SECTIONS
REGION

Ukraina: ten kraj zniszczy korupcja

Trzy dekady po ogłoszeniu niepodległości Ukraina stała się jednym z najbiedniejszych krajów w Europie, jeśli w ogóle nie najbiedniejszym. Tempo jej wzrostu gospodarczego należy do najniższych spośród 15 państw, które tworzyły Związek Radziecki. Ostatnie wydarzenia sugerują, że w najbliższym czasie to się nie zmieni. Kolejny kamień milowy w tej historii został osiągnięty kilka miesięcy temu, gdy ukraiński rząd podjął decyzję o zwolnieniu dyrektora generalnego największej państwowej spółki naftowo-gazowej Naftohaz.

Ponieważ wyniki spółki w 2020 r. pozostawiały wiele do życzenia, zmiana kierownictwa nie wydawała się czymś nadzwyczajnym. Jednak bliższa analiza wykazuje, że w grę wchodziły bardziej fundamentalne kwestie. Stawką było to, czy rząd będzie w stanie wywiązać się ze swoich międzynarodowych zobowiązań do ograniczenia endemicznej korupcji, w czym Naftohaz zajmuje poczesne miejsce.

Choć media ze zrozumiałych względów koncentrują się na konflikcie z Rosją, zgnilizna korupcji jest prawdopodobnie bardziej fundamentalnym, długoterminowym problemem Ukrainy niż rosyjska agresja. Kiedy w 1991 r. kraj ten osiągnął samodzielność, miał mniej więcej taki sam produkt krajowy brutto (PKB) na mieszkańca jak Polska. Gdyby kolejne rządy w Kijowie okazały się zdolne do prowadzenia polityki transformacji gospodarczej, takiej jak ta narzucona przez Warszawę, kraj ten nie byłby dziś tak głęboko narażony na rosyjskie naciski.

Przykładem tego jest polityka energetyczna. Rynkowo zorientowana polityka cenowa, w której ceny pokrywają długookresowy koszt krańcowy, mogłaby pobudzić krajową produkcję gazu i zwiększyć efektywność energetyczną. W połączeniu z oszczędzaniem energii mogłoby to drastycznie zmniejszyć, jeśli nie wyeliminować, zależność kraju od rosyjskiego gazu.

Powód, dla którego tak się nie stało i dla którego Ukraina stała się w konsekwencji ofiarą powtarzających się wojen gazowych, sięga sedna problemu endemicznej korupcji. Od samego początku niepodległości ukraińskie rządy, działające w zmowie z oligarchami, prowadziły politykę zawłaszczania państwa, w której formalne zasady i ich egzekwowanie nastawione były na wspieranie osobistych korzyści.

Strategia zarabiania pieniędzy polega więc na utrzymywaniu krajowych cen gazu na absurdalnie niskim poziomie. Polityka ta pozwoliła oligarchom na przekształcenie taniego gazu w ogromne zyski z energochłonnych przedsięwzięć, takich jak produkcja aluminium, kosztem niechęci do oszczędzania energii i inwestowania w dodatkowe wydobycie gazu. Szansa na zmiany pojawiła się dopiero wraz z rewolucją 2014 r., która wyznaczyła również scenę dla otwartej konfrontacji z Rosją.

Upadek głęboko skorumpowanego reżimu prezydenta Wiktora Janukowycza (2010-2014) stanowił dla nowego rządu szansę na wprowadzenie zmian, które mogły odmienić kraj. Biorąc pod uwagę kluczową rolę Naftohazu w zasilaniu sieci korupcyjnych, firma potrzebowała nowego, solidnego przywództwa. Do tego zadania wybrany został Andrij Koboliew, menedżer o nieskazitelnych referencjach.

