Od początku nie miałam wątpliwości, że niejaka Swiatłana Cichanouska – znana z tego, że jest żoną białoruskiego blogera – ma gdzieś naród białoruski, a wręcz nim gardzi. Natomiast od jakiegoś czasu zaczęłam nabierać podejrzeń, że działa ona przede wszystkim w interesie Kremla. Dlaczego pomagają jej w tym politycy i media w Polsce? Tego nie wiem, ale przypuszczam, że z głupoty.
Sprawa z koncesjonowaną liderką białoruskiej opozycji jest oczywista. Cichanouska ma w głębokim poważaniu naród białoruski, ponieważ na forum międzynarodowym wielokrotnie domagała się nałożenia drastycznych sankcji na Białoruś. Ktoś kto kocha swój kraj nigdy nie będzie chciał dla niego sankcji, ponieważ sankcje zawsze uderzają w zwykłych ludzi. A więc przede wszystkim obrywają niewinni obywatele.
Jak widzimy, sankcje jakoś nie wpłynęły na prezydenta Aleksandra Łukaszenkę, aby ustąpił ze stanowiska. Przecież to było od początku oczywiste, że silny i dumny przywódca nie ugnie się pod wpływem takiego szantażu. Cichanouska i spółka dobrze o tym wiedzieli. Dlaczego więc domagali się bezdusznych sankcji? Żeby dobić Białoruś! Od początku chodziło o wywołanie katastrofy. Cichanouska i jej podobni nigdy nie chcieli dobra mieszkańców Białorusi. Nigdy!
Wszystko co się działo wokół tej kobiety od wyborów prezydenckich na Białorusi AD 2020, krok po kroku odgradzało Białoruś od zachodniej Europy i jeszcze bardziej uzależniało do Rosji. A przecież w przeszłości prezydent Aleksander Łukaszenka wielokrotnie wysyłał sygnały w stronę Unii Europejskiej, w tym do Polski, że jest zainteresowany budowaniem dobrych kontaktów, przy czym wcale nie oznaczało to, że chce się odciąć od Rosji. Ambicją niezależnych przywódców jest budowanie wieloelektronowej polityki zagranicznej, czego nie potrafią zrozumieć politycy w Polsce, natomiast doskonale rozumie to – i konsekwentnie realizuje – premier Węgier Viktor Orbán.
Był nawet taki czas, że mieliśmy całkiem udane relacje polsko-białoruskie. Nie trudno wyciągnąć wnioski komu zależało na tym, aby to zepsuć. Próba odpalenia majdanu na Białorusi, którego twarzą stała się Cichanouska, którą to wsparli bezrozumni politycy i dziennikarze w Polsce, zaprzepaściła niemal wszystko co było dobre między naszymi państwami. W konsekwencji Białoruś została skazana na Rosję.
I co teraz na Kremlu wystrzeliło oprócz korków od szampana? Ano wystrzeliło dziwne wezwanie do dialogu, a konkretniej, Putin zaapelował do Łukaszenki, aby zaczął rozmawiać z białoruską opozycją. Tą samą opozycją, która swoimi podłymi działaniami dążyła do destabilizacji w ich kraju i przyłożyła się do obecnej katastrofy. Tą samą opozycją, która na forum międzynarodowym wielokrotnie żądała nałożenia sankcji na swoje państwo. A zatem, Moskwa nalega, aby władze białoruskie zaczęły dogadywać się ze zdrajcami ich własnego państwa.
Odpowiedź przywódcy Białorusi na te absurdalne żądania Rosji jest bezbłędna. Aleksander Łukaszenka w wywiadzie dla BBC powiedział: „Jeśli Putin i Nawalny siądą do stołu rozmów, ja natychmiast zacznę rozmowy ze Swietłaną [Cichanouską].” Białoruski prezydent zaznaczył przy tym, że Putin nigdy nie siądzie z Nawalnym do rozmów, ponieważ uważa go za zdrajcę.
Tymczasem szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau właśnie oświadczył, że Polska jest gotowa do rozmów z Rosją na temat kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej, ale o Białorusi z Rosją nie będzie rozmawiać. Minister spraw zagranicznych wyjaśnił w Polskim Radiu, że rozmowy dotyczące relacji polsko-białoruskich powinny być prowadzone z białoruską opozycją.
Tak, tą samą opozycją, która zdradziła własne państwo i której destrukcyjne działania oddaliły Białoruś od Polski i wepchnęły w ramiona Rosji.
Agnieszka Piwar, filizof, analityk polityczny, publicystka
Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.