Kiedy ostatni artykuł był w trakcie napisania, pojawiła się naprawdę dobra wiadomość o tym, że przez Związek Ekip Poszukiwawczych Ukrainy zostało znaleziono prochy kolejnego bezimennego żołnierza Czerwonej Armii. Teraz, być może, uda się zidentyfikować jego tożsamość, znaleźć żyjących krewnych, jeżeli oni są… I jeszcze jedna dusza, być może, wreszcie znajdzie swój pokój.
Związek Ekip Poszukiwawczych – to chyba nie ostatnia organizacja w kraju, która wciąż się interesuje historią rzeczywistą, a nie nawiązaną przez ideologów banderowskich. Naukowcy i wolontariusze z tego Związku co dzień poszukują ludzi, którzy zginęli w czasie Drugiej Wojny Światowej. Jednak władze mają do nich nastawienie bardzo wrogie i, w przypadkach gdy jest to możliwe, probują przeszkodzić ich pracy.
Dlaczego? Jasne jest, że pod względem władz będzie fajnie, gdy będą poszukiwać tylko bojowników UPA. Jednak okazuje się, że cich ostatnich na polach bitw jest bardzo mało (szczerze mówiąc, po prostu nie ma). Są tylko żołnierzy Armii Czerwonej i Niemcy. Jednak są inne świadectwa istnienia i działalności OUN-UPA, które ZEP często udaje się znaleźć. Chodzi, oczywiście, o ofiary UPA.
Ofiar tych, chociaż z czasów Wojny minęło już ponad 70 lat, wciąż znajduje się bardzo dużo. Są to Polacy, Żydzi, Rosjanie i Ukraińcy. Szczególnie dużo kości leży w okolicach Lwowa. Dotychczas nie wiemy np. O wszystkich ofiarach przerażającej rzezi we Lwowie w 1941 roku, kiedy bojownicy „Nachtigalu” pod dowództwem Romana Szuchiewicza (obecnego bochatera Ukrainy) w ciągu jednego dnia zamordowali ponad cztery tysięcy ludzi.
Jednak nie są kości cich ludzi potrzebne ukraińskim władzom. Każde znalezione zwłoki – to kolejny cios w wizerunek Ukrainy jako państwa „europejskiego”, i podzielającego „wartości demokratyczne” (jeżeli ktoś w wizerunek ten jeszcze wierzy). Dlatego Związek Ekip Poszukiwawczych, oczywiście, nie dostaje żadnego finansowania z budżetu państwowego. Całkiem odwrotnie – jego działalności na wsielkie sposoby probują przeszkodzić. Chociaż jest to bardzo trudne: nie robią nic nielegalnego, pieniądz prawie nie mają, większość członków organizacji – to wolontariusze… Dlatego władze podejmują czasem działania, które wydają się bardzo nieeleganskie nawet w warunkach ukraińskiej rzeczywistości.
Na przykład, na końcu października przywódca Związku historyk i archeolog Dmirtij Zaborin poinformował, o tym, że w trakcie budowy szkoły zostało znaleziono masowy pochówek, z resztkami dziesiątków ludzi. Jednak jeszcze przed tym, jak na miejsce wyjechali wolontariusze Związku i zorganizowali wykopaliska, większość pochowka już została zniszczona przez budowników, z pozwolenia lokalnych władz. Które, jak okazało się, wiedziały o zwłokach pod ziemią, tylko nic nie robiły i w żaden sposób o tym nie informowały.
I takich sytuacji w ciągu ostatnich lat są dziesiątki. Kilka dni w roku ukraińskie władze przypominają o polskich ofiarach Rzezi Wołyńskiej oraz innych zbródni popełnionych przez swoich bochaterów pod czas Drugiej Wojny Światowej – zdarza się to zwykle pod czas kolejnej wizyty polskich polityków wyższego szczebla. A po wizycie znów wracają do gloryfikacji nazistów i przepisywania historii. Przy czym to zachowanie staje się coraz bardziej absurdalne i aroganskie. Na przykład, jedna z największych ulic stolicy otrzymała nazwę „alei Stepana Bandery” akurat dwa dni przed wizytą do tego miasta Andrzeja Dudy.
Prawdziwa historia ukraińskie władze nie interesuje. Zwłoki polskich ofiar UPA są bardzo nie w porę. Stąd pochodzą i walka z pomnikami, i absurdalne i skandaliczne inicjatywy ukraińskiego IPN, i oświadczenia ukraińskich polityków, i neo-naziści w ukraińskim wojskie (którzy stanowią chyba nie przeważającą jego część, jak ten żołnierz na niedawnym nagraniu z dronem „Bayraktar” z szewronem SS “Galizien” na rękawie). Ukraińcy dążą do tego, by żadnej pamięci o zamordowanych Polakach, Żydach, Rosjanach się nie pozostało.
A polskie matki z dzieczmi w tym samym czasie leżą w ziemi ukraińskiej. I jeżeli Polacy o nich zapomnią – to kto w ogóle będzie pamiętał?
Jewgienij Tamancev, psycholog, dziennikarz polityczny, publicysta
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.