Koboliew miał doświadczenie w finansach międzynarodowych, zdobyte w PricewaterhouseCoopers, znał też branżę gazową, pracując w Naftohazie. Pod jego kierownictwem, jako dyrektora generalnego, firma została oczyszczona z korupcji. Ulepszony ład korporacyjny przekształcił Naftohaz z firmy uszczuplającej budżet państwa w firmę zapewniającą ponad 10 proc. przychodów państwa.

Firma wprowadziła też w życie postulaty Unii Europejskiej dotyczące rozdziału rynku produkcji i dostaw gazu poprzez utworzenie Operatora Systemu Przesyłowego Gazu Ukrainy, który miał zarządzać siecią rurociągów w kraju. Biorąc pod uwagę, że w międzyczasie rząd podjął kroki w celu radykalnego podniesienia cen gazu, Naftohaz stał się wizytówką udanych reform na Ukrainie.

Koboliew mógł odnieść sukces, ponieważ był chroniony przed ingerencją różnych grup interesów dzięki wprowadzeniu zabezpieczeń dla rady nadzorczej. Powołanie zagranicznych ekspertów do tej rady było postrzegane przez zachodnie rządy jako niezbędna gwarancja przejrzystości i odpowiedzialności. Ale ten sukces nie trwał długo. Sposób, w jaki Koboliew został zwolniony, wiele mówi o perspektywach reform na Ukrainie.

Premier Denys Szmyhal, chcąc zwiększyć kontrolę rządu nad Naftohazem i chcąc uzyskać dostęp do jego rezerw finansowych, zawiesił radę nadzorczą na dwa dni. Następnie wykorzystał te 48 godzin, by zastąpić Koboliewa pełniącym obowiązki ministra energetyki Jurijem Witrenko. W odpowiedzi na to naruszenie międzynarodowych zobowiązań wszyscy członkowie rady nadzorczej z wyjątkiem jednego podali się do dymisji.

Dla Ukraińców koszty tego manewru nie ograniczą się do anulowania zaplanowanej emisji euroobligacji, rezygnacji zagranicznych inwestorów z poszukiwania źródeł energii na Ukrainie oraz spadku wpływów podatkowych. Najbardziej niszczycielskie szkody wynikną z podania w wątpliwość tego, czy rzeczywiście można ufać, że nowy system przesyłu gazu pozwoli na bezpieczny tranzyt i magazynowanie gazu na Ukrainie. Taki rozwój wypadków stanowi nieoczekiwany prezent dla Kremla, który od dawna używa argumentu niewiarygodności Ukrainy w dyskusjach o sensie budowy Nord Stream 2.

Skandal wokół Naftohazu będzie miał reperkusje dla innych przedsiębiorstw państwowych, w których rady nadzorcze były postrzegane jako tarcza ochronna dla reformatorskich zespołów zarządzających. Poda też w wątpliwość to, jak wiele można zyskać, powołując na kluczowe stanowiska ekspertów z zagranicy.

W swoich relacjach z kolejnymi rządami Ukrainy rządy państw zachodnich wyraźnie wiązały pomoc gospodarczą i wojskową z postępem reform. Zagraniczni publicyści głośno snuli scenariusze wszystkiego, co dobre, a optymizm rozkwitał wraz z powoływaniem zagranicznych ekspertów, z których wielu, choć nie wszyscy, ma ukraińskie korzenie.

Znakomitym przykładem jest urodzona w Ameryce ukraińska bankierka inwestycyjna Natalie Jaresko, mianowana ministrem finansów w grudniu 2014 r., która odegrała kluczową rolę w wymyśleniu transakcji, które zapobiegły niewypłacalności państwa. Inni to zagraniczni eksperci powołani do rady nadzorczej Naftohazu. Ale Jaresko pozostała na stanowisku tylko do kwietnia 2016 r., a poszczególni członkowie rady nadzorczej Naftohazu dość często podawali się do dymisji.

