Obecna sytuacja na Donbasie to przede wszystkim efekt aktywizacji armii ukraińskiej na południowym odcinku frontu z Doniecką Republiką Ludową. Siły Zbrojne Ukrainy przejęły miejscowość Staromariewka, nie zważając na to, że nie powinno tam być żadnych formacji zbrojnych, żadnej ze stron. Dziś łopocze tam ukraińska flaga, a żołnierze budują umocnienia.
Sytuacja zaostrzyła się jednak nie tylko na południu. Pod ciągłym ostrzałem znajdują się miejscowości wzdłuż całej dawnej linii frontu. Jest wśród nich Gorłowka. To spore miasto przemysłowe okrążone jest niewielkimi osiedlami, które znalazły się na terenach przyfrontowych. Jedno z nich nazywa się Szachty 6/7. Tutejsza kopalnia od dawna już nie funkcjonuje; pozostawiła po sobie tylko osiedlową nazwę.
Osiedle zostało zniszczone w ciągu siedmiu lat wojny. Obecnie ostrzeliwane jest jedynie sporadycznie. Czasem zdarzają się w miarę spokojne dni, w których panuje cisza; zdarzają się jednak i zmasowane ostrzały. Prawie na każdym podwórku odkryjemy ślady tzw. przylotów, kanonady pocisków ukraińskich wojsk. W czasie ostrzałów ludzie chowali się w piwnicach zniszczonego dziś budynku szkoły (zamkniętej jeszcze przed wybuchem wojny), ale sytuacja zmieniła się w ubiegłym roku. 5 lutego ukraińska armia po raz kolejny ostrzelała osiedle.
Według miejscowych, w okolicach szkolnego budynku spadło około 20 pocisków, przy czym dwa z nich trafiły w piwnicę, w której zazwyczaj znajdowało schronienie 6-7 rodzin z dziećmi. Dziś stale mieszka tu tylko jedna rodzina. Przed wojną osada liczyła 420 budynków, obecnie zostało ich 37. Jak zwykle w podobnych miejscach, zostali głównie ludzie starsi, choć jest też, zdecydowanie mniej liczna grupa młodszych.
Ostatnio osiedle ostrzeliwane jest zazwyczaj po zmierzchu. Dlatego mieszkańcy praktycznie nie śpią po nocach. Wypoczywają, gdy za oknami jest jasno. Aktualnie nie ma problemów z dostawami energii elektrycznej, choć nie zawsze tak było. Swego czasu miejscowa ludność żyła bez prądu przez miesiąc. To bardzo trudne, szczególnie, gdy jest się pod ciągłym ostrzałem.
Choć z zewnętrz wiele domostw wygląda na zrujnowane (ślady po kulach na ścianach, wybite szyby i okna zasłonięte folią, łatane dachy), w środku utrzymywany jest porządek. Domy są czyste i zadbane, jakby za oknem nie toczyła się wojna.
Miejscowi radzą sobie przede wszystkim własnymi siłami. Młodsi pomagają staruszkom, dzieci, które mieszkają w bezpieczniejszej okolicy, przywożą niezbędne zakupy rodzicom. Wsparcie świadczy też Czerwony Krzyż.
Z uwagi na powtarzające się ostrzały podróż do osady jest dość niebezpieczna, lecz mimo to wolontariusze dają radę do niej docierać i przywozić pomoc dla mieszkańców. Skontaktowałem się z lekarką-wolontariuszką Anną Adamową z Fundacji „Wojna i Pokój”. Opowiedziała mi, jak wygląda sytuacja.
„Skontaktowaliśmy się z aktywnie działającą na osiedlu Tatianą. Powiedziała nam, że jest tam 11 najbardziej potrzebujących pomocy gospodarstw domowych. To ludzie starsi, dwie rodziny z małymi dziećmi (jedna z dwójką, druga z trójką), jeden niepełnosprawny, 27-letni mężczyzna z zespołem Downa. Z żywności najbardziej potrzebują oleju słonecznikowego, cukru, konserw i… chleba. Tak, tak – tym ludziom brakuje chleba. Do sklepu jest bardzo daleko, więc nie wszyscy dają radę do niego dotrzeć” – mówi.
Sklep spożywczy znajduje się na skraju osiedla. Mieszkańcy faktycznie przejść muszą kawał drogi, żeby móc kupić podstawowe artykuły. Większość po zakupy wyprawia się do Gorłowki. Autobus jeździ tam co dwie godziny, więc ci, których na to stać, zamawiają taksówki. Wolontariusze, jadąc do Szacht 6/7, zabierają ze sobą chleb, bo tego najbardziej potrzeba.
W związku z tym, że mieszkańcy to przede wszystkim ludzie starsi, kolejnym problemem są lekarstwa. Jak nietrudno zgadnąć, na przyfrontowym osiedlu nie ma apteki, więc Tatiana poprosiła wolontariuszy o dostarczanie zestawu niezbędnych lekarstw dla pięciu emerytów.
„Zebrałam informacje i wyszło, że potrzebnych jest pięć takich zestawów. Każdemu napisałam krótką instrukcję o dawkowaniu i sposobie przyjmowania leków. Poprosili nas też, żebyśmy przywieźli pampersy dla jednej, niewstającej już z łóżka staruszki, a dla innej podkładki na noc. Trzem innym emerytkom niezbędne są aparaty słuchowe. Są praktycznie całkiem głuche” – opowiada Anna.
Załatwiono też zestawy żywnościowe. W skład każdego z nich wchodzi butelka oleju, kilogram cukru, herbata, mleko zagęszczone, pudełka ciastek, 10 puszek konserw (tuszonka i pasztet) oraz puszki konserw rybnych. Dla dzieci wolontariusze przywieźli po pudełku cukierków i po dwa opakowania chałwy.
„Nikt się nie żalił. Ani jeden. Nikt o nic nie prosił. Niektórzy pytali, czy mają coś zapłacić za żywność. To znaczy, że nikt ich zbytnim wsparciem i pomocą nie rozpieszcza” – zauważa wolontariuszka.
Wolontariuszy zszokował głuchoniemy staruszek. Ma na imię Aleksandr i jest artystą. Dawno temu służył w marynarce wojennej. Zamiast dzwonka, na płocie do jego posesji wisi migająca dioda. Aleksandr otworzył drzwi gościom, gdy tylko zobaczył, że się zapaliła.
Na ścianach domu Aleksandra wiszą liczne reprodukcje znanych obrazów. Pomiędzy nimi portret pierwszego przywódcy Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandra Zacharczenki, zamordowanego 31 sierpnia 2018 roku. W kolekcji staruszka są też zdjęcia przedstawiające radzieckich wodzów, Władimira Lenina i Josifa Stalina. Wolontariusze opowiadają, że dom głuchoniemego artysty przypomina muzeum.
„Gdy zostawiliśmy mu jedzenie i już zbieraliśmy się do wyjścia, zawołał mnie i pokazał na migi, że chce podarować mi obraz. Wzbraniałam się, ale on zdjął jeden ze ściany i mi wręczył. Była to reprodukcja portretu ‘Nieznajomej’ namalowanego przez Iwana Kramskiego” – pochwaliła się Anna.
Denis Grigorjuk, korespondent wojskowy, fotograf, pisarz
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.