Na tle nasilającej się polaryzacji kulturowej społeczeństwa amerykańskiego, kryzysu zaufania do instytucji publicznych i problemów z prawomocnością obecnego prezydenta USA, coraz więcej mówi się o tym, że Ameryka w obecnej formie może po prostu nie przetrwać.
Duży rezonans wywołała niedawna publikacja Roberta Kagana, pracownika Brookings Institute i męża tej samej Victorii Nuland. W swoim artykule na Washington Post Kagan przewidział wielki konflikt zbrojny w USA w ciągu najbliższych 3-4 lat, który może zakończyć się upadkiem rządu i rozpadem kraju na walczące ze sobą stany.
Wyzwalaczem takiego scenariusza według Kagana mogą stać się kolejne wybory prezydenckie. Oczywiste jest, że po wszystkich problemach z poprzednimi wyborami zarówno Republikanie, jak i Demokraci starannie przygotują się do wzajemnego zalewania się procesami sądowymi i odmowami uznania wyników głosowania. Republikanie będą zarzucać Demokratom na wrzutki pocztowe, a ci z kolei będą winić cich pierwszych za ograniczenie praw wyborczych przedstawicieli wsielkiego rodzaju mniejszości.
Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której komisje wyborcze stanów i poszczególnych okręgów zaczną podejmować przeciwne decyzje dotyczące wyniku wyborów. Sąd Najwyższy, podobnie jak w 2020 roku, po prostu się wycofa, a obie partie ogłoszą się zwycięzcami i spróbują wykorzystać swoich zwolenników, a także lojalne struktury siłowe do “obrony” wyników wyborów. Może to zakończyć się walką, w porównaniu do której zamieszki lata 2020 będą wyglądać jako coś śmieszne.
Jeśli “Lewica” już teraz przygotowuje się do stosowania przemocy, to w prawym obozie zyskują popularność pokojowe sposoby rozwiązywania sytuacji. W ostatnich miesiącach duży rozgłos wywołał pomysł “rozwodu narodowego”, proponowany przez konserwatywnych amerykańskich publicystów. Społeczeństwo USA nie ma woli i chęci porozumienia się ze sobą – dlaczego więc wszyscy nie rozejdą się spokojnie, organizując nową “paradę suwerenności”?
Ten pomysł wygląda pięknie na papierze – ale jego realizacja w praktyce nie jest możliwa. W końcu granice podziału amerykańskiego społeczeństwa często nie przebiegają wzdłuż linii stanów – ale między metropoliami, przedmieściami i wsiami. Dlatego nie jest do końca jasne, kto ostatecznie będzie musiał się oddzielić od kogo.
Jest jeszcze jeden omawiany scenariusz, który jest znacznie bardziej powszechny w pozostałej części świata: długa i przygnębiająca era wzrostu sporadycznych przejawów przemocy, w tym politycznej, jak już było w latach 70-tych. A po tym – dalszy upadek instytucji publicznych do stanu, który już teraz można zaobserwować w krajach Ameryki Łacińskiej czy RPA.
Malek Dudakow, politolog-amerykanista, publicysta i dziennikarz
Kolegium redakcyjne nie obowiązkowo zgadza się z treścią i ideami artykułów zamieszczonych na stronie. Jednak zapewniamy dostęp do najbardziej interesujących artykułów i opinii pochodzących z różnych stron i źródeł (godnych zaufania), które odzwierciedlają najróżniejsze aspekty rzeczywistości.