Intrygi, które naznaczyły aferę Naftohazu, pojawiły się również w innych obszarach walki z korupcją. Prokuratura Generalna kraju, która powinna stanąć w obronie zasad dobrego rządzenia, nie podjęła żadnych działań. Zareagowali reformatorzy, tworząc alternatywne organy takie jak Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) i Specjalistyczne Biuro Prokuratury Antykorupcyjnej (SAPO).

Podobnie jak w przypadku Naftohazu, nowe struktury radzą sobie nieźle. Złapano sporą liczbę skorumpowanych urzędników i polityków. Kluczem ponownie było to, że SAPO jest chronione przed nadmierną ingerencją. SAPO nadzoruje dochodzenia prowadzone przez NABU i może wszczynać postępowania sądowe. Ta wykazana skuteczność wyjaśnia, dlaczego wybór nowego szefa SAPO przeciąga się już od ponad roku, ponieważ partykularne interesy utrudniały powołanie osoby, której nie mogą kontrolować.

9 października komisja selekcyjna ponownie nie posunęła się do przodu. Ponieważ trzech członków wyznaczonych przez parlament nie stawiło się, komisja nie mogła osiągnąć kworum. We wspólnym oświadczeniu USA i UE określiły to ostatnie opóźnienie jako “niezrozumiałe i nieuzasadnione”. O ile rzeczywiście można je uznać za nieuzasadnione, o tyle daleko mu do bycia niezrozumiałym. W rzeczywistości było ono całkowicie przewidywalne.

Inny przypadek dotyczy reformy sądownictwa, postrzeganej jako niezbędna do oczyszczenia systemu sądowniczego w kraju. Latem 2021 r. parlament przyjął dwie ustawy reformujące, obie zachwalane przez rządy zachodnie. Proces ich wdrażania utknął jednak w martwym punkcie, ponieważ Rada Sędziów [czyli odpowiednik polskiej KRS] ociągała się z powołaniem członków do panelu, który będzie weryfikował sędziów. Drażliwa kwestia ponownie dotyczy mianowania zagranicznych ekspertów, którzy są uważani za niezbędnych do przełamania kontroli oligarchów.

Prezydent Zieleński ma wiele powodów do niepokoju. Został wybrany w kwietniu 2019 r. w wyborach powszechnych, zdobywając trzy czwarte głosów. Zachwycone perspektywą zmian, młode pokolenie Ukraińców wypchnęło go do przodu. Kraj był pełen nadziei na lepsze jutro.

Siła kampanii Zieleńskiego wynikała z jego dwóch solennych obietnic — zakończenia wojny w Donbasie i twardego rozprawienia się z korupcją. Żadna z nich nie została zrealizowana. Wojna o niskiej intensywności z Rosją trwa nadal, a korupcja pozostaje ropiejącą raną, poważnie utrudniającą jakiekolwiek ożywienie gospodarki i poprawę standardu życia Ukraińców.

Brak postępów w rozwiązywaniu konfliktów o Krym i Donbas nie jest zaskoczeniem. Od początku było oczywiście jasne, że Ukraina jest tylko pionkiem w fundamentalnej rywalizacji między Rosją a Zachodem. Istotą działań dyplomatycznych, reklamowanych chętnie pod takimi nazwami jak “format normandzki” czy “proces miński”, było umożliwienie Kremlowi prowadzenia gry “dziel i zwyciężaj”.

Problem polega na tym, że ten scenariusz jest nam już doskonale znany. Stawanie po stronie Ukrainy jest teraz częścią wewnętrznej agendy na Zachodzie; pomaga budować kariery i zbierać fundusze dla think-tanków. Ale nie jest to w stanie zapewnić “efektywnego wsparcia na poziomie międzynarodowym”, o które zabiega prezydent Zieleński.

Prof. Stefan Hedlund, ekonomista, publicysta, historyk, dyrektor naukowy w Centrum Studiów Rosyjskich i Euroazjatyckich na Uniwersytecie Uppsala (Szwecja)

Źródło

Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.