Kiedy słucha się polityków PiS i ogłada np. TVP Info to ma się nieodparte wrażenie, że władze polskie nie są zainteresowane zakończeniem kryzysu na granicy. Stąd bardzo nerwowe reakcje na mediację jakiej podjęła się Angela Merkel, która już dwa razy rozmawiała z Aleksandrem Łukaszenką. Skoro doszło do drugiej rozmowy, to znaczy, że strony osiągnęły już jakieś porozumienie.
Tymczasem u nas rozległy się okrzyki oburzenia. Jeden z polskich komentatorów pisze: „Rozmowa telefoniczna Merkel z Łukaszenką to bardzo zła wiadomość, bardzo zła. Nie do obrony”. Czy rzeczywiście „nie do obrony”?
Polskie argumenty wysuwane przeciwko inicjatywie Merkel brzmią tak – ona uwiarygodnia Łukaszenkę, który przecież nie jest legalnym prezydentem Białorusi, inni mówią – to jest zdrada opozycji białoruskiej. Jeszcze inni – te rozmowy marginalizują polski rząd. Z kolei Jacek Saryusz-Wolski ubolewa: „Niemcy i Francja negocjują z Rosją i Białorusią ponad głowami państw doświadczających hybrydowej agresji. To złamanie zasad wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa UE”.
Motyw „rozmów ponad naszymi głowami” jest bodaj najczęściej spotykany. Prezydent Andrzej Duda podczas pobytu w Czarnogórze zadeklarował: „Powiedziałem prezydentowi Niemiec, że Polska nie uzna żadnych ustaleń ws. sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, które zostaną podjęte ponad naszymi głowami”. Nad wszystkim unosi się oczywiście nasza nieustająca obsesja na temat wrogiego nam niemiecko-rosyjskiego porozumienia z nieśmiertelnym paktem Ribbentrop-Mołotow w tle, który jest wciąż przywoływany jako przykład i przestroga, mimo że jest to już tylko i wyłącznie upiór przeszłości.
W takim razie co Polska proponuje w zamian, jaka jest alternatywa dla rozmów Merkel-Putin i Merkel-Łukaszenka? Ano pohukiwanie razem z Litwą i innymi krajami bałtyckimi, zapowiedź uruchomienia art. 4 traktatu waszyngtońskiego, co jest jasną próbą eskalacji konfliktu w bardzo niebezpiecznym kierunku, to są spotkania pana prezydenta z panią Ciechanowską, będącą kontynuowaniem idiotycznej polityki ignorowania faktów i wmawianiem opinii publicznej, że ta pani jest legalnym prezydentem Białorusi, co prawda nie mającym żadnego wpływu na to co się dzieje, ale kogo to w Polsce interesuje, wreszcie intensywną propagandą wmawiającą, że za wszystko co się dzieje na granicy odpowiada Moskwa i Putin, co jest tezą naciąganą i w dodatku nieprawdziwą.
Polska, nie mając żadnych możliwości prowadzenia dialogu z przywódcami państw bezpośrednio uczestniczących w tym konflikcie, wyklucza się także z wpływu na proces ewentualnego jego zakończenia. Warszawa z jednej strony nie chce rozmawiać z „dyktatorami” i „satrapami” z Mińska i Moskwy, ale wiadomo też, że i Mińsk i Moskwa nie mają zamiaru rozmawiać z Warszawą. W tej sytuacji rozmowy na temat deeskalacji i zakończenia kryzysu prowadzi Paryż i Berlin.
Postawa Warszawy przypomina do złudzenia metodę uprawiania polityki zagranicznej, którą stosował Lech Kaczyński. Była to polityka „dawania świadectwa”. Podczas pamiętnego wiecu w Tbilisi krzyczał do tłumu: „Przyjechaliśmy tutaj, żeby podjąć walkę”.
W tym samym czasie ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy prowadził intensywne rozmowy na Kremlu na temat zakończenia konfliktu, i to on wynegocjował zatrzymanie rosyjskiej ofensywy, co zapobiegło zajęciu stolicy Gruzji i upadkowi Saakaszwilego. W tym samym czasie, kiedy Lech Kaczyński „dawał świadectwo” przerażony Saakaszwili potulnie podporządkował się ustaleniom, jakich dokonali Putin i Sarkozy.
Jan widać ta historia niczego polskich polityków nie nauczyła – oni nadal uznają, że Lech Kaczyński był genialnym politykiem, przenikliwym i przewidującym. Ta „szkoła” polityki zagranicznej, w swoje istocie groteskowa, destrukcyjna i samobójcza, jest więc obecnie kontynuowana. Ale co tam – ważniejsze jest coś innego. Na końcu każdego seansu w TVP Info pokazywany jest diagram ze słupkami poparcia dla poszczególnych partii. A tu słupek z napisem PiS rośnie. I o to chodzi.
Jan Engelgard, historyk, publicysta, pisarz, działacz społeczny, przewodniczący Rady Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego, polityk
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.