Tegoroczny Marsz Niepodległości przeszedł do historii, nie wnosząc do rzeczonej nic ciekawego. Trudno się zresztą dziwić, gdyż tym razem nasi dzielni funkcjonariusze zamiast dbać by nie zabrakło zadymy, dla odmiany postarali się by tej zadymy nie było. Czyli można. Prawdopodobnie „było można” od samego początku. Tylko, że bez latających płyt chodnikowych, gazu pieprzowego, rac i pałowania losowo wybranych przechodniów to już nie jest ta sama impreza.
Rzecz jasna skoro to rząd przejął w swe chciwe łapska organizację największej patriotycznej imprezy masowej, z całą pewnością łatwo jej nie wypuści. Zdaje się więc, że musimy przyjąć do wiadomości, iż kolejne marsze będą najzwyczajniej w świecie nudne. Wszystko wskazuje na to, że ostatni Marsz Niepodległości w starym dobrym stylu przeszedł w roku 2020 i prędko nie wróci. Najpewniej nie wróci nigdy.
Wielu twierdzi, że po przejęciu przez rząd Marsz Niepodległości stracił sens. To oczywista nieprawda. W istocie stracił go znacznie wcześniej. Dziesiątki tysięcy ludzi corocznie pałętało się bez celu po Warszawie, wykrzykując mniej lub bardziej mądre hasła i ogólnie robiąc sporo zamieszania. I choć przemaszerowali tak razem kilka milionów kilometrów w sensie politycznym nie doszli nigdzie. A nie musiało tak być.
Kiedy w roku 2012 Robert Winnicki ogłosił budowę szerokiej formuły społecznej pod nazwą Ruch Narodowy i obranie metody długiego marszu, miał szansę na osiągnięcie interesujących rezultatów. Niestety, jak to zwykle bywa, rzeczony marsz zamiast być olimpijskim dystansem 50 kilometrów przypominał raczej pijacki trucht do najbliższej Żabki. Natomiast szeroka formuła polityczna szybciuteńko przybrała oblicze kanapowej partii politycznej. Partii, która pewnym krokiem zmierzała na śmietnik historii. I trafiła by tam gdyby nie fatalny polityczny błąd Pawła Kukiza, skądinąd nie pierwszy i nie ostatni.
Tak czy inaczej dzięki temu mamy dziś w sejmie na przykład wspomnianego wcześniej Roberta Winnickiego. To bardzo dobra wiadomość dla wszystkich stron. Dla Roberta, bo ma w miarę dobrze płatną pracę, o którą niełatwo ludziom z jego kwalifikacjami. Jest to jednak także pozytywna wiadomość dla nas – komentatorów naszego politycznego grajdołka. Taki Winnicki wiele szkody nie wyrządzi, a od czasu do czasu palnie jakieś głupstwo, z którego można się bezkarnie ponaigrywać.
Wracając jednak do samego marszu, pomimo jego oczywistej bezcelowości nie powinniśmy całkowicie lekceważyć jego roli. Choćby dlatego, że stał się ważnym elementem budującym tożsamość całego pokolenia narodowców. Jako jednak, że sam MN jest ideowo wysoce synkretyczny, ukształtowane przez niego pokolenie w sferze imponderabiliów jest co nieco… pogubione.
Najlepszym tego symbolem jest plakat promujący tegoroczny marsz, na którym obok pana Romana widzimy nieco zgrzybiałą postać Józefa Piłsudskiego. To jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej. Po wczytaniu się dorobek „intelektualny” obecnych dwudziestolatków odkrywamy ze zgrozą, że oto, po raz pierwszy w historii, mamy w Polsce narodowców insurekcyjnych, czczących „czyn”, pogrążonych w oparach wyklętyzmu… To swego rodzaju nowa jakość, bo o ile dotychczas narodowcom zarzucano kopiowanie dawnych wzorców (niestety często słusznie), ci obecni są kreatywni. Dzięki temu stanowią groteskową karykaturę organizacji narodowo – radykalnej a nie jej grupę rekonstrukcyjną. Oglądamy więc dziś obrazki niemal żywcem wzięte z „Zezowatego szczęścia” a nawet prześcigające filmowy pierwowzór.
Co jednak dalej z samym marszem? Ano nic. Zapewne będzie szedł dalej, być może nawet bardziej licznie niż dotąd, a z pewnością bezpieczniej. Jeśli zachowa choć pozory autonomii, nawet pod kierownictwem pana Bąkiewicza, być może utrzyma nieco swojego dawnego kolorytu. Nie uczyni wiele dobrego, ale zapewne też niewiele złego.
W końcu mieszanie w głowach młodych ludzi odbywa się przy użyciu innych instrumentów. Hasła rzucane na marszu są jedynie egzemplifikacją rezultatów owego mieszania… Poza tym spacery na świeżym powietrzu są zasadniczo zdrowe. Jeśli więc ludzie mają na to chęć, niech sobie maszerują ile wlezie.
Przemysław Piasta, polski polityk, historyk, przedsiębiorca, prezydent Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego
Kolegium redakcyjne nie zawsze zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak staramy się publikować opinię z różnych stron i źródeł, które mogą być interesujące dla czytaczy i odzwierciedlać różne aspekty rzeczywistości.