmiotom prywatnym, nad którymi kontrola jego jest ograniczona, wręcz minimalna. Dokonuje abdykacji państwa, wpisując się w światowy trend nowej odsłony neoliberalizmu, jaką ma stać się czwarta rewolucja przemysłowa.
Nie chodzi tu o ocenę taktyki i strategii walki z pandemią. Przecież nawet, jeśli przyjmiemy, że obywatele powinni być motywowani do przyjmowania szczepionek, możemy działania w tym kierunku podjąć z pomocą aparatu i sankcji państwowych. To do nich, przynajmniej z założenia, obywatel może mieć większe zaufanie niż do korporacyjnych struktur nastawionych wyłącznie na maksymalizację zysków. To one powołane są do dbania o bezpieczeństwo, również zdrowotne, obywateli.
Przekazywanie uprawnień państwowych sektorowi prywatnemu trwa jednak, pod zasłoną dymną sloganów i haseł o powrocie silnego państwa, w najlepsze. Ustawa umożliwiająca pracodawcy dostęp do informacji wrażliwych jest jednym z precedensów, po którym mogą nastąpić kolejne kroki.
Postsolidarnościowa formacja neokonserwatywna wyznaje podobną w gruncie rzeczy filozofię państwa, co postsolidarnościowa formacja neoliberalna. Według niej, pracodawca stoi na równi z administracją publiczną, jest podmiotem, któremu obywatel ma oddać swoje dane do dyspozycji, równie ochoczo, jak przekazuje te dane organom państwowym. Stan wyjątkowy, w warunkach którego w istocie żyjemy, staje się w ten sposób stanem publiczno-prywatnym, a państwo oddaje monopol w sferach, które tradycyjnie zarezerwowane były właśnie dla niego.
Mateusz Piskorski, polityk, poseł na Sejmie V kadencji, nauczyciel akademicki, politolog, publicysta i dziennikarz
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.